– A może będą rewelacją, jak na mundialu w Brazylii? – zastanawiano się przed meczem Kostaryki. No, nie będą. Głupie pomysły wybił im z głowy Aleksandar Kolarov fantastycznym strzałem z rzutu wolnego. Serbowie potwierdzili wszystkie przewidywania – pomoc mają świetną, w ataku za to bryndza. Gdyby byli skuteczniejsi, to przewieźliby rywali nawet 3:0. A tak skończyło się na skromnym, jednobramkowym zwycięstwie.
Kostaryka – Serbia. . Potencjał na paździerz dnia. Faworytem byli Europejczycy, ale takim faworytem, jakim jest 6a w meczu z 5c. Niby lepsi, niby z większym potencjałem, ale gdyby na boisko wpadła drużyna z prawdziwego zdarzenia, to Serbowie i Kostarykanie mogliby się schować. Ze strony ekipy Mladena Krstajica spodziewaliśmy się błysku indywidualności – wiemy, że jako zespół jak zwykle nie istnieją, ale linia pomocy z Milinkoviciem-Saviciem, Maticiem czy Tadiciem robiła wrażenie. Goście zza wielkiej wody znów wyszli z piątką obrońców (tak, jak na MŚ 2014) i nastawili się na szybkie ataki po przechwycie piłki. Czyli teoretycznie z jednej strony fajerwerki, a z drugiej petardy hukowe.
Pierwsza połowa wyglądała jednak jak pokaz sztucznych ogni w kiblu Mario Balottellego. Kostaryka wyszalała się w pierwszym kwadransie, ale to szaleństwo doprowadziło tylko do jednej sytuacji strzeleckiej. Serbia skupiła się na atakach prawym skrzydłem, ale dwie najlepsze sytuacje stworzyła po daaaaleeeekich podaniach z głębi pola. W obu przypadkach strzelał Milinković-Savić, w obu bronił Keylor Navas, w obu sędzia odgwizdywał spalonego. W pierwszej sytuacji – wrzutka Kolarova – faktycznie Serb był bliżej bramki niż obrońcy, ale w drugiej – gdy popisał się fenomenalną przewrotką – już nie. Arbitra liniowego uratował jednak bramkarz Los Ticos.
Śmialiśmy się, że Kostaryka będzie zespołem “Navas i przyjaciele”, no i tak w gruncie rzeczy to wyglądało. Golkiper Realu bronił nieźle, ale do czasu, aż Serbowie przylutowali mu tak, że mógł tylko – jak swego czasu Artur Boruc w Legii – odpuścić sobie interwencję i zaklaskać strzelcowi. A był nim Aleksandar Kolarov, który przymierzył w samo okienko z rzutu wolnego. Być może był to do tej pory najładniejszy gol na mundialu – gdzieś w gronie wolniaczka Ronaldo czy zewniaka Czeryszewa. A Kolarov pocelował przy norażniku z kamienną twarzą. Taką, jak na tym filmiku Manchesteru City:
Chociaż sami nie wiemy, czy bardziej w tym meczu podobał nam się ten strzał Kolarova, czy jednak wąsisko trenera Kostaryki…
By all accounts Costa Rica’s ramirez is a fine fine coach
That said he has resting “nervous incompetence” face pic.twitter.com/gYID03TPfn
— Biff (@BiffdiBeppo) 17 czerwca 2018
Wydawało nam się, że Kostaryka po tej straconej bramce nieco się otworzy, że jednak te fajerwerki zostaną odpalone, ale Serbowie skutecznie nakrywali kocem każdą iskrę. Mało tego – mieli doskonałą okazję na podwyższenie prowadzenia, ale Kostić spudłował na pustą bramkę z czterech metrów. Chwilę później Mitrović w sytuacji sam na sam wolał się wywalić zamiast uderzyć na bramkę Navasa. Przez głowę przeszły nam te wszystkie flashbacki z Ekstraklasy. Brrr…
Aha, polski akcent! Aleksandar Prijović wszedł na boisko tuż przed końcem regulaminowego czasu gry i w 95. minucie mógł wylecieć z boiska. Sędzia długo oglądał jego uderzenie w twarz rywala, ale ostatecznie zrzucił to na karb walki o piłkę. I Serbia kończyła ten mecz w komplecie.
Co możemy powiedzieć o Kostaryce po takim meczu? Że możecie postawić wszystkie pieniądze na to, że nie wyjdą z grupy i nie mają szans na powtórzenie scenariusza sprzed czterech lat. Jeden czarny koń poszedł już na rzeźnię.
Co możemy powiedzieć o Serbach po takim meczu? Że brakuje im snajpera z prawdziwego zdarzenia. I że Milinković-Savić to straszny kocur, którego bać mogą się zarówno Szwajcarzy, jak i Brazylijczycy. Może nie nazwalibyśmy go odkryciem turnieju, bo przecież chłop nie jest anonimem, ale zawodnik Lazio wszedł do pokoju z napisem “po mundialu kupią nas za miliony”. W środku siedział już Gołowin.
Kostaryka-Serbia 0:1 (0:0)
Aleksandar Kolarov (57′)