Reklama

Kardiologa! Fenomenalne widowisko w Mediolanie!

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2018, 23:37 • 5 min czytania 21 komentarzy

Anglia – pozamiatane. Francja – pozamiatane. Niemcy – pozamiatane. Hiszpania – nieoficjalnie, ale również pozamiatane. Nie rozpieszczano nas emocjami w sezonie 17/18 w najlepszych europejskich ligach. Prawie wszędzie mieliśmy do czynienia z dominacją jednej drużyny i niemocą rywali. Cóż, mamy nadzieję, że mundial odda nam to z dużą nawiązką. Jednakże jest jeszcze kraj, w którym nie do końca wiadomo, który z zespołów zapisze się złotymi zgłoskami w annałach futbolu. Chodzi oczywiście o Włochy, gdzie dzisiaj rozegrano kolejny akord w bardzo długiej walce o majstra. W „Derby D’Italia”, w szalenie popieprzonym meczu, Juve pokonało Inter, raz jeszcze stawiając pod ścianą Napoli. 

Kardiologa! Fenomenalne widowisko w Mediolanie!

Nie będziemy się czarować – mamy do czynienia z jednym z najlepszych sezonów Serie A w ostatnich latach, szczególnie jeśli połączymy to z zaciekłą walką o scudetto. Po jednej stronie barykady stoi istny hegemon w postaci Juventusu, zaś z drugiej, przedstawiciel może nawet i całej Italii, Napoli. Gdy niespełna półtora tygodnia temu, Bianconeri wygrywali na wyjeździe z Crotone, a banda Sarriego dostawała w czapę od Udinese i różnica między oboma zespołami wynosiła dziewięć punktów – myśleliśmy, że już jest pograne. Cóż, obecnie mamy 28 kwietnia i drugie w tabeli Napoli traciło przed meczem w Mediolanie jedno oczko do lidera z Turynu. Serie A nabrała rumieńców i taki stan rzeczy najprawdopodobniej zachowa się do końca rozgrywek na Półwyspie Apenińskim.

Tym razem Massimilliano Allegri nie chciał pozostawić niczego przypadkowi. Od pierwszych minut na Meazza Juve rzuciło się do przodu z jedną myślą przewodnią – zdobyć bramkę. Pierwsze ostrzeżenie dla Nerazzurrich pojawiło się w trakcie zamieszania w szesnastce Samira Handanovicia i przypadkowym uderzeniem Blaise’a Matuidi’ego, zablokowanym przez Milana Skriniara. Minutę później turyńczycy przeszli do egzekucji. Juan Cuadrado, grający dzisiaj wyjątkowo na prawej obronie, dośrodkował futbolówkę w pole karne Interu, a tam, przy bierności Antonio Candrevy, Douglas Costa przejął ją i z półwoleja załadował po długim rogu. To jednak był dopiero początek emocji w tym spotkaniu.

Nigdy nie uznawaliśmy Matiasa Vecino za wirtuoza futbolu. Raczej mieliśmy go za dość przeciętnego, jak na włoskie standardy, zawodnika, ale tak naprawdę dopiero dzisiaj poznaliśmy jego największą wadę. Godzina 21, słońce już dawno za horyzontem, ale Urugwajczykowi ewidentnie przygrzało w głowę. W 17. minucie postawił stempel na nodze Mandzukicia, początkowo wyceniony przez Daniele Orsato na żółty kartonik. Po chwili arbiter zmienił jednak swoją decyzję. Podbiegł do telewizorka, użył VAR-u i wrócił z asem kier w ręce. Vecino wyleciał, a noga Chorwata po tym absurdalnym, niewytłumaczalnym zachowaniu piłkarza Interu wyglądała tak:

Reklama

Po tej serii niefortunnych zdarzeń dla Interu sądziliśmy, że w sumie to Orsato mógłby już odgwizdać koniec meczu. Paradoksem tej całej sytuacji było to, że mediolańczycy ewidentnie rozjuszyli się pod koniec pierwszej połowy, pomimo nieobecności jednego zawodnika. W 29. minucie Antonio Candreva spróbował strzelić z dystansu. Jego bomba zatrzymała się na dłoniach Buffona, które zapewne do tej pory pieką Włocha. To była jedyna groźna sytuacja Interu w pierwszej odsłonie. Pod jej koniec pałeczkę przejęli Bianconeri.

W doliczonym czasie gry mieliśmy kolejną serię błędów ze strony gospodarzy. Znowu biernością wykazali się obrońcy, jako jedyny walczył Skriniar i Juve skrzętnie z tego skorzystało. Matuidi pokonał Handanovicia i dał dwubramkowe prowadzenie swojemu zespołowi. Kibice na Meazza załamywali ręce, ale wtedy ponownie do akcji wkroczył VAR. I anulował trafienie Francuza.

Grasz w jedenastu na dziesięciu, prowadzisz 1-0, słyniesz z tego, że świetnie radzisz sobie w defensywie. W dodatku walczysz o mistrzostwo, czyli nie możesz się wyjebać. Brzmi idealnie, szczególnie dla Juventusu.

Tylko, że tym razem się prawie wyjebali.

To była genialna druga połowa w wykonaniu Interu do pewnego momentu. Gracze w granatowo-czarnych koszulkach pokazali, co oznacza w futbolu charakter. Grzebanie Juve zaczęło się w 52. minucie. Rzut wolny z ponad trzydziestu metrów. Cancelo wrzuca futbolówkę, w szesnastce najsprytniejszym okazuje się Mauro Icardi i wyrównuje stan rywalizacji. W międzyczasie z boiska za dwie żółte kartki wylecieć mógł, a nawet i powinien, Miralem Pjanić. Zresztą – sami oceńcie.

Reklama

Dziesięć minut po trafieniu swojego rodaka, Higuain miał świetną szansę na gola. Odebrał kapitalne podanie od Alexa Sandro, minął golkipera Interu i… nie trafił do pustej bramki. Jak wiadomo, niewykorzystanie sytuacje czasem lubią się zemścić. Słowo ciałem się stało. 180 sekund po akcji Higuaina. Ivan Perisić ograł jak przedszkolaka Cuadrado i zagrał pasówkę wzdłuż pola karnego, a piłkę do własnej siatki skierował Andrea Barzagli. W tym momencie oszalała nie tylko połowa Mediolanu, ale też cały Neapol, choć do końca zostało jeszcze 25 minut.

Szaleństwo skończyło się w końcówce meczu, kiedy Juventus w dwie minuty wbił dwie bramki. Nie, to nie jest żart. Nie, to nie jest sen. Juve urwało się ze stryczka i niemal siłą wyrwało trzy oczka Interowi Najpierw Handanovicia w 87. minucie pokonał Cuadrado, po asyście Paulo Dybali. Chwilę później Higuain zrobił to, czego nie udało mu się dokonać trochę wcześniej. Jeszcze raz, z 1-2 na 3-2 w 120 sekund. Być może i Scudetto w 120 sekund. Coś niebywałego. Trafnie ujął to zresztą Kamil Gapiński, który komentował mecz na antenie Weszło FM. „To spotkanie było jak Monica Bellucci z najlepszych lat”. Naprawdę trudno się z tym nie zgodzić.

***

Inter Mediolan – Juventus FC 2:3 (0:1)

13′ Douglas Costa 0:1

52′ Mauro Icardi 1:1

65′ Andrea Barzagli sam. 2:1

87′ Juan Cuadrado 2:2

89′ Gonzalo Higuain 2:3

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
1
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Weszło

Hiszpania

Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Radosław Laudański
1
Po wielu latach zobaczymy rywalizację Realu z Milanem, czyli święto imienia Carlo Ancelottiego

Komentarze

21 komentarzy

Loading...