Jeśli finał Pucharu Niemiec byłby rozmową kwalifikacyjną Niko Kovaca w Bayernie, przekonałby nim nawet największych sceptyków, a prezes przystałby bez negocjacji na każdą rzuconą przez nowego trenera kwotę. Finał Pucharu Niemiec rozmową kwalifikacyjną jednak nie był, za to pożegnaniem z Eintrachtem – już tak. I trzeba przyznać, że trener, który lada dzień obejmie stery w w Bayernie Monachium, pożegnał się z własną ekipą spektakularnie.
Chyba nawet bardziej spektakularnie niż Piast rozprawił się z Niecieczą, ze względu na to, że kaliber przeciwnika był nieco (tylko nieco!) większy. Eintracht był w tym meczu synonimem słowa organizacja. Umiejętne przesuwanie. Wytrącanie rywala z rytmu i atakowanie kontrami. Dyscypliny Nie wiemy, co rysuje swoim zawodnikom Kovac, ale wiemy, że nie są to bazgroły jak z recepty narwanego lekarza. Ten mecz wyglądał dokładnie tak, jakby był przerysowany z tablicy taktycznej.
Piłkarze Bayernu ani razu nie potrafili wznieść się na tryb „geniusz”. Dość szybko stracili bramkę, po tym jak James zabawił się w Dominika Furmana (daj Boże, by ta passa trwała jak najdłużej – na przykład do czerwca włącznie!). Piłkarze Eintrachtu rzucili się na piłkę, wymienili dwa podania i pakowali piłkę do siatki. Później – co jasne – inicjatywę przejął Bayern. Baaardzo bliski strzelenia gola z wolnego był Lewy (świetny strzał – piłka odbiła się od poprzeczki). Próbował później głową Mueller (nie trafił), w podobny sposób Kimmich (też nie trafił), ale skuteczny okazał się w końcu nie kto inny jak Lewy. Dostał dobrą piłkę w tempo od Kimmicha, po jego strzale dopomógł rykoszet i bramkarz nie miał nic do powiedzenia. Wydawało się, że Bayern wrócił do gry.
Kruszenie muru nie przebiegało jednak pomyślnie. Im bliżej końca meczu, tym Bayern bardziej się odkrywał i to się zemściło – strata, szybko zagrana długa piłka na napastnika i kontratak został sfinalizowany bramką Rebicia. Wtedy Bawarczycy rzucili dosłownie wszystkie działa, jakie mieli (włącznie z bramkarzem) i po nieudanym stałym fragmencie gry poszła klasyczna akcja – Gacinović popędził ile sił w nogach aż pod pole karne przeciwników i załadował do pustaka w doliczonym czasie gry. Wszyscy jego koledzy wybiegli jeszcze przed strzałem na boisko. Bayern w tym meczu stracił trzy bramki, wszystkie wskutek popełnianych przez siebie błędów. To jednak wielki sukces Eintrachtu, że po pierwsze – po mistrzowsku te błędy wykorzystał, po drugie – nie pozwolił Bayernowi ich naprawić. Można się spodziewać, że świętowanie we Frankfurcie będzie huczne. Zasłużyli.
Czy widzimy jakieś elementy wspólne pomiędzy finałem Pucharu Polski, a niemieckim odpowiednikiem? Pirotechnika. W Berlinie także organizatorzy musieli przerwać na chwilę mecz, bo w pewnym momencie widać było tyle, co nic. A podobno na zachodzie sobie poradzili.
Bayern Monachium – Eintracht Frankfurt 1-3
Lewandowski 53′ – Rebić 11′, 82′, Gacinović 90+6
Fot. newspix.pl