Musimy się wam do czegoś przyznać – jesteśmy lekko skołowani po wczorajszym meczu Wisły Kraków z Lechem. Wyobraźcie sobie, że wydaje wam się, iż wiecie o kimś wszystko, bo tysiące spędzonych razem godzin wykluczają wszelkie niespodzianki, a nagle okazuje się, że stary druh potrafi zaskoczyć. Już? Mniej więcej tak poczuliśmy się, gdy dowiedzieliśmy się, co wczoraj wywinął Emir Dilaver. Byliśmy przekonani, że w przypadku rodzimej Bundesligi nie ma absurdu, którego byśmy nie przetrawili. Zawodnik Lecha wyprowadził nas z błędu.
Okej, „zawodnik” to za mało powiedziane. Lider! Na boisku jeden z najlepszych obrońców ligi, a poza nim podobno bardzo ogarnięty facet. Wzór dla przeciętnego kopacza tej ligi. Przynajmniej taki wizerunek miał do tej pory były zawodnik Austrii Wiedeń. I jeśli nie legł on w gruzach po ataku w stylu ulicznych bójek na Marcina Urynowicza, to teraz już musi.
Okej, do rzeczy. Grający często na pograniczu faulu piłkarz uzbierał w tym sezonie siedem żółtych kartek, a jak wiadomo – osiem kartoników to gwarancja odpoczynku w kolejnym meczu. Widmo gry bez lidera obrony wisiało nad Lechem od spotkania z Górnikiem i wspomnianego faulu na napastniku zabrzan, przy którym pomylił się sędzia Frankowski. „Oby Dilaver nie musiał pauzować w ostatnim spotkaniu sezonu z Legią” – taka myśl pojawiła się zapewne w głowie poznaniaków jeszcze wtedy, gdy kwestia mistrzostwa dla ich drużyny była sprawą otwartą.
Ba! Rafał Ulatowski – a może Tomasz Rząsa, Jarosław Araszkiewicz lub nawet cała trójka wspólnie – postanowił ograniczyć ryzyko do minimum. Całkiem przytomnie uznał, że jeśli jego piłkarz usiądzie na ławce, to będzie nie miał okazji nikogo sfaulować na żółtko. Oczywiście mógł pójść krok dalej i w ogóle nie wziąć Dilavera na ten mecz, ale po pierwsze – różne rzeczy mogły się wydarzyć na boisku, więc stoper mógł się przydać, a po drugie – na trochę zaufania chłop jednak zasłużył.
Niestety okazało się, że z Dilaverem gorzej niż z dzieckiem. Chłop wraz z Jasminem Buriciem w końcówce meczu wtargnął na murawę, gdy doszło do przepychanek i decyzja sędziego mogła być tylko jedna.
Dilaver został zachomikowany na ławce, żeby nie złapać kartki na Legię… dostał kartkę na ławce. No geniusz… #WISLPOpic.twitter.com/15N4o0SGl9
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 13 maja 2018
Szkoda słów. Dilaver ma szansę zostać najlepszym obrońcą tego sezonu, ale nawet jeśli piłkarze wybiorą Helika lub Rymaniaka, to facet raczej nie skończy rozgrywek z pustymi rękoma. Właśnie bardzo mocno przybliżył się do tytułu „Dzban Sezonu” – to taki plebiscyt, w którym najbardziej idiotyczne zachowania mają największe szanse na sukces. Jedno trzeba lechicie oddać – jest konsekwentny, nie zraża się. Chciał przyśpieszone wakacje, co wcześniej zasygnalizował kolanem na żebrach Urynowicza, to się doczekał.
Fot. FotoPyK