Reklama

„Diablo” wygrywa walkę o karierę

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

03 czerwca 2018, 02:07 • 3 min czytania 2 komentarze

Powiedzmy sobie szczerze: Krzysztof Włodarczyk walczył z lepszymi rywalami niż Olanrewaju Durodola i w większych halach niż rzeszowska. Ale nigdy do tej pory nie boksował o taką stawkę, bo przed pojedynkiem jasno dawał do zrozumienia – wynik tej walki zadecyduje o jego karierze.

„Diablo” wygrywa walkę o karierę

Jeśli ktoś zasiadł przed telewizorem skuszony zapowiedziami sprzed gali, musiał czuć się rozczarowany. Fakt, w ringu znalazło się dwóch puncherów, którzy jednym ciosem potrafią załatwić rywala, ale obaj chowali się za gardą i próbowali wyczuć słabość przeciwnika. Doskoczyć, zadać cios, odskoczyć. Napieprzanki brak. Dla „Diablo” takie rozwiązanie to żadna nowość, Nigeryjczyk radził sobie z tym znacznie gorzej.

Kariera Durodoli to nokauty, jeden za drugim. Zgromadził ich 25 na 27 wygranych walk. Dziś miał nadzieję dopisać kolejny. Przydomek „God’s Power” nie wziął się znikąd. Parę w łapach Nigeryjczyk ma i, zwykle, wie jak z niej skorzystać. W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” głośno mówił o tym, że dąży do zdobycia pasa, a walka z Włodarczykiem ma być kolejnym krokiem na drodze do niego.

Reklama

– Najpopularniejszym sportem jest u nas oczywiście piłka nożna, a także lekkoatletyka. Aby zauważono pięściarza, musi być on kimś naprawdę wielkim. Dlatego chcę zostać mistrzem świata. Jeśli Pan Bóg pobłogosławi mojej ciężkiej pracy, tak się stanie. Wtedy ludzie na ulicy będą się zatrzymywać i pozdrawiać mnie. Taką sławą z bokserów cieszył się u nas chyba tylko Samuel Peter.

Nigeryjczyk miał więc dążyć do nokautu, jak to robił chociażby w starciu z Dmitrijem Kudriaszowem, pojedynku, który przyniósł  mu międzynarodowy rozgłos. Sensacyjnie pokonał wtedy Rosjanina i zbliżył się do walk o najwyższe laury. To m.in. takie pojedynki pokazywały, że dzisiejszy rywal Włodarczyka amatorem nie jest, równocześnie tworząc zadanie, jakie „Diablo” przed sobą postawił, jeszcze trudniejszym.

I chyba dlatego nie było w poczynaniach Polaka żadnego zbędnego ryzyka, wręcz przeciwnie: to był zimny, wyrachowany i do bólu (rywala) skuteczny bokser. Taki, który wyczekuje na swoje okazje, równocześnie niemal nie pozwalając trafić się przeciwnikowi. Nie boimy się tego napisać: taki Włodarczyk  naprawdę może myśleć jeszcze o powrocie na salony. Walka o pas mistrzowski? Nie mówimy nie, możliwości wciąż są, a komu jak komu, ale „Diablo” – z całą jego historią – determinacji na pewno nie zabraknie.

– Wieku nie oszukam. Ta walka może przybliżyć mnie do wymarzonych celów, dlatego jest to pojedynek o być albo nie być. Nie chcę boksować na galach do kotleta, chcę walczyć z dobrymi rywalami o trofea i dobrą kasę.

https://twitter.com/RingBlogpl/status/1003047890162470912

Tak, jeszcze przed starciem, mówił „Super Expressowi” polski pięściarz. I faktycznie, wieku się nie oszuka, ale jak pokazał – da się z niego (i dziesiątek odbytych walk) czerpać doświadczenie. To była naprawdę dobra walka z jego strony. Bez morderczego tempa, bez piekielnie mocnych ciosów, może nawet rozczarowująca fanów, ale wymierzona na zwycięstwo, prawdopodobnie najważniejsze w karierze Włodarczyka. Miał pokazać się stary, dobry „Diablo”. Takie było założenie i udało się je zrealizować.

Reklama

Fot. 400mm.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...