Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

15 maja 2018, 20:35 • 4 min czytania 225 komentarzy

Najlepiej byłoby wysłać medale kurierem, gdyby nie to, że rynek przesyłek kurierskich stał się mocno bezsensowny i kurierzy przychodzą akurat wtedy, gdy ludzi nie ma w domu i zostawiają przesyłki pod drzwiami, za płotem, albo u sąsiada.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

„Podpisałem się za pana”.

No więc kurierem lepiej nie, odradzam. Paczkomaty mogą być przepełnione, poczta mało punktualna. A na stadionie – jak już wiemy – nie da się. Nie da się i już.

Jako że naskoczyć na działaczy Ekstraklasy SA oraz działaczy Lecha najłatwiej i sam to robiłem wielokrotnie nawet dzisiaj, teraz wieczorna odmiana. Zmuszę się i zostanę adwokatem diabła.

Bardzo łatwo jest napisać, że jedni i drudzy się skompromitowali, zwłaszcza że przecież faktycznie się skompromitowali. I oni o tym chyba wiedzą. Ale można zapytać: dlaczego zdecydowali się na tę kompromitację? Dlaczego świadomie wybrali wariant, w którym ludzie na około będą powtarzać: to są ci, którzy nie potrafią zorganizować ceremonii rozdania medali? Na swój sposób jest to – tak, tak – szlachetne. Dałoby się nawet wymyślić dla nich taką linię obrony, zgodnie z którą poświęcają swoją reputację na rzecz czyjegoś zdrowia.

Reklama

Jesteśmy pełni ideałów. Załóżmy, że Legia będzie mistrzem. Wtedy…

Świetnie, gdyby medale rozdano w Poznaniu.
Jeszcze lepiej, gdyby piłkarzy obsypano konfetti.
Najlepiej, gdyby z głośników poleciało „We are the champions”.
A idealnie, gdyby kibice Lecha nagrodzili zwycięzców brawami.

Ale świat nie jest idealny. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym oprócz konfetti latałyby zapalniczki, z trybun słyszelibyśmy, że Legia to stara, a zamiast braw byłyby gwizdy. I przede wszystkim pojawiłoby się pytanie: czy to już wszystkie niedogodności, czy jeszcze ktoś dodatkowo zbierze w mazak? A jeśli zbierze w mazak, to jak mocno i ile razy?

Zawsze można powiedzieć: nie potrafisz zorganizować imprezy, to nie organizuj. Sam tak mówiłem. Ale jest też druga strona medalu: czy ktokolwiek w Polsce to potrafi? Legia zaproponowała: hej, Lechu, skoro wy nie dajecie rady, to rozegrajmy ten mecz u nas! Aha, fajnie. Ale to w Warszawie rok temu na środku boiska dwóch kibiców – jak się wydaje, odpowiedzialnych za „bezpieczeństwo” – masakrowało trzeciego. Więc, droga Legio, ty też nie dałaś rady. Ba, nie dałaś rady zabezpieczyć własnej fety, a co dopiero cudzej. Po boisku przechadzały się karki i wymierzały sprawiedliwość.

Prawda jest niestety taka, że cały nasz futbol jest zakładnikiem grup kibicowskich, wszelkiej maści „kumatych”. Decydują oni o wszystkim, o czym chcą decydować, działaczom zostawiają ten wycinek zarządzania, który nie wydaje się im atrakcyjny. Wniosą co chcą, odpalą co chcą, zaśpiewają co chcą, jeśli mają taką ochotę – przyjdą na trening i przeprowadzą rozmowę motywacyjną, zdymisjonują trenera, przejmą handel klubowymi pamiątkami albo sprzedaż kiełbasek i coli. W ten lub inny sposób, mniej lub bardziej otwarcie, wszyscy się z nimi układają. Nie dlatego, że chcą i nie dlatego, że wydaje się to w porządku, lecz dla świętego spokoju, a w niektórych miastach ze strachu.

Czy prezes Lecha chciałby mieć pewność, że na jego stadionie można zorganizować ceremonię nagradzania Legii? Myślę, że by chciał. Ale niestety musi szacować prawdopodobieństwo pewnych zdarzeń. I wtedy trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy 20-procentowe prawdopodobieństwo sporej zadymy może być przyczynkiem do nadzwyczajnych rozwiązań? 30-procentowe? 40-procentowe? 50-procentowe?

Reklama

W którymś momencie trzeba powiedzieć sobie „pas”. Inni naskoczą, żeś frajer, cykor i w ogóle, ale bycie mężczyzną w sumie czasami polega na tym, że inni mówią, żeś frajer, cykor i w ogóle, a ty im się dajesz wygadać, bo wiesz, że tak trzeba.

Widocznie Lech do spółki z Ekstraklasą uznali, że ryzyko wstydliwej zadymy, a więc kompromitacji większej niż udekorowanie legionistów w Warszawie, jest niebagatelne. Można byłoby pewnie podjąć nadzwyczajne kroki, ale natrafiamy tu na dwa problemy – jeden mniejszy, drugi większy. Mniejszy jest taki, że wszystkie nadzwyczajne kroki słono kosztują, a w sumie dlaczego Lech miałby być obarczany kosztami zabezpieczenia piłkarzy Legii? A większy taki, że sprowadza się to do wytoczenia wojenki swoim własnym „kumatym”, a tego nikt nie chce.

Trener Wojciech Łazarek powiedziałby, że z tą całą fetą Legii w Poznaniu jest jak z całowaniem tygrysa w dupę – ryzyko duże, a przyjemność wątpliwa.

O co więc tak naprawdę chodzi?

Hmm, o zasady. I o pryncypia.

Zasady do tej pory były jasne – medale i trofeum po ostatnim gwizdku.

Jeśli w tym roku medali nie przyzna się legionistom w Poznaniu, to za rok można im nie przyznawać we Wrocławiu, Zabrzu, Krakowie, Gdańsku czy gdziekolwiek indziej (o ile wygrają ligę, rzecz jasna). Wszędzie kibice będą mogli powiedzieć – w Poznaniu odwołano ceremonię, to i my żądamy równego traktowania. Byłoby idiotyzmem, gdyby swoje żądania fani musieli poprzeć argumentem siły, bo to by oznaczało, że to jedyny skuteczny argument. Że w polskiej piłce słucha się wyłącznie chuliganów. Że jak nie pogrozisz, to twoje zdanie jest bez znaczenia.

A przede wszystkim – po raz kolejny pokazano słabość. Raz jeszcze wykonano krok do tyłu, byle ustąpić potencjalnym agresorom. Jak długo jeszcze na każdy ich krok w przód organizatorzy meczów będą odpowiadać krokiem w tył?

Dopóki państwo nie będzie realnym wsparciem dla działaczy – bardzo długo.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
21
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”
Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
1
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

225 komentarzy

Loading...