Przed powstaniem stadionu trzeba przewidzieć wiele rzeczy: ile będzie kosztował, gdzie go umieścić, by dojazd był możliwie jak najwygodniejszy, ile zaplanować miejsc parkingowych, by na bramkach nie robiły się korki, ile postawić kibli, by kibice nie robili w majtki. Te kwestie przewidziano u nas raz lepiej, raz gorzej – jak to w życiu bywa – ale bez groźnych skrajności. Niestety, choć parter i pierwsze piętro przygotowano przyzwoicie, zapomniano jednak o fundamencie. Otóż Polacy na ładne stadiony są za głupi.
Przepraszam, że wrzucam wszystkich do jednego wora i nie ukrywam się pod pojęciami “wielu Polaków”, “niektórzy”, “część”, ale niestety, tę sprawę wolę postawić kategorycznie. Jeśli od stu lat trąbimy o tym samym, a na końcu znów widzimy bandę tumanów robiących burdel przy okazji ważnego meczu, coś jest wyraźnie źle. To jak przyjmować ciągle gościa, który wejdzie do mieszkania w ubłoconych butach, zrzyga się na dywan, opróżni lodówkę i na końcu pierdolnie naszej żonie. Potem w myślach powstaje wizja, że to już ostatni raz, jednak po chwili gróźb i wymachiwaniu pięścią w powietrzu, gość wraca, a potem robi swoje. Rany, ile razy ja słyszałem, że powinniśmy zrobić jak w Anglii. Dawać po kieszeni i nie zastanawiać się, czy delikwent będzie potrzebował na karę trzech kredytów, czy może tylko dwóch. Anglia, Anglia, Anglia. Tylko właśnie: na gadaniu się kończy, bo najwyraźniej nikt nie ma odwagi się postawić. Winni są wszyscy, bez wyjątków: PZPN, kluby, władza.
Podobno jeśli pójść na wojnę z kibicami, polska piłka zbrzydnie jeszcze bardziej, gdyż zabraknie śpiewów, opraw i tak dalej. Moim zdaniem to mała różnica czy Gargamel ma pryszcze, czy nie, wciąż jest brzydki, ale załóżmy, że coś w tym jest. No i co z tego? Doczekamy się lepszego futbolu, to doczekamy się lepszych kibiców, lepszych frekwencji. Nie doczekamy się? Trudno, być może nie potrafimy być dobrzy w futbolu, tak jak Brazylijczycy nie są dobrzy w skokach narciarskich. Naprawdę, istnieją większe wartości niż jedenastu chłopa biegających za świńskim pęcherzem. Taką wartością jest na przykład ludzkie życie. Nie potrafię nie zrozumieć ojca, który widząc podobne sceny co na Stadionie Narodowym, podejmie decyzję o pozostaniu w domu i nie weźmie córki na mecz. Skąd on może wiedzieć, czy ta banda nie wymyśli zaraz czegoś gorszego? Czy po wyrzutni rac nie przyjdzie czas na pistolety z petardami? Albo cholera wie na co, bo oni wyobraźnię do tworzenia takich cudów mają, co jest w sumie paradoksem, biorąc pod uwagę brak wyobraźni do konsekwencji.
Dziś na polski stadion można wnieść wszystko, skoro w środę wniesiono tyle sprzętu. To straszne, ale kiedyś obudzimy się z ręką w nocniku – przyjdzie talib, wysadzi się i zabije kilkaset osób. Ludzie będą pytać: “jak to możliwe, jak to się mogło stać?!”. A przecież jeśli radzi sobie jeden Seba z drugim Sebą, to poradzi sobie terrorysta.
Według mnie trzeba wprowadzić policję na bramki stadionowe. Ochroniarze tutaj nic nie pomogą – raz, że w takich firmach zasiadają kibice, dwa, że ochroniarz nie będzie nadstawiał karku za pięć złotych na godzinę. Policjant będzie miał odwagę przeszukać kibica od stóp do głów, natomiast kibic do niego nie fiknie, gdyż za fikanie do mundurowego nie przewiduje się zostawania po lekcjach, tylko pierdel, no, w najlepszym razie zawiasy. Aha i proszę nie rozśmieszać mnie argumentem, że policja będzie to stado prowokować, ponieważ to stado jest w stanie sprowokować i czerwony tramwaj, i przystanek autobusowy, i krzesełko na stadionie. Gdy idę ulicą i widzę patrol, nie budzi to we mnie żadnych emocji. Mam tak ja, mają tak inni normalni ludzie, policja była, jest i będzie, więc normalne, że czasem się ją spotka. Podejrzewam, że u “kumatego” jest z tym poglądem trochę inaczej. Problem leży więc nie w policji, a w “kumatym”. Jeśli nie umie się dostosować do społeczeństwa, jego miejsce jest poza społeczeństwem. Proste.
Albo w przypadku Pucharu Polski można zrobić jeszcze inaczej: wrócić do rozgrywania dwumeczów w finale. Niech kluby organizują spotkania, a w przypadku braku zachowania należytej ostrożności, wlepiane będą walkowery. Niech te finały kończą się i po 3:0 w obu meczach, z karnymi na neutralnym terenie, bez udziału publiczności. Farsa. Farsa, której bym zresztą nie chciał, bo finał na Narodowym jest pomysłem bardzo dobrym, ale właśnie, wracamy do głupoty z początku. Macie gościa, który przez sto lat nie uzbiera na 32 cale do salonu, co nie przeszkadza mu rozpierdzielić ogromnego telebimu strzałą z racy. Ktoś mu na to pozwolił, teraz ktoś będzie próbował rozliczyć i zakładam, że za delikatnie. No, głupie to wszystko, ale przecież tak się sprawy mają. Może kiedyś wszyscy dojrzejemy do posiadania ładnych stadionów, ale chyba potrzeba do tego wielu lat.
Pewnie wypadałoby się pochylić jeszcze nad samym meczem, ale cóż, on się odbył, bo musiał i tyle. Słaba drużyna pokonała słabszą. W ataku Arki wystąpił od początku Jankowski, który ma 28 lat, a nigdy w karierze nie strzelił 10 goli w lidze przez jeden sezon. Mimo to wciąż znajduje zatrudnienie w ekstraklasie! Daje wam pięć sekund na znalezienie jakiegoś atutu tego piłkarza. Gotowi? Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Nic? Nie szkodzi, możecie sobie wykupić wycieczkę dookoła świata, przez całą rozmyślać o atutach Jankowskiego, a i tak wrócicie z pustą głową.
Inny przykład: Piesio. 31 meczów w tym sezonie, jeden gol i dwie asysty. Takie statystyki ma piłkarz ofensywny w ekstraklasie, tyle dał swojej drużynie przez 2000 minut z okładem. Przedwczoraj wszedł, wiedział, że nic nie pomoże (gdyż nie umie), więc postanowił skasować gościa, który dla odmiany coś umie. Inaczej nie zaznaczyłby swojej obecności w tym finale. Tyle się mówi, również w polskich mediach, że sędziowie powinni chronić Messiego i Ronaldo, ale zapominamy chronić wschodzących piłkarzy u siebie. Mam nadzieję, że Piesio zostanie zdyskwalifikowany do końca sezonu, że też Arka przemyśli to, czy chce mieć kogoś takiego na kontrakcie. Albo staramy się robić poważną piłkę, albo mamy Piesia w drużynie.