Reklama

Ekstraklasa, where amazing happens. Odcinek enty i najbardziej absdurdalny!

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2018, 10:01 • 3 min czytania 60 komentarzy

Musimy się wam do czegoś przyznać – jesteśmy lekko skołowani po wczorajszym meczu Wisły Kraków z Lechem. Wyobraźcie sobie, że wydaje wam się, iż wiecie o kimś wszystko, bo tysiące spędzonych razem godzin wykluczają wszelkie niespodzianki, a nagle okazuje się, że stary druh potrafi zaskoczyć. Już? Mniej więcej tak poczuliśmy się, gdy dowiedzieliśmy się, co wczoraj wywinął Emir Dilaver. Byliśmy przekonani, że w przypadku rodzimej Bundesligi nie ma absurdu, którego byśmy nie przetrawili. Zawodnik Lecha wyprowadził nas z błędu. 

Ekstraklasa, where amazing happens. Odcinek enty i najbardziej absdurdalny!

Okej, „zawodnik” to za mało powiedziane. Lider! Na boisku jeden z najlepszych obrońców ligi, a poza nim podobno bardzo ogarnięty facet. Wzór dla przeciętnego kopacza tej ligi. Przynajmniej taki wizerunek miał do tej pory były zawodnik Austrii Wiedeń. I jeśli nie legł on w gruzach po ataku w stylu ulicznych bójek na Marcina Urynowicza, to teraz już musi.

Okej, do rzeczy. Grający często na pograniczu faulu piłkarz uzbierał w tym sezonie siedem żółtych kartek, a jak wiadomo – osiem kartoników to gwarancja odpoczynku w kolejnym meczu. Widmo gry bez lidera obrony wisiało nad Lechem od spotkania z Górnikiem i wspomnianego faulu na napastniku zabrzan, przy którym pomylił się sędzia Frankowski. „Oby Dilaver nie musiał pauzować w ostatnim spotkaniu sezonu z Legią” – taka myśl pojawiła się zapewne w głowie poznaniaków jeszcze wtedy, gdy kwestia mistrzostwa dla ich drużyny była sprawą otwartą.

Ba! Rafał Ulatowski – a może Tomasz Rząsa, Jarosław Araszkiewicz lub nawet cała trójka wspólnie – postanowił ograniczyć ryzyko do minimum. Całkiem przytomnie uznał, że jeśli jego piłkarz usiądzie na ławce, to będzie nie miał okazji nikogo sfaulować na żółtko. Oczywiście mógł pójść krok dalej i w ogóle nie wziąć Dilavera na ten mecz, ale po pierwsze – różne rzeczy mogły się wydarzyć na boisku, więc stoper mógł się przydać, a po drugie – na trochę zaufania chłop jednak zasłużył.

Niestety okazało się, że z Dilaverem gorzej niż z dzieckiem. Chłop wraz z Jasminem Buriciem w końcówce meczu wtargnął na murawę, gdy doszło do przepychanek i decyzja sędziego mogła być tylko jedna.

Reklama

Szkoda słów. Dilaver ma szansę zostać najlepszym obrońcą tego sezonu, ale nawet jeśli piłkarze wybiorą Helika lub Rymaniaka, to facet raczej nie skończy rozgrywek z pustymi rękoma. Właśnie bardzo mocno przybliżył się do tytułu „Dzban Sezonu” – to taki plebiscyt, w którym najbardziej idiotyczne zachowania mają największe szanse na sukces. Jedno trzeba lechicie oddać – jest konsekwentny, nie zraża się. Chciał przyśpieszone wakacje, co wcześniej zasygnalizował kolanem na żebrach Urynowicza, to się doczekał.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

60 komentarzy

Loading...