Dla Cristiano Ronaldo nie ma meczów ważnych i ważniejszych. Nawet w grze ze swoim synem dąży do podwójnego hat-tricka, nawet w jubileuszowym starciu z drużyną przyjaciół Jarka Jakimowicza dawałby z siebie ile fabryka dała. Ale choć jego determinacji nie da się podważyć, tak jest coś szczególnego w Champions League, co sprawia, że na te mecze bolid CR7 pędzi na wysokooktanowym paliwie.
Przyzwyczailiśmy się do wielkości Ronaldo, do jego seryjnych bramek, rekordów, bo człowiek przyzwyczai się do wszystkiego. Ale wystarczy spojrzeć na jego bilans strzelecki w Lidze Mistrzów, by uderzyło nas jak młotem w skroń, że mówimy o kosmicie. Kosmicie, którego wspominać będzie się dekadami.
Kallon. Di Biagio. Toldo. Vieri. Recoba. Z takim Interem odpadł latem 2002 roku w grze o Ligę Mistrzów. Potem w Pucharze UEFA drzwi jego Sportingowi pokazał Partizan. Po przejściu do Manchesteru United drzwi do Champions League wyważały się same, ale Ronaldo przez pierwsze dwa sezony nie strzelił ani jednej bramki. Dopiero w swoim dwudziesty pierwszym meczu Ligi Mistrzów ukłuł po raz pierwszy. Był 10 kwietnia 2007, a Czerwone Diabły zbiły Romę 7:1.
Czekał na gola dłużej niż Tomasz Dziubiński, Andrzej Lesiak czy Ryszard Czerwiec.
Ale gdy się doczekał, lawina ruszyła.
Dzisiaj ma ich na koncie 119. Więcej niż całe Atletico, AS Roma, Benfica, nie mówiąc o takich “cieniasach” jak Manchester City czy Szachtar Donieck.
Był pierwszym w historii piłkarzem, który zdobył sto goli w tych rozgrywkach.
Pierwszym, który strzelił w jednym sezonie trzy hat-tricki (15/16 Szachtar, Malmo, Wolfsburg).
Pierwszym, który strzelił ponad dziesięć goli w sześciu sezonach (dodatkowo zrobił to z rzędu).
Pierwszym, który strzelił mecz po meczu hat-tricki w rundzie pucharowej (16/17, najpierw Bayern, potem Atletico).
Pierwszym, który strzelił gola w każdym meczu fazy grupowej (17/18).
W sezonie 15/16 strzelił jedenaście goli w fazie grupowej.
Pierwszym, który zdobywał bramki w dziesięciu kolejnych spotkaniach (od finału 2017 aż do teraz, passa trwa, na jej przestrzeni strzelił 16 goli)
Od pięciu lat nie oddał korony króla strzelców. Tylko raz, w sezonie 14/15, podzielił się nią z Neymarm i Messim. W tym, oczywiście, prowadzi. Ma 14 trafień, z przewagą sześciu nad Ben Yedderem, Salahem i Firmino.
W praktyce ściga się ze sobą z sezonu 13/14 – wtedy strzelił 17 goli, ustanawiając rekord rozgrywek.
W 2017 roku kalendarzowym zdobył w Champions League 19 bramek. Rekord.
Z rzutów wolnych zaliczył 13 trafień. Rekord.
Nikt nie strzelił więcej goli w fazie grupowej. Nikt nie zdobył więcej bramek w ćwierćfinałach (20). Nikt więcej w półfinałach (13), nikt w finałach (4).
Mało tego – jest też najlepszym asystentem wszech czasów. Tacy specjaliści od asyst jak Xavi, Iniesta czy Giggs muszą uchylić czoła.
Maszyna. Pan Liga Mistrzów. W wieku trzydziestu trzech lat wciąż nie tylko śrubujący swoje statystyki, ale polujący na kolejne rekordy i trofea, wśród których to unikalne, niedościgłe dla nikogo wcześniej – obrona klubowego mistrzostwa Europy.
Bezapelacyjnie: CR7 to najlepszy piłkarz w historii Champions League.
Fot. NewsPix.pl