Chorwacja to jak do tej pory najlepsza drużyna mundialu. Wyrachowani, ze znakomitą linią pomocy, elastyczni taktycznie.
Jak potrzebowali, zakładali Argentynie nie pressing, a chomąto. Potem orali nimi pole.
Jak chcieli przeczekać, rozkładali potrójne zasieki, wykopywali kilka wilczych dołów, a na koniec sięgali po broń ostateczną – rozrzucali przed polem karnym klocki LEGO.
To jedna z tych drużyn, które nawet w obronie potrafią zagrać efektownie. Niektóre pojedyncze akcje – miód na moje skołatane serce. Jak Domagoj Vida zrobił wślizg w drugiej połowie – niestety nie pamiętam na kim – to było to ładniejsze niż jedna trzecia mundialowych bramek.
Messi i Aguero, jedyni obiektywnie nieogórkowi zawodnicy ofensywy Sampaolego w pierwszym składzie, cały RAZ dotknęli piłkę w polu karnym. Definicja wyłączenia z gry. Deklasacja.
Bardzo szafuje się na tych mistrzostwach określeniem “drużyna kompletna”, sam to lekkomyślnie zrobiłem o Brazylijczykach. Co to znaczy – być piłkarsko kompletnym? Przecież nie mieć same gwiazdy w drużynie. Od tego bardzo daleko do kompletności, całe siedem przepaści. Znacznie bliżej, gdy masz zgrany, zwarty, mający wykonawców minimum europejskiej klasy w każdej formacji zespół, a który w boju potwierdzi, że nie jest skazany na jeden typ grania.
Wszechstronność może okazać się złotem mistrzostw, mocne nazwiska na papierze – złotem głupców.
Oczywiście jednak Chorwaci mają to do siebie, że nawiązują w ostatnich latach do tradycji Hiszpanów.
2016:
1:0 z Turcją.
2:2 z Czechami.
2:1 z Hiszpanią.
A potem co? 0:1 z Portugalią po najbrzydszym meczu w historii futbolu, który pobiła dopiero pierwsza połowa Polska – Senegal.
2014:
1:3 z Brazylią po niezłym meczu, gdzie mogło być różnie, gdyby nie błąd arbitra.
4:0 z Kamerunem.
1:3 z Meksykiem i do domu.
2012:
3:1 z Irlandią.
1:1 z Włochami.
0:1 z Hiszpanią, Navas w 88 minucie i do domu.
2008:
Niemcy miały rozdawać karty w naszej grupie, a tymczasem Chorwaci zdobyli dziewięć punktów. Tylko co z tego, skoro w ćwierćfinale, mimo strzelenia gola w 119 minucie, Semih ukłuł w 122 a potem Turcy wygrali w karnych?
W zasadzie jest to chorwacka tradycja, by do drugiego meczu wyglądać rewelacyjnie. Potem zaczynają się niejasne, nieprzewidziane problemy. maszyna się zacina. Tak może być i tym razem, porażkoodpornych w futbolu brak.
Ale może Chorwaci z doświadczeń ostatniego Euro – i nie tylko – zrobili użytek?
Nie idą na hurra, nie wygrywają bitew lecąc z szablą na czołgi. Grają po prostu mądrze.
***
Swoją drogą, każda z trzech bramek Chorwatów będzie pamiętna. Wielbłąd Caballero jest argentyńskim odpowiednikiem Jojki, piłki skaczącej przed Borucem na kępie trawy, jak i oczywiście parodii na 0:2 z Senegalem.
Bomba Modricia – perfekcyjna, fantastyczna, ale chyba i tak bardziej podobała mi się akcja na 3:0. To było ośmieszenie Argentyny. Zagrali jak na podwórku z o trzy lata młodszą klasą.
***
Z miejsca zaczęło się deprecjonowanie – a tam, jaka Chorwacja! Ograli słabą Nigerię i jeszcze słabszą Argentynę!
Oczywiście, Albicelestes są najmarniejsi od lat, bliżej im do Górnika Łęczna niż mistrzostw świata. Ile mieli problemów, by w ogóle awansować? Jak długo wisiało nad nimi widmo oglądania mistrzostw w TV? Podczas próby generalnej oberwali 1:6 w czapkę od Hiszpanów. Skąd przekonanie, o ich sile? Chyba tylko z magii nazwy.
Messi jeszcze niedawno chciał rzucić kadrę w diabły. Być może widział, że osiągnięcie sukcesu z tym trenerem i tą grupą ludzi graniczy z niemożliwym. Ostatecznie wrócił, ale po co? W zalewie przeciętności – Argentyna z Maximiliano Mezą z przodu?! – nie wyróżnia się niczym, dał się w niej utopić. Ale żebyśmy się zrozumieli: to nie jest tłumaczenie czy usprawiedliwienie. Portugalia też gra mocno średnio, ale CR7 ratuje jej tyłek. Czyli można.
Zawsze w takiej sytuacji pojawia się pytanie: rywale są tacy słabi sami z siebie, czy słabi przez ciebie?
Tylko PIĘĆ meczów na tym turnieju zakończyło się zwycięstwami wyższymi niż jedną bramką różnicy. Dwa razy tak wygrywali Rosjanie w grupie śmiechu, raz Belgowie z Panamą, a dwa razy Chorwacja.
Więc jeszcze raz: pognębieni w ten sposób to Arabia Saudyjska, Egipt, Panama, Nigeria i Argentyna.
Moim zdaniem to kolejny dowód chorwackiej mocy.
Faworyci, te wszystkie potęgi, gdzie od pierwszego do jedenastego miejsca w składzie gra kozak, na razie przekonują się, że na mundialu nie ma już słabych drużyn, bo każda Tunezja, Iran i Australia rzuca się do gardła, stawia trudne warunki. Tylko Chorwacja przeszła suchą stopą, nie tracąc bramki, wygrywając pewnie i ładnie.
Oczywiście może udało się im właśnie dlatego, że nie grali z tzw. słabszymi, więc nie grali z nikim, kto murowałby bramkę. Było jak grać, było miejsce.
Ale po dwóch zwycięstwach, fazie pucharowej na horyzoncie…
Istnieje ryzyko, że na murujących już nie trafią.
Leszek Milewski