Brazylijczycy na swojego ostatniego przeciwnika przed mundialem wybrali sobie całkiem niezłą i na pewno wymagającą drużynę. Austriacy w dobrym stylu wygrali siedem ostatnich meczów, ogrywając niedawno Rosjan i Niemców, dwóch innych uczestników mundialu, więc można było zakładać w ciemno, że dziś też wysoko zawieszą poprzeczkę. I faktycznie, były w tym meczu fragmenty, gdy zawodnicy prowadzeni przez Franco Fodę zaprezentowali swoje mocne strony, ale w gruncie rzeczy i tak mieli bardzo mało do powiedzenia. Canarinhos byli szybsi, kreatywniejsi i po prostu lepsi, o czym najlepiej świadczy wynik. Na mundial są gotowi w każdym, nawet najdrobniejszym, aspekcie.
Tite sparingowe spotkanie z Austrią potraktował z pełną powagą. Od pierwszej minuty posłał w bój swoich najlepszych zawodników, aktywnie dyrygując nimi zza linii bocznej. Początek był co prawda niemrawy, Brazylijczycy rozpędzali się dość wolno, ale z każdą upływającą minutą zdobywali coraz większą przewagę. Zawodziła ich jednak skuteczność – w niezłych sytuacjach mylili się Casemiro czy Paulinho. Przełamanie przyszło dopiero w 36. minucie, gdy Gabriel Jesus przejął w polu karnym piłkę odbitą od jednego z Austriaków i precyzyjnym strzałem pokonał Lindera.
Gospodarze spotkania od czasu do czasu dość groźnie się odgryzali, ale ewidentnie brakowało im jakości. Gorzej, że na boisko wyszli chyba po kuracji, której podstawowym składnikiem był wirus wścieklizny. Momentami autentycznie sprawiali wrażenie ludzi, którzy przeciwnikom chcą po prostu połamać nogi. Najczęściej na glebie lądował oczywiście Neymar, który – jak to Neymar – dryblował w najbardziej bezczelny sposób. Chcielibyśmy wiedzieć dlaczego sędziujący ten mecz Viktor Kassai praktycznie nie reagował na ten pokaz bandyterki, ale żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodzi nam do głowy. Prawda jest jednak taka, że Prodl czy Schopf ze względów dyscyplinarnych nie mieli prawa dokończyć tego meczu, a do szatni schodzili wyłącznie z żółtymi kartonikami na koncie.
Z drugiej strony, może to właśnie ta przesadna agresja rywali rozdrażniła Brazylijczyków do tego stopnia, że ci w drugiej połowie zaczęli tańczyć i po prostu ich ośmieszać? Inaczej bowiem nie da się nazwać tego, co przy drugiej bramce Neymar zrobił z Dragoviciem, kolejnym chętnym do pokiereszowania piłkarzy Tite. Gwiazdor PSG pokazał w tej akcji wszystko to, z czego jest kojarzony i za co jest uwielbiany, potwierdzając tym samym, że do Rosji wybiera się w naprawdę wysokiej formie. Kropkę nad i w dzisiejszym spotkaniu w 69. minucie postawił Coutinho, który swoją bramkę strzelił po składnej i przyjemnej dla oka akcji zespołowej gości.
W końcówce meczu swoje szanse mieli też gospodarze, ale ostatecznie piłka ani razu nie wpadła do bramki strzeżonej przez Alissona. Musimy jednak przyznać, że zarówno Hierlander, jak i Arnautović byli całkiem blisko powodzenia. Ogólnie jednak Brazylijczycy pokazali Autriakom ich miejsce w szeregu. No a przy okazji potwierdzili, że mają wyłącznie mistrzowskie aspiracje i po mundialu chcą dokleić sobie na koszulkę szóstą gwiazdkę. I na podstawie tego, co zobaczyliśmy dzisiaj, wcale nie zdziwimy się, jeśli rzeczywiście tak się właśnie stanie.
Austria-Brazylia 0:3 (36′ Gabriel Jesus, 63′ Neymar, 69′ Philippe Coutinho)
Fot. Newspix.pl