Ktoś mądry powiedział kiedyś, że szczęściu trzeba pomagać – ot, cały sekret sukcesu Senegalczyków w dzisiejszym spotkaniu. Indywidualnie górowali nad podopiecznymi Adama Nawałki, zarówno pod względem fizycznym, jak i taktycznym. A że w kluczowych momentach mieli – no właśnie! – więcej farta? Cholera, oni przynajmniej dążyli do tego, aby zrobić z przodu coś konstruktywnego.
My natomiast przez półtorej godziny nawet nie potrafiliśmy się odgryźć. Nawet nie spróbowaliśmy! Ile składnych akcji przeprowadziliśmy przez 90 minut? Pół? Ewentualnie powstało jakieś zagrożenie ze skrzydła przy 0:2, kiedy wszystko było już pozamiatane. Nie tak to miało wyglądać. Wiadomo, że biało-czerwoni nie czują się najlepiej w ataku pozycyjnym, lecz jakakolwiek kreatywność byłaby jednak wskazana.
Aspektem, który w ogromnym stopniu wpłynął na to, jak zaprezentowali się wczoraj podopieczni Adama Nawałki, była zdecydowanie przegrana walka o środek pola. A może raczej nawet brak podjętej walki? Chyba tak. Najbardziej wymowna klisza to ta, kiedy Krychowiak zszedł po piłkę między dwóch stoperów, odwrócił się, chciał jakkolwiek rozprowadzić akcję, ale zamiast to zrobić, stanął jak słup soli i wkurwiony rozłożył ręce. Nic dziwnego, skoro cała reszta grała wówczas nie w piłkę, lecz w chowanego. Dziura w środku pola. Wielka niczym lej po bombie. Nikogo, aby odebrać futbolówkę, przejmując odpowiedzialność za rozegranie.
Inna sprawa, że w wielu sytuacjach role były odwrócone, aczkolwiek to tylko gorzej świadczy o całej drużynie. No i to tym bardziej symptomatyczne dla niej.
Biało-czerwoni zawiedli jako kolektyw, ale w kwestii organizacji ofensywny spodziewaliśmy się po nich znacznie więcej. Zerkamy zatem w kierunku Piotrka Zielińskiego, który znów został posadzony za kierownicą, choć okazało się, że wciąż prowadzi jakby zdał prawko co najwyżej po znajomości. Do tego jeszcze pojazd miał przebite opony, więc nie dziwmy się, iż w starciu z Senegalem zajeżdżaliśmy co najwyżej gdzieś w okolice koła środkowego. A dalej to już przeważnie z buta, piechotą. Stojanow. Czyli najlepiej tak, aby piłka „broń Boże do mnie nie trafiła”.
Za chwilę znów pewnie wrócimy do dyskusji – że Zielu w kadrze nie pełni takiej samej roli, że pozycja jest inna, że nie ma wokół siebie zawodników wykonujących więcej czarnej roboty, że zabrakło mu farta, że 19.06 nie założył szczęśliwych gaci, że tego dnia na jego kiepską dyspozycję wpłynął niekorzystny układ planet…
Ale czy aby czasem nie powinno być tak, że naprawdę klasowy zawodnik jest w stanie wznieść się ponad te rzeczy i mimo wszystko dać zespołowi impuls – lub nawet kilka – do lepszej gry? Do ataku? Niezależnie od tego, czy wrzucimy gościa na pozycję dziesiątki, ósemki, czy też liczby pi. Zerkamy w statystyki – dwa udane dryblingi: jeden na własnej połowie, drugi w środku. Wkład w grę defensywną praktycznie zerowy. Tak samo jak liczba wygranych pojedynków w formie zwodów. Do przodu zaś wcale nie lepiej. Okej, możemy przywoływać celność podań na poziomie blisko 85% oraz 7/9 celnych przerzutów i 91 kontaktów z piłką. Problem w tym, że absolutnie nic z tego nie wynikało. Co najwyżej 20 różnych nieudanych zagrań. Więcej miał tylko Piszczek – 23. Jedynie 33% podań do przodu, a także bilans do kogo najczęściej odgrywał (Krychowiak – 15, Pazdan – 13) też raczej martwi niż imponuje.
Być może powinniśmy wreszcie przejść do porządku dziennego nad tym, że nie jest to ktoś, kto sprawia, iż koledzy ustawieni wokół niego grają lepiej, lecz wręcz odwrotnie – to on potrzebuje mieć stworzone odpowiednie warunki, aby zabłysnąć. No to Adam Nawałka zyskał teraz pole do popisu.
Względem Zielińskiego nie mylmy jednak przyczyn takiego stanu rzeczy z ich usprawiedliwianiem. Robiliśmy to drugie zbył długo i dziś zapewne właśnie przez to wciąż nie możemy mówić o nim jako o pełnoprawnym liderze tej kadry. Pytanie, jak go uruchomić? Przede wszystkim – czy warto próbować budować zespół wokół niego, skoro póki co zawodził w większości ważnych meczów?
No cóż, szczerze współczujemy Piotrkowi, bo na pewno nie jest z siebie zadowolony po wczorajszym występie. Być może nawet znów pociekło mu po poliku kilka łez – tak jak po meczu z Ukrainą na Euro 2016 – bo zawiódł. Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, jak duży ma talent. Właśnie dlatego wymagamy od niego tak wiele, a nie tylko po to, aby się nad nim znęcać. W ostatecznym rozrachunku trzeba jednak postawić sprawę jasno. Za długo już na niego czekamy. O jeden mecz za długo. Tylko co z następnymi?
Fot. FotoPyK