Reklama

Problemy Ghańczyka w III lidze. Kto ma rację – Jarota czy zwolniony piłkarz?

redakcja

Autor:redakcja

19 kwietnia 2018, 09:12 • 7 min czytania 13 komentarzy

Wychowywał się na jednym podwórku z Kwadwo Asamohem i Abdulem Azizem Tettehem. Grał w Ameryce i w Dubaju. Ale Evans Frimpong chciał spróbować swoich sił w Europie. Tak trafił do trzecioligowej Jaroty Jarocin. Jesienią grał, ale wiosną nawet nie powąchał boiska. Powód? – Sam chciałbym to wiedzieć. Klub mną pomiata. Zerwali kontrakt, straszyli mnie policją, nałożyli na mnie absurdalną karę. Chciałem zobaczyć jak wygląda futbol w Europie, a spotkało mnie coś, czego się w życiu nie spodziewałem – tłumaczy Evans.

Problemy Ghańczyka w III lidze. Kto ma rację – Jarota czy zwolniony piłkarz?

Frimpong urodził się w Ghanie. W jednej z wielu tamtejszych szkółek uczył się futbolu. W akademii Liberty FC grał razem z Kwadwo Asamoahem czy Abdulem Azizem Tettehem. Evans wyróżniał się na tle rówieśników, jeździł na turnieje międzynarodowe, a ostatecznie trafił do Ameryki. W Stanach Zjednoczonych ukończył studia, a jednocześnie kontynuował swoją przygodę z piłką. Rozegrał kilkadziesiąt spotkań w lidze NASL, czyli tamtejszym odpowiedniku naszej I ligi. W zeszłym roku wyjechał do Dubaju, gdzie występował w Al-Najma. Latem wrócił do USA, ale chciał spełnić swoje marzenie i spróbować swoich sił w Europie. Porozmawiał ze swoim kumplem Tettehem, ten polecił mu Polskę. Evans spakował więc walizki i wsiadł do samolotu.

Agent obiecał mu załatwienie klubu, ale długo nic z tego nie wychodziło. Obwoził po amatorskich klubach, obiecywał gruszki na wierzbie. – Pojechaliśmy do jakiegoś klubu z ligi amatorskiej. Mówił, że tutaj mam trenować. Mówię mu „stary, ale nie tak się umawialiśmy, nie przyjechałem tutaj grać w siódmej lidze” – opowiada. Ostatecznie trafił do trzecioligowego Jaroty Jarocin. – Znajomy polecił mi tego chłopaka, a my byliśmy w takiej sytuacji, że brakowało nam piłkarzy do gry. Evans nie stawiał wygórowanych warunków finansowych, na treningach spisywał się nieźle i uznałem, że warto dać mu szansę – mówi Janusz Niedźwiedź, ówczesny trener klubu. Niedźwiedź wkrótce jednak zrezygnował z pracy w Jarocinie, a sam Frimpong starał się wówczas o uzyskanie pozwolenia na pracę. U nowego trenera zagrał sześć meczów na finiszu rundy jesiennej – już po tym, jak został zatwierdzony do gry. Gola nie strzelił, zaliczył jedną asystę. – Dobrze się wtedy prezentował. Uważam, że przydałby się również teraz podczas walki o utrzymanie Jaroty – twierdzi Maciej Parysek z lokalnej telewizji Proart. Frimpong został bowiem odsunięty od składu, a klub rozwiązał z nim kontrakt. Chociaż sprawa jest znacznie bardziej zagmatwana. Ale po kolei…

Evans nie dojechał na pierwsze trzy dni zgrupowania. Powód był dość prozaiczny – z uwagi na burze odwołano jego lot ze Stanów do Polski. Piłkarz pokazuje nam bilety lotnicze. – Zobacz, to mój odwołany lot. Na kolejny musiałbym czekać zbyt długo, dlatego wyłożyłem własną kasę na kolejny bilet, by dolecieć jak najszybciej. Wlepiono mi jednak karę 900 złotych za nieobecność na tych zajęciach, choć regulamin mówi o tym, iż kara powinna wynosić 50 złotych za dzień. Klub wiedział o wszystkim – tłumaczy.

– Nie było go na zajęciach tydzień. Nie mieliśmy z nim kontaktu – twierdzi z kolei Hubert Bachorz, prezes klubu.

Reklama

Frimpong rozpoczął okres przygotowawczy z zespołem, ale wkrótce został poinformowany, że nie będzie miał miejsca w osiemnastce meczowej. – Byłem zdziwiony. Na treningach nie odstawałem, czułem się dobrze pod względem fizycznym. A na ławce w sparingach siadali chłopcy z juniorów, ja pozostawałem poza kadrą. Rozmawiałem na ten temat z kolegami z drużyny i nawet oni byli zdziwieni tą sytuacją – wspomina Evans. – Dano mi do zrozumienia, że jestem niechciany. I nikt nie wytłumaczył mi dlaczego. Nikt nie przyszedł i nie powiedział „słuchaj Evans, nie nadajesz się, jesteś za słaby”. Wtedy bym zrozumiał. Ale nie byłem słabszy od innych piłkarzy. Decydowały względy pozasportowe, których nie jestem w stanie zrozumieć.

– Szkoda mi Frimponga bo uważam, że o jego usunięciu z drużyny nie decydowały względy sportowe. Od dłuższego już czasu w Jarocie zauważam cięcie kosztów. Chodzi przecież o to, żeby wydać jak najmniej, a osiągnąć przy tym jak największy sukces – mówi Parysek.

– Włożyliśmy sporo wysiłku, by sprowadzić Frimponga do Jaroty. On do mnie dzwonił i domagał się miejsca w składzie. Ale ja nie jestem od tego, by ustalać skład. Trudno się z nim dogadać, spóźnił się na okres przygotowawczy, zniknął na tydzień w trakcie jego trwania – wymienia Bachorz.

– Przychodziłem normalnie na treningi. Jestem tu sam, więc co miałem innego robić? Przyszła oferta z Karpat Krosno, wyjechałem tam na tygodniowe testy za zgodą Jaroty. Mogłem tam zostać, ale Jarota nie wyraziła zgody na transfer – opowiada Ghańczyk.

– Na pierwszym spotkaniu zarządu uznaliśmy, że zawodnik dostanie wolną rękę w poszukiwaniu klubu. Nie widzieliśmy dla niego przyszłości w Jarocie. To była decyzja oparta na przesłankach sportowych, ale też tych pozasportowych – mówił trener Marcin Woźniak w telewizji Proart.

Wkrótce Frimpong dostaje informacje od trenera – od 23 marca przestaje być zawodnikiem Jaroty, zostaje wyrejestrowany z klubu, jest wolnym piłkarzem. Ponadto powinien zdać sprzęt i ma zakaz przychodzenia na treningi. – Z naszej strony temat Evansa jest zakończony. Jego niesubordynacja jest nieakceptowalna. Mieliśmy prawo do jednostronnego rozwiązania umowy, nie potrzebowaliśmy jego podpisu – tłumaczy Bachorz.

Reklama

Oto pismo, które Jarota przedstawił piłkarzowi:

Dublino (Irlanda), 02/08/2017 Sampdoria/Manchester United-Sampdoria (Amichevole) Karol Linetty-Henrikh Hamleti Mkhitarian

Frimpong twierdzi jednak, iż swoje nieobecności usprawiedliwił i ma na to wystarczające dowody. Mowa tutaj właśnie o opóźnionym samolocie. – Słuchaj, przyjechałem tutaj sprawdzić się w Europie. Grałem w Dubaju, grałem w Stanach. W Ameryce w ligach półamatorskich mógłbym zarobić więcej niż tutaj, w III lidze. Nie chodzi o kasę, nie dbam o to. Chciałem grać, walczyłem o swoją pozycję, ale nagle jestem odstawiony od składu, robi się ze mnie popychadło, a na koniec rozwiązuje kontrakt tuż przed końcem okna transferowego. Zostałem na lodzie – mówi wyraźnie rozczarowany.

– Chciałem wam to wszystko opowiedzieć, bo znam chłopaków z Ghany, którymi też się pomiata. A ja nie jestem głupkiem, skończyłem szkoły i wiem, że mam swoje prawa. Nie można mnie ot tak wyrzucić z klubu. Dlatego nie podpisałem tego rozwiązania kontraktu. W klubie straszyli mnie, żebym wracał do Stanów, bo tutaj jeśli nie mam pracy, to zacznie się mną interesować policja. Jest jeszcze sprawa mieszkania, które klub tytułem kontraktu musiał mi wynajmować. Wracam pewnego razu do niego, a tam siedzi inny facet, a moich rzeczy brak. Klub bez mojej wiedzy przeniósł moje ciuchy i rzeczy osobiste do innego pokoju w innym miejscu. Powiedziałem im, że nie mogą tak robić i następnym razem to ja wezwę policję.

pele

Kto w tym sporze ma racje? Kto ściemnia, a kto mówi prawdę? Nie wykluczamy, że sprawy nie rozstrzygniemy na łamach Weszło i będzie miała ona dalszy swój ciąg w sądzie. Frimpong twierdzi bowiem, iż Jarota nie miała prawa go zwolnić z kontraktu, bowiem zarzut, że nie przychodził na treningi jest nieprawdziwy. Dlaczego zatem klub chciał się go usilnie pozbyć? Popytaliśmy tu i tam. Jarota finansowo ledwo zipie. Nie ma pieniędzy, na wychowanków stawia się z konieczności, aby ciąć koszty. Po Frimpongu spodziewano się, że pożre III ligę, a on okazał się piłkarzem na jej poziomie. Zagrał sześć meczów, nie strzelił w niej gola, więc uznano, że jest kulą u nogi, choć kokosów nie zarabiał. Szukano więc pretekstu, by się go pozbyć. Odstawiono go od składu, wywierano presję, by odszedł. Temat z transferem do Krosna nie wypalił (chodziło o współdzielenie pensji piłkarza), więc rozwiązano z nim kontrakt. Czy zgodnie z prawem? To pewnie rozstrzygnie już sąd lub organy związkowe.

– Gdybym opowiedział ci o tej sytuacji na ulicy, to pewnie wysłałbyś mnie do diabła. Dlatego przyniosłem w teczce wszystkie dokumenty. Nie jestem jednym z tych piłkarzy, którzy chodzą do mediów i płaczą “nie grałem, bo trener mnie nie lubił”. Chciałem grać, chciałem zobaczyć piłkę nożną w Europie, ale widocznie trafiłem do złego miejsca – kończy Evans.

Trochę nam żal tego chłopaka, bo widać, że nie jest głupim gościem. Chęci miał dobre – chciał jak wielu kopaczy z Afryki spróbować swoich sił w Europie. Ale starcie z tutejszym futbolem ma brutalne. Sami jesteśmy ciekawi jak ta sprawa się zakończy. Jeśli Frimpong dowiedzie swoich racji przed sądem, to dowiedzie przy okazji, że nasze kluby wciąż nie wyzbyły się wiejskich praktyk. Podstawą biznesu jest zasada, że z umów należy się wywiązywać, a – jak dobrze wiemy – w przeszłości w wielu miejscach na futbolowej mapie Polski ta podstawa przerastała pojmowanie różnej maści prezesów.

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...