Przez transferowe zawirowania i niepewność co do swojej przyszłości już niejedna gwiazda zawaliła wielki turniej, a przynajmniej nie przystępowała do niego skoncentrowana na sto procent. Anglicy mogą mieć pewność, że od dziś ten problem nie będzie dotyczył ich kapitana. Harry Kane podpisał nowy kontrakt z Tottenhamem, co mogło uradować nie tylko fanów “Spurs”, ale również wszystkich kibicujących reprezentacji Synów Albionu.
24-letni napastnik na mocy nowej umowy ma zarabiać dwa razy więcej niż dotychczas, czyli 200 tys. funtów. Starczy na coś więcej niż dobra szynka do chleba z masłem. To już pobory, którymi mogą pochwalić się tylko najwięksi z największych.
We are delighted to announce that @HKane has signed a new six-year contract with the Club, which runs until 2024. #OneOfOurOwn pic.twitter.com/4p6xfVTLkE
— Tottenham Hotspur (@SpursOfficial) 8 czerwca 2018
Właściciel Tottenhamu, Daniel Levy znów pokazał, że jego klub nie zamierza być dostarczycielem towaru dla najbardziej znanych marek w Europie, a jeśli już ktoś planuje mu kogoś zabrać, musi płacić kosmiczne sumy. Kane’a od pewnego czasu łączono z Realem Madryt. Podobnie jest dziś w przypadku trenera Mauricio Pochettino, który przedłużył kontrakt pod koniec maja. Teraz Realowi znacznie trudniej będzie wyciągnąć kogoś z tej dwójki. To ma być dopiero początek. Należy spodziewać się, że wkrótce na dłużej z londyńską ekipą zwiążą się jej kolejne asy.
Kane to największa nadzieja Anglików na przełamanie impasu i osiągnięcie czegoś konkretnego na mundialu. Od 1990 roku, gdy udało się dojść do półfinałów, zawsze rozczarowywali, a w USA w ogóle ich nie było. Na rosyjskiej imprezie snajper “Spurs” może sobie porządnie postrzelać, bo w grupie ma słabeuszy, czyli Panamę i Tunezję. Nawet jeśli drużynowo nie będzie sukcesu, to sam zainteresowany jest w stanie natłuc tyle goli, że konkurenci mogą mieć problem, żeby go przegonić.
Trudno nie lubić tego piłkarza, bo jego losy to wręcz filmowa historia. Wychowanek klubu, w którym teraz błyszczy – to raz. Długo błąkający się po wypożyczeniach, gdzie furory nie robił – to dwa. Trzy – jak już odpalił, to klękajcie narody. W samej tylko Premier League przez ostatnie cztery sezony zdobył 105 bramek. Co roku poprawiał swój wynik (teraz 30 goli), dwukrotnie zostawał królem strzelców. A do tego pozostaje normalnym gościem, któremu nie odbiła palma, o co bardzo łatwo, gdy już od dłuższego czasu jest się na szczycie.
Fot. Michał Stawowiak/400mm.pl