W Hiszpanii to już niemal tradycja, że zwycięzca kwalifikacji triumfuje też w wyścigu. Lewis Hamilton był więc faworytem i spisał się na miarę oczekiwań. Od samego startu, regularnie, co okrążenie, powiększał swoją przewagę, w międzyczasie dublując zresztą większość stawki.
Po tym, jak dostaliśmy mocny akcent na rozpoczęcie wyścigu, myśleliśmy, że może być w tej Hiszpanii naprawdę ciekawie. Piszemy „na rozpoczęcie”, ale dla Romaina Grosjeana, Nico Hulkenberga i Pierre’a Gasly’ego był to koniec rywalizacji. Pierwszy z nich stracił kontrolę nad samochodem, przez co kolejni dwaj stracili szansę na ukończenie wyścigu. Organizatorom wyścigu nie przypadła jednak do gustu ta inscenizacja popularnego „ale urwał” i wypuścili na tor samochód bezpieczeństwa, za który bolidy wlokły się przez kolejnych pięć okrążeń.
Gdy tor już uprzątnięto, Hamilton z miejsca ruszył do przodu, a reszta stawki mogła tylko oglądać jego bolid. Przez długi czas robił to Sebastian Vettel, ale beznadziejna strategia ściągania go do pitstopu sprawiła, że ukończył wyścig na czwartym miejscu. Za pierwszym razem Niemiec w alei serwisowej był po prostu zbyt długo, za drugim, ściągnięty, gdy na torze „obecny” był wirtualny samochód bezpieczeństwa, wyjechał za Maxem Verstappenem i już tam pozostał.
Niemcowi nie pomogło nawet to, że Holender uderzył w Lance’a Strolla przy okazji… dublowania kierowcy Williamsa. Serio, głupszej rzeczy nie dało się zrobić, ale – na szczęście dla zawodnika Red Bulla – uszkodzenie skrzydła w jego bolidzie okazało się na tyle łagodne, że niepotrzebna była wizyta w alei serwisowej. Na metę dojechał 0,7 sekundy przed goniącym go Vettelem. Przewaga minimalna, ale wystarczający, by stanąć na podium.
Ferrari zresztą miało dziś fatalny dzień, bo z wyścigiem – z powodu defektu – pożegnał się Kimi Räikkönen, który powoli wyczerpuje limit pecha na cały sezon. A do końca przecież bardzo daleko. Przedwczesny koniec zawodów dla Fina oznaczał też, że Mercedes niemal na pewno wespnie się na prowadzenie w klasyfikacji kierowców. Zapowiedzi o wolniejszych bolidach od tych, którymi dysponuje Ferrari, szczególnie patrząc na dzisiejszą jazdę Hamiltona, na razie można włożyć między bajki.
https://twitter.com/Alea_Sz/status/995675020591550466
Na ostatnich okrążeniach nie działo się już, tak po prawdzie, nic ciekawego. Kto miał dojechać w czubie, ten tam dojechał, kto nie miał zdobyć punktów, ten ich nie zdobył. A skoro o tych, którzy nisko, to… nie będzie niespodzianką, że teraz poruszymy temat Strolla i Sirotkina. Obaj skorzystali dziś na problemach innych kierowców, ale szczęścia nie wystarczyło, żeby przywieźć z Barcelony choćby punkt. Blisko był Kanadyjczyk, któremu zabrakło jednej lokaty. Rosjanin dojechał na czternastym miejscu, jako ostatni z tych, którzy wyścig ukończyli. W międzyczasie zresztą sam męczył się ze swoim samochodem. Wszystkiemu przyglądał się Robert Kubica. Realizator kilkukrotnie zresztą pokazywał naszego rodaka. Jeśli to miała być sugestia, to w pełni się z nią zgadzamy: ten bolid to złom, ale Robert – wręcz przeciwnie. Wystarczy wsadzić Polaka do środka i czekać na punkty. Prosimy o przemyślenie takiej możliwości.
https://twitter.com/WilliamsRacing/status/995677781253074946