Reklama

Jaka śmieszna katastrofa (2)

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2018, 11:56 • 4 min czytania 16 komentarzy

Roy Sullivan został rażony piorunem siedem razy. Prawdopodobieństwo bycia trafionym choćby raz wynosi – pi razy drzwi – jeden do bimbaliona, a Roy, strażnik parku narodowego Shenandoah, oberwał siódemką. Do dziś nie wiadomo czym tak wpienił Zeusa.

Jaka śmieszna katastrofa (2)

Po czwartym razie Roy sam zaczął wierzyć, że jakaś potężna siła uwzięła się na niego. Trudno nie wikłać się w teorie spiskowe, skoro za siódmym razem nie dość, że piorun podpalił mu włosy i spalił klatę, to jeszcze z lasu wyszedł niedźwiedź, z którym Roy musiał stoczyć walkę gałęzią.

W późniejszych latach ludzie unikali Roya, bojąc się, że oberwą rykoszetem.

Roy trafił do Księgi Rekordów Guinessa. przeżył siedemdziesiąt jeden lat. Miał o trzydzieści lat młodszą żonę.

Jego historia i tak miała większy rachunek prawdopodobieństwa, niż to, że Arabia Saudyjska zdobędzie na mundialu chociaż punkt.

Reklama

Jedyne, co póki co udało się Saudyjczykom, to stroje. Nie znajdziesz bardziej adekwatnych dla takich ogórków. Przecież Arabia Saudyjska wygląda, jakby powinna z miejsca zawinąć się z mistrzostw, a na swoje miejsce wpuścić lepszą drużynę, powiedzmy: zwycięzcę barażu Stomil Olsztyn – Radomiak Radom.

Wygląda, jakby nie dała rady wygrać nawet z Polską  za  drugiej kadencji Antoniego Piechniczka. Wygląda, jakby nie dała rady wygrać pucharu Arabii Saudyjskiej.

Jaki dramat musiał wczoraj przeżywać choćby Adam Mójta. Z każdą kolejną sekundą meczu było coraz oczywistsze, że gdyby Bixente Lizarazu z Jeleniej Góry urodził się Saudyjczykiem, zarabiałby w Al-Sadd pięć milionów dolarów. Jako najlepszego piłkarza kraju, król Salman ibn Abd al-Aziz Al Su’ud podejmowałby go na prywatnych audiencjach, na których zachwalałby Mójcie uroki swoich córek. Z okazji imienin wysyłałby kurierem przewiązanego czerwoną wstążką Rolls-Royca.

Oczywiście Mójta jechałby na mistrzostwa jako kapitan. Z racji przewyższania wszystkich kumpli jakością piłkarską o tuzin głów, wyszedłby na ten mecz jako playmaker. Trener Pizzi na tablicy narysowałby taktykę: “MASZ PIŁKĘ, GRAJ DO MÓJTY”, a do samego Adama podszedł przed pierwszym gwizdkiem, przytulił po ojcowsku i powiedział:

– Adam, jesteś tu najlepszy. Wszystko w twoich nogach. Daj, dzieciaku, czadu.

Ale niestety Mójta przegrał na loterii życia i zamiast ręki księżniczki, z rezerwami Piasta zajął przedostatnie miejsce w IV lidze.

Reklama

Prześmieszni są ci Saudyjczycy. Mieli na początku lat dziewięćdziesiątych swoje złote pokolenie, kiedy pokonali Belgów na mundialu, powalczyli z Oranje, wyszli z grupy na World Cup 1994 (pisałem o tej historii szerzej TU). O tych chłopców w Europie chcieli się pozabijać. Mohammed Al-Deayea? Chciał go Manchester United. Said Al-Owairan? Serie A, minimum, bo wtedy był w takim gazie, że jakby się uparł, trafiłby do Chicago Bulls za Scottiego Pippena.

Ale król postanowił, że nikt wyjeżdżać nie będzie, bo trzeba chronić rodzimy futbol i rodzimą ligę. No i nóż w plecy wszedł głęboko, wszyscy zdziadzieli, a cała saudyjska piłka w najlepszym wypadku może pomachać szabelką na lokalnym, azjatyckim podwórku, którego jakość wczoraj skompromitowała i należy podejrzewać, że skrzyknięty naprędce przez każdego was skład z Sebą, Matim, Łysym, Grubym i Soplem byłby pewniakiem do minimum ćwierćfinału Pucharu Azji.

I wiecie co? Ich dziadostwo mi nie przeszkadza. Oczywiście nagromadzenie takich Arabii Saudyjskich pewnie by mi przeszkadzało (o tym pisał dziś Kuba Olkiewicz w kontekście poszerzenia mundialu), ale jedna? Kupuję. Tak jak pisałem wczoraj, mundial to tygiel opowieści, a w dobrej opowieści dla mas, takiej jak mundial, musi być element komediowy, tzw. comic relief. Nie wiem czy byliście na najnowszych Avengersach, ale stawki szły grubsze niż podczas turnieju pokerowego na naszej integracji w Żelechowie, a potem wychodził Drax, jadł czipsy i sala pękała ze śmiechu. Taką samą rolę spełniał lata temu C3PO w “Gwiezdnych wojnach”, Olaf w “Królowej lodu”, Zbyszek w “Plebanii”.

Ja Saudyjczyków chętnie obejrzę. Ich mecze są zabawne. Mi w to graj, to kolejny łakomy kąsek w kotle. Dostatecznie wiele będzie drużyn dobrych, które pod płaszczem będą miały więcej arsenału niż Danny Trejo w Machete.

Screen Shot 06-15-18 at 11.44 AM

Dla równowagi przyda się ktoś, kto na rewolwerowy pojedynek z Johnem Waynem w samo południe wychodzi wyposażony w broń tajną, skuteczną, ale krótką: przysłowiowy kij z przysłowiową kupą.

Leszek Milewski

Poucz autora, że wykorzystanie stwierdzenia “przysłowiowy” jest błędne, bo nie ma adekwatnego przysłowia o kiju ani tym bardziej o kupie, a przecież na pewno nie użył tego sformułowania w sposób ironiczny

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

16 komentarzy

Loading...