W kadrze zadebiutował późno, bo w wieku niespełna 26 lat. Nie przeszkodziło mu to stać się jej legendą. M.in. za sprawą gry w biało-czerwonych barwach wywalczył też transfer do niemieckiego Magdeburga i – zero zaskoczenia – zapracował sobie tam na status klubowego symbolu. I to mimo tego że, zdaniem lekarzy, nie powinien być w stanie normalnie chodzić przez chorą łydkę.
Bartosz Jurecki zaskoczył dziś decyzją o zakończeniu kariery. Całkiem niedawno przedłużył przecież kontrakt z zespołem Azotów Puławy o rok, a w rozmowie z TVP Sport mówił, że chce pograć do czterdziestki, którą obchodzić będzie końcem stycznia 2019. W tym sezonie, wraz z ekipą z Puław, zajął trzecie miejsce w lidze i doszedł do finału Pucharu Polski. Przy dominacji drużyn Vive Kielce i Orlen Wisły Płock, śmiało można napisać, że to wynik najlepszy, jakiego można było oczekiwać. Przy okazji za swoje występy zebrał Gladiatora, zostając wybranym najlepszym obrotowym Superligi.
Zadecydowała, prawdopodobnie, propozycja objęcia funkcji trenera zespołu. Zwolniony z niej został Daniel Waszkiewicz i to Jureckiego wytypowały władze klubu na kolejnego szkoleniowca. Sam zainteresowany, w trakcie dzisiejszej prezentacji klubu, mówił tak:
– To była szalenie trudna decyzja. Już od tygodnia praktycznie nie śpię i wspólnie z żoną rozważaliśmy wszystkie za i przeciw takiej decyzji. Ostatecznie zdecydowałem się poprowadzić zespół. Trzeba w pewnym wieku powiedzieć sobie dość jeśli chodzi o granie i podjąć nowe wyzwania.
https://twitter.com/BartoszSportowy/status/1006184600941547521
Zadzwoniliśmy do Artura Siódmiaka, byłego reprezentanta a dziś eksperta telewizyjnego, by zapytać o jego zdanie na temat zakończenia kariery przez Jureckiego. Okazało się, że… dowiedział się o tym od nas:
– Zakończył już? Przecież miał jeszcze sezon pograć… Bartek nie spodziewał się zapewne, że taką propozycję dostanie, pewnie stąd się to wzięło. Z jednej strony, jeżeli dostał ofertę zostania trenerem Azotów, to rozumiem jego decyzję. Nie da się pogodzić funkcji trenera i zawodnika, nie dopilnuje się wtedy wszystkich rzeczy. Wiem, że Mariusz Jurasik prowadził tak Górnika Zabrze oraz Pogoń Szczecin i po prostu się nie da być równocześnie na boisku, analizując też wszystko z boku. Z tego punktu widzenia jest to dla mnie decyzja zrozumiała, choć jestem zaskoczony. Jest to jednak dla niego szansa, by poprowadzić naprawdę dobry zespół, który ma nawet szansę zaistnieć w Europie.
Korzystając z okazji nie mogliśmy nie zapytać o kwestię ksywki Jureckiego. Popularnego „Shreka” wymyślił bowiem Artur Siódmiak we własnej osobie. I się przyjęło. Na tyle, że obok Sławomira Szmala, znanego jako „Kasa”, to właśnie „Shrek” stał się najbardziej znanym pseudonimem w polskiej reprezentacji, używanym również prze komentatorów. Jak to było?
– No tak, ja to wymyśliłem, bo on wygląda jak Shrek. Nie obrażając nikogo, oczywiście, bo Bartek jest superfajnym facetem. Kiedyś na siłowni wyciskał sztangę, spojrzałem na niego i powiedziałem „O, wyglądasz jak Shrek, taki masywny jesteś”. Ma też taką szeroką twarz, z tego zawsze sobie trochę żartowaliśmy. Później po prostu ten Shrek został.
Masywne w Jureckim było (prawie) wszystko. Zresztą, na pozycji obrotowego nie da się inaczej, być dobrze zbudowanym to absolutna podstawa, by móc przepchnąć się między dwójką czy trójką rywali i rzucić do bramki. Do tego mnóstwo determinacji, ogromny talent i mamy materiał na gościa, który rzuca 729 goli w 234 meczach w reprezentacji. Ku zdumieniu lekarzy.
Artur Siódmiak:
– Z łydką Bartka były różne historie. Gdy grał w Magdeburgu, lekarze powiedzieli mu, że tak właściwie, to nie wiedzą, jak on biega i w jaki sposób uprawia wyczynowy sport z taką nogą, bo ma ją nie w pełni sprawną. Natomiast Bartek, jak było widać, radził sobie zupełnie dobrze.
Jedna z najważniejszych bramek Bartka Jureckiego w kadrze. Ech, co to była za kadra, co za ludzie, co za chemia… https://t.co/2VR3sfXdQh
— Maciej Wojs (@m_wojs) June 11, 2018
Do zalet Jureckiego należy jeszcze dopisać to, że gdy tylko schodzi z boiska, to z najbardziej charakternego i walecznego faceta staje się pomocnym, wesołym i uśmiechniętym gościem. Co najwyżej mógł pokłócić się z bratem, z którym zawsze spał w pokoju na zgrupowaniach, a nawet limity braterskiej miłości podobno potrafiły się czasem wyczerpać. Wiemy, że trudno w to wszystko uwierzyć, patrząc na to, co potrafił robić z rywalami, ale ufamy Arturowi Siódmiakowi:
– To miły, fajny facet. Bardzo uczynny, zawsze można było na niego liczyć. Jest duszą towarzystwa, poza boiskiem lubi tańczyć i rozbawiać atmosferę. Zawsze był, a pewnie wciąż jest, dobrym tancerzem. Kiedy wychodziliśmy, by się trochę rozerwać, Bartek zawsze był pierwszy na parkiecie. Poza tym wszystkim jest też cichy i spokojny. Wiele rzeczy można o nim powiedzieć, ale będą to zapewne same pozytywy. Nie słyszałem, żeby ktokolwiek powiedział o nim coś złego.
Co jeszcze można napisać o Jureckim? Że nigdy nie skorzystał z ofert przejścia do Kielc czy Płocka, choć ten pierwszy klub żywo się nim interesował. Wolał zostać legendą Magdeburga, a potem pograć w Chrobrym Głogów, klubie swojej młodości, z którego do kadry wyłowił go Bogdan Wenta. Na koniec dołożył dwa sezony w Azotach. W Niemczech jego numer jest zastrzeżony, a koszulka zawisła pod dachem GETEC Areny, gdzie gra jego była ekipa.
Fot. FotoPyk