Wiecie co łączy absolwentów stosunków międzynarodowych i skrzydłowych Zagłębia Lubin? W tym samym stopniu są niepotrzebni na rynku pracy. Naprawdę trudno o bardziej zbędnych ludzi w Polsce od nominalnych skrzydłowych w 7. drużynie ekstraklasy. I wcale nie chodzi o to, że Mariusz Lewandowski ma do nich jakieś uprzedzenia, bo przecież Piotr Stokowiec również wybierał warianty taktyczne, w których mógł chciał ich pominąć.
Początek sezonu wcale nie zapowiadał się źle dla bocznych pomocników Zagłębia, ponieważ Stokowiec w pierwszych dwóch kolejkach zagrał ustawieniem 4-2-3-1. Swoje szanse więc dostali Łukasz Janoszka, Bartłomiej Pawłowski, Krzysztof Janus i regularnie wykorzystywany na boku Arkadiusz Woźniak. Co ciekawe Miedziowi w tych spotkaniach zgarnęli komplet punktów (wygrane z Koroną i Śląskiem Wrocław), lecz dla naszych bohaterów były to tylko miłe złego początki. W dalszej fazie sezonu trener Zagłębia kombinował z ustawieniami 5-3-2 i zwłaszcza 3-5-2, w którym to wahadłowi odgrywali zdecydowanie większą rolę. Tak więc grali Balić, Czerwiński, a także Dziwniel do czasu, gdy z gry wykluczył go uraz… Rzućmy okiem na liczbę minut nominalnych skrzydłowych Zagłębia na przestrzeni całego sezonu.
Łukasz Janoszka – 593 minuty
Kamil Mazek – 206 minut
Łukasz Moneta – 109 minut
Krzysztof Janus – 264 minuty
Bartłomiej Pawłowski – 1599 minut
Arkadiusz Woźniak – 1241 minut
Jeśli bylibyśmy teraz na półmetku rozgrywek, to byłoby całkiem nieźle. Fakty są jednak takie, że liga zaraz się kończy, a cała szóstka łącznie nazbierała jedynie 4012 minut! Jasne, nie wszyscy byli w klubie dwie pełne rundy, ale niewiele to zmienia. Skrzydłowi w Zagłębiu są pomijani szerokim łukiem, a najlepiej świadczy o tym fakt, że Pawłowski i Woźniak – wypadają najbardziej przyzwoicie w tym zestawieniu – cześć ze swoich minut nazbierali grając bardziej w środku. Bez wątpienia skrzydłowi Zagłębia jesienią byli odstawieni, bo Stokowiec cały czas próbował ustawiać drużynę pod 3-5-2, co ostatecznie wychodziło mu mizernie. Nastąpiła więc roszada na ławce trenerskiej, która wielkiej odmiany losu skrzydłowych jednak nie przyniosła. Zresztą sami spójrzcie – po zmianie trenera – liczba minut spędzonych na boisku przez bocznych pomocników również nie powala na ziemię. Ba, właściwie jest jeszcze gorzej niż było za Stokowca.
Łukasz Janoszka 347 minut
Kamil Mazek – 182 minuty
Łukasz Moneta – 109 minut (przyszedł w zimowym okienku transferowym)
Krzysztof Janus – 174 minuty (odszedł w zimowym okienku transferowym)
Bartłomiej Pawłowski – 774 minuty
Arkadiusz Woźniak – 267 minut
Lewandowski również nie przepada za bocznymi pomocnikami, bo często potrafi skorzystać z czterech, a nawet pięciu środkowych pomocników. Czasami można odnieść wrażenie, że robi wszystko, byle tylko nie trzeba było grać nominalnymi skrzydłowi. Wystarczy spojrzeć na mecze Zagłębia w grupie mistrzowskiej, by stwierdzić, iż były zawodnik Szachtara zdecydowanie bardziej ufa środkowym pomocnikom aniżeli bocznym.
Legia Warszawa – Zagłębie Lubin – Jagiełło, Matuszczyk, Slisz, Starzyński i Pawłowski
Zagłębie Lubin – Lech Poznań – Jagiełło, Matuszczyk, Slisz, Starzyński, Tosik
Wisła Płock – Zagłębie Lubin – Kubicki, Matras, Jagiełło, Starzyński
Zagłębie Lubin – Górnik Zabrze – Żyra, Matuszczyk, Jagiełło, Starzyński
W czterech ostatnich spotkaniach jedynie Pawłowski zagrał od początku, jeśli chodzi o nominalnych bocznych pomocników. Na dodatek mówimy tylko o jednym meczu! Cóż, wnioski nasuwają się same, w ekstraklasie nie ma bardziej niepotrzebnej grupy piłkarzy od bocznych pomocników Zagłębia. Właściwie, gdyby ich nie było, to pewnie nikt by się nie zorientował.
Fot. 400mm.pl