Reklama

Wielkie szkolenie w malutkiej wsi. PKS Racot przykładem na to, że jednak można

redakcja

Autor:redakcja

23 kwietnia 2018, 16:16 • 11 min czytania 18 komentarzy

Gdy słyszę podczas różnych kursów i konferencji, że w jakimś mieście nie da się szkolić młodzieży, bo mało dzieci, bo trenerów niewiele i boiska słabe, to pokazuje im wtedy nasz Racot. Jesteśmy żywym przykładem na to, że uczyć piłki nożnej można wszędzie, ale trzeba tylko chcieć – mówi Dawid Dominiczak, prezes klubu PKS Racot. Klub z niewielkiej wsi szkoli ponad 150 dzieci, ma trzy pełnowymiarowe boiska, jedenastu zatrudnionych trenerów i jest lokalnym elementem tożsamości. W zeszłym roku dzieci z miejscowej szkoły dotarły do finału województwa turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, gdzie jak równy z równym walczyły z wielkimi ośrodkami Wielkopolski. 

Wielkie szkolenie w malutkiej wsi. PKS Racot przykładem na to, że jednak można

Racot to wieś położona 50 kilometrów od Poznania. Oficjalnie jest tu zameldowanych około 1300 mieszkańców. Dwa sklepy, kościół, szkoła, kilka przystanków autobusowych, z których można dojechać do pobliskiego Kościana. Klasyczna wioska, których setki w Polsce. Nutki wyjątkowości dodaje jej jednak stadnina koni, którą zauważa się tuż przy wjeździe do Racotu. Na rozległej łące stoi kilkadziesiąt koni i klaczy, a obok mieści się dwór z XVIII wieku. Jeszcze niedawno stadnina ta była jedną z najważniejszych w kraju. Dziś nie przędzie już tak świetnie, ale wciąż wiele osób przyjeżdża tu na hipoterapie czy po prostu na wypoczynek.

Ale do Racotu nie przyjechaliśmy zachwycać się zwierzętami. Wjeżdżamy w głąb wioski i parkujemy przy kompleksie boisk. – W ostatniej chwili podałem panu inny adres. Ten, który wysłałem wcześniej, to adres mojego domu, o tu, zaraz obok. Ciągle mi się to myli, chociaż mieszkam tu kilkadziesiąt lat. Dom i boisko to u nas prawie to samo – mówi z uśmiechem Dawid Dominiczak, prezes miejscowego klubu.

DSC_4577

Przyjeżdżamy chwilę po godzinie 16. Właśnie rozpoczynają się treningi grup dziecięcych – łącznie na boiska w jednym momencie wybiega sześć zespołów. A to nie wszystko, co ma Racot, bo akurat tego dnia nie odbywają się zajęcia jednej z drużyn, a najstarsza grupa juniorska będzie trenować później. – To co? Przejdziemy się? – proponuje nasz przewodnik.

Reklama

Baza Racotu – jak na możliwości klubu z IV ligi i wsi zamieszkanej przez około tysiąc ludzi – robi wrażenie. Główne boisko z trybuną, obok dwa kolejne pełnowymiarowe boiska z naturalną nawierzchnią, po drugiej stronie mniejsza płyta typu „Orlik”, boisko do piłki plażowej, boisko do koszykówki i siłownia do ćwiczenia z obciążeniem własnego ciała.

Budowa głównego boiska zaczęła się jeszcze w latach 70. Zasługa stadniny koni, oni to stworzyli. Dwa boczne boiska powstały już po zmianie systemu politycznego w Polsce. Klub pozyskał ziemię, bo tu wszędzie były pola, od państwa i ostatecznie stworzono tu boiska. A „Orlik” i boisko do koszykówki to już efekt udziału w programie krajowym. Udało nam się pismami wyprosić od Warszawy, by oprócz często spotykanego połączenia piłka nożna plus koszykówka stworzyć też coś innego. No i udało się. Nawieźliśmy piasku i mamy też boisko do plażówki – opowiada Dominiczak. W Racocie powtarzają – trzeba nauczyć się pisać wnioski, prośby, apele, bo bez tego ani rusz. Gmina, województwo, szczebel krajowy – wszędzie są jakieś pieniądze do uzyskania – szczególnie na infrastrukturę. Trzeba tylko chcieć, umieć formułować pisma urzędowe i wiedzieć, gdzie je wysyłać.

Łącznie w Racocie szkoli się ponad 150 dzieci – od kilkulatków po zespół juniorów. A właściwie i po seniorów, bo w tym sezonie w IV-ligowym PKS-ie zadebiutowało dwóch piętnastolatków. Na treningi schodzą się dzieciaki ubrane w niebieskie koszulki klubowe i z wodą mineralną pod pachą. Niektórych ze wsi i miejscowości ościennych przywożą rodzice. – Mamy chłopców, których rodzice wożą na trening nawet i po 30 kilometrów. Jesteśmy dumni, że mamy aż taką markę w regionie – przyznaje prezes. – Jaki prezes? To prawdziwy menadżer! – śmieją się w klubie. Dominiczak jest bowiem nie tylko prezesem, ale i trenerem pierwszego zespołu. Dba też o murawę, zajmuje się dwupiętrowym budynkiem klubowym.

Na treningach grup dziecięcych widać też piłkarzy i piłkarki w zielonych strojach z logo Tymbarku. Jedni dostali je na finałach województwa turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, inni otrzymali je podczas organizowania przez Racot jednego z turniejów eliminacyjnych w okręgu. W zeszłym roku malutka Szkoła Podstawowa z Racota dotarła do ostatecznej fazy eliminacji. Wygrała rozgrywki okręgowe odprawiając znacznie większe miasta i zagrała w finale z Poznaniem, Lesznem i Krotoszynem. Zespół trenera Karola Świątkowskiego w kategorii do lat 8 zajął ostatecznie trzecie miejsce. W półfinale trafili na bardzo mocny SP 78 Poznań i przegrali z późniejszym finalistą całych rozgrywek. W starciu o trzecie miejsce pokonali zawodników z Krotoszyna. – Dzieci były już zmęczone, nie mieliśmy tak szerokiej kadry jak chociażby szkoła z Poznania. No i „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” to bardziej turniej szkolny niż klubowy. A dzieci z naszej szkoły w Racocie to część naszej całej młodzieży w klubie. Ale i tak byliśmy dumni z ich postawy, spisali się dzielnie, a sam turniej był dla nich ciekawym doświadczeniem – wspomina Dominiczak.

Reklama
DSC_4558

Naszą rozmowę przerywa jedna z mam trenujących dzieci. – Dawid, gdzie jest cukier? – pyta. Mamy młodych piłkarzy i piłkarek korzystają bowiem z budynku klubowego jak ze swojego. Na parterze znajdują się szatnie i małe biuro z laptopem, książkami i dokumentami. Na piętrze z kolei odbywają się posiadówki rodziców, spotkania przy kawie, a także odprawy przedmeczowe czy wspólne oglądanie meczów Lecha Poznań i reprezentacji. Tak się tworzy tożsamość klubu. To znajduje się centrum kulturalno-społeczne wsi. Rodzice odprowadzają dzieci na trening, a później siedzą na ławkach przed budynkiem albo w samej kanciapie. Piją kawę, rozmawiają, idą razem pobiegać czy pomaszerować z kijkami. Po pierwsze – to sposób na integrację i zbliżenie ze sobą osób niejako współtworzących klub. Po drugie – unika się tym samym tworzenia Komitetu Oszalałych Rodziców, którzy wywierają chorą presję podczas treningów.

Seniorska drużyna PKS-u gra aktualnie w IV lidze, ale wszystko wskazuje na to, że ten sezon zakończy się spadkiem. Ale finansowo nie może rywalizować z zespołami ze znacznie większych miast. – Staramy się wyciskać maksimum z tego, co mamy. Ale pewnego pułapu nie przeskoczymy. Trenujemy trzy razy w tygodniu, mamy analizę wideo i odprawy. Ale koniec końców decyduje weekend i kolejka ligowa. Na przykład teraz jeden z obrońców wypadł za kartki, a drugi jest zawodowym żołnierzem i na meczu go nie będzie, bo ma służbę. Takie są nasze realia. Musimy sobie radzić – mówi trener pierwszej drużyny.

W Racocie pracuje łącznie jedenastu szkoleniowców Każdy z licencją – od UEFA C do A. Ponadto klubowy bramkarz jest z wykształcenia fizjoterapeutą. – Nie dopuściłbym do dzieci kogoś bez wykształcenia trenerskiego. Jesteśmy odpowiedzialni za najmłodszych. To praca, która wymaga kompetencji, dlatego nie wyobrażam sobie, by treningi mógł prowadzić ktoś z przypadku – wyjaśnia prezes. Klub zwraca zresztą koszty za udział w kursach UEFA C i B. Przy wyższych kategoriach trenerskich zwraca część pieniędzy. – Wszyscy nasi trenerzy to niejako wychowankowie Racotu. Część z nich albo tu grała, albo wciąż gra w zespole seniorów. Niektórzy pracują w miejscowej szkole – dodaje.

Prezes Dominiczak podczas imprezy na zakończenie sezonu

Racot jest pewnym fenomenem. To właściwie wieś w całości żyjąca sportem. Stadnina koni, świetna baza piłkarska, 150 dzieci trenujących w klubie, ale i dzieci z tutejszej szkoły, które już od prawie 30 lat regularnie wyjeżdżają na Igrzyska Olimpijskie, by dopingować olimpijczyków z Polski. Jeśli kojarzycie biało-czerwoną flagę z napisem „Racot”, to tak – o tym Racocie mówimy. Po raz pierwszy dzieci stąd wyjechały na IO do Barcelony. I wtedy zaczęła się tradycja – miejscowi szukają sponsorów, nawiązują kontakty z gospodarzami igrzysk i w kilkudziesięcioosobowej grupie wylatują na największą imprezę sportową świata. Młodzi kibice z Racotu byli także na ostatnich Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczangu. Na igrzyska w Tokio za dwa lata też się wybierają.

Śmiejemy się czasami, że trzeba być upartym, by urodzić się w Racocie i nie interesować się sportem – mówi Dominiczak. Klub to tutaj punkt przecięcia wszystkich lokalnych ścieżek. Niemal każdy ma swój wkład w PKS. Co roku w styczniu w hali szkoły odbywa się Gala Piłkarska, czyli podsumowanie roku działalności klubu połączone z imprezą integracyjną. Udział w niej bierze około 400 osób. Po części oficjalnej z prezentacjami i wręczaniem wyróżnień następują tańce, biesiada i rozmowy do późna. Wpisowe pozwala zebrać PKS-owi środki na funkcjonowanie, bo dotacje z gminy pozwalają klubowi na funkcjonowanie przez około pół roku. Pieniądze na pozostałą część sezonu trzeba uzbierać we własnym zakresie. Stąd np. pomysł na zabawę podczas gali. Organizatorzy ustawiają cele, w które trzeba trafić piłką. Odważni mężczyźni ustawiają się w dłuuuugą kolejkę i próbują swoich sił. Każdy jest już po kilku głębszych, które zwiększają pewność siebie, ale obniżają celność. Próba strzału kosztuje, a pieniądze trafiają do klubowej kasy. Do wygrania jest butelka wódki, ale że już samo zadanie jest wymagające, a spożyty alkohol tylko podnosi stopień trudności, to zwycięzców jest niewielu. A czasami nie ma ich wcale. Najczęściej zabawa kończy się więc czystym zyskiem bez ponoszenia kosztów na nagrody.

bud

To podczas jeden z imprez klubowych (bo PKS organizuje też imprezę walentynkową) padł pomysł, by na płycie głównej zainstalować automatyczny system zraszania boiska. Debaty trwały do późnych godzin nocnych, ale zebrano chętnych i ustalono plan działania. Jeden z rodziców dzieci trenujących w klubie zajmuje się podobnymi instalacjami, ale kwota montażu znacznie przerastała klubowy budżet. Rodzic zaoferował jednak know-how, zebrano kilkanaście tysięcy złotych na niezbędne materiały. W dzień po Bożym Ciele siedemdziesięciu ochotników ze wsi o ósmej rano stawiło się na boisku w Racocie. Jeden z rodziców podjechał koparką, inny to wioskowa „złota rączka”, kolejny – były strażak. W ciągu ośmiu przekopano boisko, zamontowano rury i popołudniu PKS cieszył się z rzadko spotykaną na tym poziomie instalacją. Dziś z murawy wysuwają się spryskiwacze i murawa jest świetnie przygotowana. – To idealny przykład na to, że można. Trzeba tylko rozmawiać. I chcieć – tłumaczy prezes.

Innym sposobem na budowanie więzi z klubem było posadzenie drzewek przy dwóch boiskach treningowych. Każdy, kto opłacił cegiełkę zostawał „chrzestnym drzewka” i tabliczka z jego nazwiskiem widnieje do dziś na płocie nad jedną z sadzonek. Wpisowe kosztowało 55 złotych, drzewek jest kilkadziesiąt. Kolejny zastrzyk dla klubowej kasy i kolejny krok, by zbliżyć ludzi z klubem. – A przy okazji za parę lat będziemy mieli świetną ochronę boisk od wiatru i od słońca. Bo płot jest od strony zachodniej i dzieci podczas popołudniowych zajęć nie będą musiały zasłaniać oczu przed promieniami słonecznymi – wyjaśnia nasz rozmówca.

DSC_4557

Racot doceniają też w okręgu. To tutaj odbywa się większość lokalnych turniejów piłkarskich, do wsi przyjeżdżają drużyny na zgrupowania (chociażby akademia Śląska Wrocław i Puszcza Niepołomice). Sam klub organizuje Podkowa Racotu Cup, w którym udział bierze kilkaset dzieci z całego regionu. W dodatku na klubowych boiskach odbywają się codziennie lekcje wychowania fizycznego szkoły podstawowej – od 15:30 do 19 w szkole odbywają się treningi grup młodzieżowych klubu. Ta mieści się właściwie po drugiej stronie ulicy. Z kolei młodzież PKS-u przez całą zimę trenuje w hali szkoły. Sam klub wysyła swoich wychowanków na obozy np. do Buczu.

W poniedziałki i w czwartki odbywają się na boiskach tzw. festyny piłkarskie. Na wszystkich boiskach stawia się ponad sto dzieci, które trenują w naszym klubie. Sam pan pewnie przyzna, że wygląda to imponująco. Dziewczynki? Kilka ich u nas trenuje, ale wplatamy je raczej w grupy z młodszymi chłopcami, bo nie ma ich tak wiele, by tworzyć osobną sekcję dziewczęcą. Z innej beczki, to wkrótce wystartujemy z zajęciami tenisa dla najmłodszych, udało nam się ściągnąć studentów z Poznania, którzy będą prowadzić te treningi. Marzy mi się też otwarcie klas sportowych w szkole. Byliśmy już bliscy tego, by powstały takie klasy profilowane, ale ostatecznie nie wyszło. To cel na kolejne lata – opisuje prezes.

Racot uosabia w sobie te wszystkie wartości, o których pisze się w podręcznikach od aktywizacji społeczności lokalnych. Budowa wspólnej tożsamości. Projekty integrujące mieszkańców. Budowa wspólnej przestrzeni i miejsca, gdzie każdy może poczuć się jak swój. Racot żyje sportem, a świat sportu z ciepłym uśmiechem zerka na tę wieś pod Kościanem. Bo skoro Racot pokazuje, że można szkolić piłkarzy mimo bycia na uboczu i posiadania niewielkich środków finansowych, to wymówek dla dużych ośrodków nie ma.

Tekst i zdjęcia: Damian Smyk

*

Plan Piłkarskiej Majówki z Pucharem Tymbarku

Dzień I (29.04.) – od godz. 17:45

Wielkie otwarcie Turnieju przy PGE Narodowym (wstęp wolny, od Ronda Waszyngtona)

Dzień II (30.04.) – godz. 10:00-16:00

Faza grupowa Finału Ogólnopolskiego na boiskach bocznych Legii i Agrykoli (wstęp wolny)

Dzień III (1.05.) – godz. 10:00-16:00

Faza pucharowa Finału Ogólnopolskiego na boiskach bocznych Legii i Agrykoli (wstęp wolny)

Dzień IV (2.05.) – godz. 10:00-14:00

Wielki Finał Turnieju na PGE Narodowym (wstęp za okazaniem biletu na Finał Pucharu Polski)

*

Czytaj teżChłopcy boją się grać kreatywnie, bo są ściągani z boiska

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

18 komentarzy

Loading...