Reklama

„Ręka Boga” przy szachownicy. Z kim przegrał Kasparow?



Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

01 czerwca 2018, 14:53 • 10 min czytania 24 komentarzy

Temat rywalizacji ze sztuczną inteligencją w najnowszej historii powraca nieustannie. Zmieniają się tylko daty, ale wszyscy eksperci są pewni – na dłuższą metę nie mamy w tej walce szans. Jedna z pierwszych porażek „ludzkości” miała miejsce w maju 1997 roku – szachowy arcymistrz Garri Kasparow przegrał ze stworzonym przez IBM superkomputerem Deep Blue. Tylko czy rzeczywiście uległ wtedy maszynie? Sprawa ma o wiele szerszy kontekst niż mogłoby się wydawać.

„Ręka Boga” przy szachownicy. Z kim przegrał Kasparow?



Wbrew pozorom wizja szachisty przegrywającego ze sztuczną inteligencją wcale nie jest koncepcją z XX wieku. W 1769 roku pewien węgierski baron stworzył „mechanicznego Turka”, który według legendy miał pokonać między innymi Napoleona Bonapartego i Benjamina Franklina. Za wszystko miał odpowiadać tajemniczy genialny mechanizm, jednak po wielu latach okazało się, że była to tylko i aż genialna mistyfikacja. W małej skrzynce zamiast jakiegoś prototypu komputera znajdował się… mały szachista. To właśnie on manewrował „mechanicznym ramieniem” Turka i zwyczajnie wygrywał kolejne partie.

Czy podobny los spotkał kilkaset lat później Kasparowa? Sam zainteresowany nie ma wątpliwości, że w tym meczu wydarzyło się coś wykraczającego poza standardy typowej rozgrywki. Rosjanin to cudowne dziecko szachów i jeden z ambasadorów tej dyscypliny. Miał 21 lat, gdy w 1984 roku po ograniu wielu wybitnych szachistów mógł rzucić wyzwanie wielkiemu Anatolijowi Karpowowi – panującemu wówczas mistrzowi świata. Ich mecz trwał… 5 miesięcy! W końcu został w kontrowersyjnych okolicznościach przerwany bez rozstrzygnięcia. Niespełna rok później spotkali się ponownie – tym razem już na bardziej przejrzystych zasadach. Kasparow wygrał i został najmłodszym w historii mistrzem świata. Był numerem jeden w szachach aż do 2000 roku i po drodze chętnie szukał nowych wyzwań – także tych niestandardowych.

Gdy Rosjanin zdobywał tytuł, prace nad szachowym superkomputerem w IBM były już mocno zaawansowane. Amerykańska firma to największe przedsiębiorstwo z branży informatycznej na świecie, a jej akcje są notowane na giełdzie od 1915 roku. Strategię działania szachowej maszyny udoskonalano stopniowo, ale długo problemem nie do przeskoczenia były ludzkie „pułapki”. W skrócie – człowiek potrafił zaplanować posunięcia na pięć ruchów do przodu, a komputer reagował jedynie na bieżąco. Nie planował nic w dłuższej perspektywie – wybierał najlepsze rozwiązanie w danym momencie, które finalnie mogło doprowadzić do jego zguby.

Miłe złego początki…

Reklama

Dla Kasparowa taka rywalizacja nie była niczym nowym. Pierwszy raz rywalizował z komputerem już w 1989 roku – wtedy w dwóch towarzyskich spotkaniach rozbił w Nowym Jorku program znany jako Deep Thought. Nie był to jednak żaden eksperyment – maszyna wygrała wcześniej komputerowe mistrzostwa świata w Edmonton i można ją było uznać za najbardziej godnego z mechanicznych pretendentów. Rosjanin potrafił umiejętnie podgrzewać atmosferę i zwracać na siebie uwagę. „Nie mógłbym żyć ze świadomością, że komputer jest mocniejszy niż umysł człowieka. Muszę bronić ludzkiej rasy” – przekonywał z błyskiem w oku. Charyzmą przyciągał miliony – nie tylko widzów, ale także dolarów.

Wtedy jeszcze mu się udało, ale prace nad ulepszaniem mechanizmu wciąż trwały. W międzyczasie Kasparow w dalszym ciągu zadziwiał świat i bił kolejne rekordy. W lutym 1996 roku miał zmierzyć się z Deep Blue – najnowszym wynalazkiem IBM, nad którym pracowano w tajemnicy przez ponad dekadę. Najlepszy szachista świata jeszcze kilka miesięcy przed tą batalią rozbił w puch drugiego z najlepszych wśród żyjących – z osiemnastu partii przegrał wtedy zaledwie jedną.

Kasparow był tak pewny siebie, że tuż przed samym meczem chciał nawet renegocjować finansowe warunki. Pierwotne ustalenia były takie, że pula wynosząca pół miliona dolarów miała zostać podzielona w stosunku 60/40 na korzyść zwycięzcy. Rosjanin trochę pod publiczkę zaproponował, by wygrany wziął wszystko, a przegrany odszedł z niczym. Ostatecznie zaakceptowano podział 80/20, a rozgrywka rozpoczęła się od nieoczekiwanej wygranej Deep Blue. Grano w systemie sześciu partii – za zwycięstwo przyznawano punkt, a remis oznaczał, że obie strony dostawały po pół punktu.

„Ta maszyna nie zna strachu” – podsumował pierwszą odsłonę starcia zdziwiony arcymistrz Yasser Seirawan. Trafił w sedno – gdy człowiek rozważa ileś możliwych scenariuszy, komputer szybko dokonuje precyzyjnych obliczeń i potem po trupach idzie do celu metodą „brutalnego ataku”. Szarżę Deep Blue nazwano „szaloną”, ale zdaniem wielu ekspertów była to po prostu mistrzowska i pełna wyrachowania zagrywka.

Kasparow był w szoku, ale szybko się odbudował. Doświadczenie nauczyło go jednego – z komputerem gra się zupełnie inaczej niż z człowiekiem, ale niekoniecznie trudniej. Kolejną partię zagrał białymi i wyrównał stan rywalizacji. Potem po dwóch remisach odniósł dwa zwycięstwa z rzędu i ostatecznie triumfował 4:2. „Grając z komputerem mogę doprowadzić do takiej sytuacji, w której nie będzie on w stanie wybrać właściwego posunięcia” – przekonywał po wszystkim pewny siebie Rosjanin.

Komputer pod kluczem

Reklama

W 1996 roku człowiek pokonał maszynę, ale zacięty przebieg spotkania sprawił, że rewanż był kwestią czasu. Szachista nie odmówił propozycji – zresztą w obliczu takich wyzwań nie odmawiał nigdy. Tym bardziej, że w grze pojawiły się jeszcze lepsze pieniądze. Od początku nie był to jednak równy pojedynek – za Deep Blue stała rzesza ludzi. I to nie tylko informatyków i naukowców, ale także wybitnych szachowych arcymistrzów. Jednym z nich był Joel Benjamin, który parę lat wcześniej podczas jednego z turniejów potrafił jako jedyny wówczas w całej stawce zremisować z Kasparowem.

Rewanż rozegrano na delikatnie zmodyfikowanych zasadach. Po pierwsze – strategiczny „mózg” komputera był cały czas zamknięty pod kluczem. Do tego pomieszczenia nie było wejścia, ale oczywiście nie dotyczyło to wybranych pracowników IBM. Po drugie – Kasparow nie miał dostępu do komputerowych logów. W skrócie – nie mógł odtworzyć procesu „myślowego”, który stał za posunięciami rywala.

„Mój problem polega na tym, że nic nie wiem o moim przeciwniku. Nie mam żadnych danych do analizy” – przekonywał Rosjanin. Ludzie z IBM mogli rozebrać jego postawę w poprzednich meczach na części pierwsze i między kolejnymi partiami dostosować program do jego taktyki – on takiej możliwości nie miał. Mimo to zaczął efektownie – od pewnego zwycięstwa. Wszyscy byli negatywnie zaskoczeni postawą Deep Blue, który oddał tę partię bez większej walki, w ogóle nie przejmując się bezpieczeństwem króla.

Drugie starcie okazało się decydujące dla losów całego pojedynku. Kasparow grał czarnymi i nie zaczął najlepiej. W kluczowym momencie zdecydował się na ryzykowną zagrywkę – zamknął rywalowi pole manewru. Chciał poświęcić dwa pionki, by w dłuższej perspektywie zapewnić sobie tym posunięciem przynajmniej remis. „Nie wiedział jednego – przez kilka miesięcy analizowaliśmy warianty gry w zamknięciu i byliśmy na to gotowi” – tłumaczył po latach Joel Benjamin.

Przed odpowiedzią na odważne posunięcie Kasparowa Deep Blue analizował sytuację bezprecedensowe 15 minut. W końcu zdecydował się na ruch, na który – zdaniem Rosjanina – komputer nie miał prawa się zdecydować. To było wyjątkowo „ludzkie” posunięcie, które stylem przypominało… najlepsze zagrywki Anatolija Karpowa. Nie był to oczywisty ruch – był to manewr, który zamiast krótkotrwałego zysku w postaci pionków pozwolił ustawić przebieg partii w dłuższej perspektywie. Kasparow był w szoku – kręcił głową i gorączkowo gestykulował. Kilka chwil później poddał partię, rezygnując z walki chociaż o remis.

„To starcie pokazało, że mamy komputer, który nie tylko potrafi grać na poziomie szachowego arcymistrza, ale także w jego stylu” – cieszyli się przedstawiciele IBM. Kasparow nie mógł się z tym pogodzić – jakim cudem przeciętny rywal z pierwszej partii z dnia na dzień przeistoczył się w demiurga szachownicy? Rosjanin szczegółowo analizował potem przebieg rozgrywki i znalazł także kilka innych ruchów, które nie wyglądały na typowe posunięcia komputera. Zaczął coraz mocniej podejrzewać oszustwo i coraz głośnej o tym mówić.

Sprawa ma jeszcze drugie dno. Zszokowany Kasparow pod sam koniec partii przegapił kluczowy moment – zmierzający do zwycięstwa Deep Blue nieoczekiwanie popełnił prosty błąd i odsłonił króla. Gdyby Rosjanin się zorientował, to mógłby wyrwać remis. W tamtej chwili był już jednak już na tyle zdezorientowany i wyprowadzony z równowagi, że okazję przegapił. Ten „czynnik ludzki” w grze komputera nie dawał arcymistrzowi spokoju. Choć domagał się dokładnych logów, to IBM stale odmawiał. Pracownicy firmy podjęli grę, której celem było zirytowanie krewkiego przeciwnika – z oczywistych względów w drugą stronę nie mogło to zadziałać.

Szachy kontra giełda

„W drugiej partii przegrałem cały mecz – nie podniosłem się po tej porażce. Czułem się oszukany. Miałem wrażenie, że w trakcie tego starcia doszło do czegoś nieprzewidzianego i nieregulaminowego” – opowiadał po latach Kasparow. Gdyby grał z „normalnym” rywalem, to mógłby po takim posunięciu ocenić jego styl i jakoś się na niego przygotować. W starciu z komputerem to nie było możliwe – przeciwnik z partii na partię grał kompletnie inaczej, myląc wszystkie tropy.

Po dwóch grach było 1:1 – kolejne trzy partie zakończyły się remisami. Rosjanin jednak dalej przeżywał to, co wydarzyło się w drugiej odsłonie. „Zobaczyłem tam coś innego. Wszyscy specjaliści zajmujący się komputerowymi szachami będą studiować przebieg tej gry, bo tam doszło do czegoś niesłychanego”. Zapytany wprost o to, czy uważa, że w drugiej partii po stronie rywala wystąpił „czynnik ludzki”, odpowiedział w swoim stylu. „Pamiętam słynną bramkę Diego Maradony z 1986 roku. Powiedział wtedy, że to była ręka Boga” – stwierdził z przekąsem, ale jego mowa ciała zdawała się sugerować, że chciał wtedy powiedzieć dużo więcej.

O losach całego spotkania miała przesądzić ostatnia szósta partia. Był remis, a Kasparow grał czarnymi i postawił wszystko na jedną kartę. Przegrał jednak nadspodziewanie szybko – pierwsza porażka człowieka z maszyną w szachowym meczu w końcu stała się faktem. Choć stan rywalizacji arcymistrza z Deep Blue był remisowy, to mimo wielu zabiegów Rosjanina do decydującego trzeciego spotkania nigdy nie doszło. Komputer nie zagrał też z żadnym innym szachistą, więc nigdy nie dowiedzieliśmy się, czy jego mechanizm był w istocie tak genialny, czy po prostu był idealnym antidotum na styl Kasparowa.

Ważniejszy okazał się wtedy rachunek ekonomiczny. Po spektakularnym triumfie akcje IBM na giełdzie wystrzeliły w górę. Mówiły o tym wszystkie media, a firma zarobiła w ten sposób setki milionów dolarów – o wiele więcej niż na samym meczu. Kasparow w pewnym sensie dał się wykorzystać – oddał nazwisko i pozycję, a w zamian otrzymał „tylko” kilkaset tysięcy dolarów. Już w trakcie show zdał sobie sprawę, że zdecydował się na zbyt duże ustępstwa. Nie miał wpływu na nic i mógł się tylko dostosować do reguł gry narzuconych przez rywala. W boksie trudno wyobrazić sobie sytuację, że niekwestionowany od wielu lat mistrz świata jedzie na teren pretendenta, zgadza się na wszystkie jego warunki i zrzeka się możliwości kontroli antydopingowej – a właśnie to w praktyce zrobił pewny siebie Rosjanin.

Porażka z Deep Blue odarła Kasparowa z aury niepokonanego geniusza. Maszyna z dnia na dzień przeszła na emeryturę, a dziś można ją oglądać w muzeum. Szachista w tej rywalizacji stracił coś bezcennego – dawną pewność siebie i wigor. W 2000 roku przegrał z Władimirem Kramnikiem, a oficjalną karierę zakończył 5 lat później. Po drodze jeszcze dwukrotnie rywalizował z komputerami – niemieckim i izraelskim. Oba mecze zakończyły się remisami.

„Kiedy zostałem mistrzem świata, komputery w szachach nie istniały – były zwykłym pośmiewiskiem. Gdy odchodziłem w 2005 roku – były już niepokonane… Do dziś się zastanawiam, czy to moje przekleństwo, czy jednak błogosławieństwo. Nie tylko byłem świadkiem całego tego procesu, ale brałem w nim aktywny udział. (…) Myślę, że to jednak błogosławieństwo, bo nie każdy ma okazję zostać częścią historii. Nawet jeśli chwilami to nie były zbyt komfortowe doświadczenia, to wciąż okazały się ważne. Mogliśmy sprawdzić nowe pomysły w praktyce i pomóc szachom. Tak będę to wspominał” – opowiadał Kasparow w wywiadzie dla „Business Insider” w 2017 roku.

Po zakończeniu kariery zaangażował się w politykę i został jednym z największych krytyków Władimira Putina. W 2007 roku ogłosił nawet plan startu w wyborach prezydenckich, ale ostatecznie zrezygnował. Choć wiele razy odnosił obrażenia z powodu zaangażowania w politykę, to nie zmienił twardej i nieprzejednanej linii. Gdy Mike Pence (obecny wiceprezydent USA) nazwał prezydenta Rosji „silnym liderem”, to Kasparow skontrował jak za najlepszych lat na szachownicy. „Putin jest w takim samym stopniu silnym liderem, co arszenik jest silnym drinkiem” – stwierdził.

Po latach szachowy arcymistrz nabrał dystansu do wydarzeń sprzed lat, a ludzie z IBM zaczęli więcej mówić o pamiętnym meczu. Murray Campbell – jeden z trzech naukowców najmocniej zaangażowanych w prace nad Deep Blue – zdradził niecodzienny szczegół. Według niego nietypowe zagranie komputera z drugiej partii było wynikiem… błędu. „Kasparow uznał, że zagranie wbrew intuicji musi być przejawem wyższej inteligencji. Nigdy nie dopuścił do siebie możliwości, że to mógł zwykły przypadek, a tak właśnie się stało” – stwierdził.

Upraszczając – Deep Blue miał do wyboru tak wiele równorzędnych rozwiązań, że po długim zastanowieniu przypadkowo wybrał po prostu jeden z najmocniej analizowanych wariantów, który wcale nie okazał się tym najbardziej oczywistym. Brzmi sensownie? W jakimś stopniu na pewno, ale czy możemy być pewni, że jak przy „mechanicznym Turku” i tym razem w zamkniętym na klucz pokoju nie siedział przypadkiem jeden z wybitnych szachowych arcymistrzów? Jakaś część Garriego Kasparowa na pewno wierzy w to do dziś.

KACPER BARTOSIAK

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

24 komentarzy

Loading...