Reklama

Kalinka (4). Jak tak dalej pójdzie, Rosjanie będą sobie doklejać wąsy

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2018, 15:16 • 4 min czytania 1 komentarz

Do sklepu, w którym prawie codziennie robię zakupy, wpada postawna babka, na oko lat pewnie pięćdziesiąt. – Mój już był? – pyta mnie, ale widząc zdezorientowanie na twarzy, bez słowa szuka kogoś, kto udzieli odpowiedzi. Jak się później dowiaduję, „jej” to lokalna legenda i trzeba pilnować, by trafił do domu, a nie pod półkę z wyskokowymi napojami. To tylko głupia pomyłka, ale w Soczi powoli przestaję czuć się jak obcy element. Staję się częścią społeczności. 

Kalinka (4). Jak tak dalej pójdzie, Rosjanie będą sobie doklejać wąsy

Mam już nawet znajomych, którzy wiedzą, że jestem Polakiem i po co tu przyjechałem. Jest mi o tyle łatwiej, że w czterech ścianach zamykać się nie mogę. Z innymi lokatorami dzielę kuchnię i pralkę. Są zwykłe rosyjskie rodziny z rozbieganymi dzieciakami, są gastarbeiterzy, którzy przyjechali do Rosji – jak strzelam – z Gruzji albo Azerbejdżanu, jest atrakcyjna dziewczyna, której roli jeszcze nie ustaliłem, ale ją widuję najczęściej, bo wieczory spędza głównie z – z reguły różnymi – kolegami na przylegającym do kuchni balkonie z widokiem na Morze Czarne. W skrócie: codzienność, o której na mundialu można było na chwilę zapomnieć.

35881883_1682868345100900_7612378607838560256_n

Tym bardziej, że gdy pytam tu ludzi o mundial, nie mają mi zbyt wiele do powiedzenia. Do ciągłego przyjmowania gości jako mieszkańcy nadmorskiego kurortu są przyzwyczajeni, a piłka nożna na co dzień nie jest ich namiętnością.

Reklama

To nie jest miejsce, w którym na kilku mniejszych boiskach zobaczysz dzieciaki, które uganiają się za piłką do momentu aż lokalny Seba musi iść, więc zabiera też gałę. Znacznie łatwiej jest spotkać dzieciaka, któremu z plecaka wystaje tenisowa rakieta. To nie jest miejsce, w którym łatwo nakłonić taksówkarza, by puścił w radiu mecz Maroka z Iranem, gdy jedziesz na stadion na Portugalię z Hiszpanią. To nie jest miejsce, w którym zarówno tzw. ulica, jak i strefa kibica na co dzień żyją podaniami Modricia czy skutecznością Ronaldo.

Moim nowym znajomym musiałem tłumaczyć, że ta ostatnia znajduje się w porcie. Na razie jej nie odwiedzili. Ja byłem w niej na meczu otwarcia i nie zaprzeczam – mimo początkowego sceptycyzmu i po większych owacjach dla uwielbiającego Soczi Putina (tu mówi się, że to jedna z trzech, obok Moskwy i Sankt Petersburga, stolic) niż dla piłkarzy na wstępie, entuzjazm wylewał się daleko poza ogrodzenia. Ale odwiedziłem ją też, gdy Peru grało z Danią i Chorwacja z Nigerią. Sprawa frekwencji była wtedy dość klarowna – na meczach puchy, a na koncercie pomiędzy spotkaniami tłumy. Po dźwiękach zgaduję, że akurat grała ich odpowiedź na Zenka Martyniuka. Nóżka chodziła.

Ale sytuacja jest dynamiczna, a sprawom nieco inny bieg nadaje kamanda Stanisława Czerczesowa. Przynajmniej ja odczuwam to w skali mikro. Sygnał numer jeden: ktoś w końcu spytał tego Polaka o trenera reprezentacji – choć po Twitterze widzę, że sam o tym trąbi, chyba dopiero odkryli, że facet był w Legii (a kilka lat temu zaliczył przecież też epizod w miejscowym klubie). Sygnał numer dwa: ktoś oglądał mecz Portugalia-Maroko w komunikacji miejskiej, a specjalną aplikację wypuszczoną przez „Match TV”, dzięki której dostęp do mundialu miał być dziecinnie łatwy, do tej pory znałem tylko z opowieści. Sygnał numer trzy: wczoraj w strefie kibica gwiazdą był nie „Zenek”, a Diego Costa i dzielni piłkarze z Iranu. I to nie tylko wśród Hiszpanów, którzy zostali tu dłużej po meczu z Portugalią.

Wspomniałem, ale jeszcze raz podkreślę – takie obrazki akurat w Soczi to spore osiągnięcie, rzut za trzy punkty. Tu nie ma piłkarskiej kultury. Żemczużyna Soczi ma na koncie kilka sezonów w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale to przeszłość okryta sporą warstwą kurzu. Próbę stworzenia poważniejszego klubu, który zapełni stadion Fiszt, podjęto w 2013 roku, ale klapa była tak spektakularna, że twór pod szyldem „FC” nawet nie przystąpił do rozgrywek w poprzednim sezonie. Kolejnym pomysłem ma być przeszczep. Idea przeniesienia się do nadmorskiego kurortu od czasu do czasu wracała tu na tapet i – pomimo protestu kibiców – ma dojść do tego właśnie teraz za sprawą drugoligowego Dynama Sankt Petersburg. Zespołu napędzanego przez pieniądze oligarchy i przyjaciela od judo Putina, Borysa Rotenberga, znanego między innymi ze wspierania klubów, w których występuje nie do końca utalentowany syn. Nowy potworek ma nazywać się „PFC”.

Czy odniesie sukces, który będzie można mierzyć nie tylko w milionowych transferach i zbudowanym na nich awansie, ale też w zainteresowaniu zwykłych ludzi, nie wiadomo. Na razie Soczi modli się o brak porażki z Urugwajem, bo wygranie grupy będzie oznaczać wizytę kadry w kurorcie na meczu 1/8 finału. Przy drugim miejscu też nie wszystko będzie stracone, bo ewentualne przejście kolejnego rywala będzie oznaczać ćwierćfinał na stadionie Fiszt. A po takim wydarzeniu, które dla mieszkańców Soczi byłoby kompletnie niespodziewanym zaproszeniem na ekskluzywną imprezę, chyba wszystko będzie możliwe.

roki pasek

Reklama

Foto główne: FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

1 komentarz

Loading...