Wczoraj w audycji Weszłopolscy Michał Probierz definitywnie potwierdził, że Cracovia żegna się Denissem Rakelsem. Klub zagwarantował sobie opcję wykupienia zawodnika z Reading, ale nie zamierza z niej skorzystać. Najwidoczniej uznano pod Wawelem, że jak już za coś płacić, to za jakość, a tej w wydaniu Łotysza było ostatnio jak na lekarstwo.
I tak naprawdę sami nie wiemy, czy Rakels to bardziej przykład piłkarskiego meteorytu, czy jednak bohater smutnej historii z nieudanym transferem w tle, który wybrał zły klub, zły czas i przez to cała jego kariera stanęła na zakręcie. Fakty są jednak takie, że 2,5 roku temu Łotysz wyjeżdżał do Reading jako strzelec 15 goli na przestrzeni jednej rundy (wszystkie z gry!) i absolutnie czołowa postać ekstraklasy, a teraz wraca do Reading jako strzelec 1 gola na przestrzeni pełnego sezonu i człowiek całkowicie w ekstraklasie zbędny. Co więcej, to jedno jedyne trafienie Rakelsa w roku było takie, jak i cały jego powrót do Polski – wszystko w nim zrobił źle (ustawienie się za obrońcą, 3 kontakty z piłką zamiast jednego), ale ten jeden raz szczęście się do niego uśmiechnęło:
Deniss Rakels scored an injury time winner for Cracovia against Śląsk Wrocław! #readingfc pic.twitter.com/bz6XrVlQUX
— Talk Reading (@TalkReading) 11 lutego 2018
No to dla kontrastu film z Rakelsem sprzed wyjazdu:
Jakkolwiek spojrzeć, z Anglii wrócił zupełnie inny człowiek. Albo inaczej – wyjechał Rakels z najlpeszego okresu w Cracovii, wrócił Rakels z najgorszego okresu w Zagłębiu Lubin, gdzie wyróżniał się głównie poza boiskiem. Najpierw odbił się od Lecha – pamiętamy jego nieudolne próby zdobycia gola z Utrechtem czy tragiczne mecze z Wisłą Płock oraz Cracovią (gdzie zespół zaczął grać dopiero po jego zejściu), po których Bjelica odstawił go na dłużej. Pamiętamy też zazwyczaj bezproduktywne ogony, jakie rozgrywał w Poznaniu późną jesienią oraz ostatni, bardzo słaby mecz w wyjściowym składzie z Zagłębiem. To była runda, po której odpalenie Łotysza było dla Lecha jedynym sensownym wyjściem.
Niestety, powrót na stare, krakowskie śmieci nie przyniósł wielkiej poprawy. Owszem, Łotysz zaczął od fartownej bramki, później potrafił dołożyć trzy asysty, ale też od patrzenia na jego grę wciąż bolały oczy. Kiedy pod koniec marca fatalnie wypadł w dwumeczu z niecieczańskim duetem, Probierz posadził go na ławie i nie dał zagrać od początku aż do przedostatniego meczu ze Śląskiem. Meczu, który – jak się okazało – był już dla Rakelsa swoistym pożegnaniem.
Być może gdyby Cracovia mogła go mieć za złotówkę, niczym Śląsk Mateusza Lewandowskiego, facet dostałby jeszcze jedną szansę. Jakieś symptomy powrotu do lepszej dyspozycji uważniejsi obserwatorzy pewnie mogli wyszukać. Problemem jest jednak Reading i kasa, którą trzeba na niego wyłożyć. I to właśnie angielski klub zdaje się największą kłodą pod nogami Łotysza. Umówmy się, szans na grę tam ten nie ma teraz żadnych, co pokazał całkowicie zmarnowany sezon 2016/17 (115 minut we wszystkich rozgrywkach!) oraz nie tyle zmarnowany, co po prostu bardzo słaby sezon 2017/18 na boiskach ekstraklasy. Teraz Rakelsowi pozostaje liczyć na umiejętności menedżera, który musi mu znaleźć sensowne miejsce do odbudowy, o co przecież łatwo nie będzie.
I w gruncie rzeczy jest to dosyć smutna historia, bo – po pierwsze – czołowy piłkarz ekstraklasy odbił się od Championship jak od ściany i – po drugie – po czołowym piłkarzu ekstraklasy nie został już nawet ślad. Co więcej, na dziś po całej przygodzie Rakelsa z piłką pozostaje zaledwie 1-rundowy wyskok z jesieni 2015, co może być świetną przestrogą dla innych, którym dziś wydaje się, że po jednej udanej rundzie piłkarski świat leży u ich stóp…
Fot. FotoPyK