Wczorajszy mecz Romy z Barceloną jeszcze raz udowodnił, że w futbolu nie ma takich strat, który nie da się odrobić. Najczęściej potwierdza się to w Lidze Mistrzów, gdzie regularnie dochodzi do spektakularnych pościgów. Rzymianie z całą pewnością wdarli się do ścisłej czołówki najlepszych remontad. Po pierwsze, wygrali z nie byle kim, bo z Barceloną rozgrywającą świetny sezon. Po drugie, dopiero jako drugi zespół w historii zdołali odrobić trzy gole starty z pierwszego meczu. Efektownie i emocjonująco bywało jednak już nieraz. Przypomnijmy więc kilka innych spektakularnych comebacków, przez które szczęki opadały nam do ziemi.
1. Sezon 2016/17, FC Barcelona – PSG (1/4 finału), 0:4 i 6:1
Bez wątpienia najbardziej pamiętna remontada w historii piłki. I to nie tylko dlatego, że miała miejsce niecały rok temu. Mecz, który zszokował cały świat i na dobre stał się ilustracją hasła głoszącego, że w futbolu można spodziewać się tylko niespodziewanego. W Lidze Mistrzów nikt wcześniej nie potrafił poradzić sobie z odrobieniem czterobramkowej straty. A jeśli radzono sobie z mniejszymi różnicami, to nigdy nie w takim stylu i w takich okolicznościach. Waleczna Barcelona, wystraszone PSG, świetny Neymar, nieustępliwy Sergi Roberto, samobój Kurzawy, zabijający resztkę nadziei gol Cavaniego, kompletnie pogubiony Emery… Można byłoby tak wymieniać przez godzinę. Po prostu coś niesamowitego. Można to oglądać bez końca. No, o ile nie jest się kibicem Realu!
Kolejna perełka z czołówki powrotów z miejsca gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Wielki Milan, zmierzający pewnie po scudetto, który na pokładzie miał takich gigantów futbolu, jak Kaka, Szewczenko czy Pirlo, był poważnym kandydatem do zgarnięcia pełnej puli w LM. W Rossonierich widziano zespół, który jako pierwszy zdoła obronić wywalczony rok wcześniej tytuł. Deportivo miało być wyłącznie lekkostrawną przeszkodą na szlaku prowadzącym do tego historycznego wydarzenia.
Pierwszy mecz wygrany przez Milan różnicą trzech goli wydawał się przesądzać losy dwumeczu. W końcu nigdy wcześniej żadna drużyna nie potrafiła odrobić takiej straty. Piłkarze Deportivo pokazali jednak, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych. W rewanżowym spotkaniu zagrali bardzo szczelnie w obronie i przede wszystko – wyjątkowo skutecznie w ataku. Straty z pierwszego spotkania zniwelowali jeszcze w pierwszej połowie po golach Pandianiego, Valerona i Luque. W drugiej części gry całkowicie rozbitych Włochów dobił Fran i to Deportivo mogło świętować wyjątkowy sukces. Piłkarzom Milanu pozostało tylko niedowierzanie.
3. Sezon 1999/00, Chelsea – FC Barcelona (1/4 finału), 3:1 i 1:5
Najstarszy mecz z naszego zestawiania. A jednocześnie – emocjonujące preludium do późniejszej rywalizacji obu ekip, szczególnie zażartej w czasach pierwszej kadencji Jose Mourinho w Chelsea. Dwumecz zapowiadał się na wyrównany, choć minimalnym faworytem była raczej Barcelona z Kluivertem, Rivaldo, Figo i Guardiolą w składzie. Chelsea też miała jednak kim straszyć, co pokazała zresztą już w pierwszym spotkaniu. Na Stamford Bridge w ciagu zaledwie 8 minut Gianfranco Zola i Tore Andre Flo trzykrotnie pokonali Ruuda Hespa, a wynik 3:1 mimo wszystko przyjęto jako coś, co po prostu miało prawo się zdarzyć. W rewanżu Barcelona zagrała dużo lepiej, ale mimo to – głównie za sprawą fatalnego błędu Hespa – aż do 83 minuty utrzymywał się wynik korzystany dla Anglików. Wtedy jednak bramkę na wagę dogrywki zdobył Dani Garcia. Emocje Sięgnęły zenitu chwilę później. Awans w regulaminowym czasie gry mógł bowiem Barcelonie dać Rivaldo, ale nie trafił z rzutu karnego. Wnioski wyciągnął jednak błyskawicznie – w dogrywce jedenastkę wykorzystał w bardzo pewny sposób. Kilka minut później swojego gola strzelił też Kluivert i to Barcelona ostatecznie zameldowała się w półfinale.
4. Sezon 2003/04, Real Madryt – AS Monaco (1/4 finału), 2:4 i 3:1
Ten sam sezon, co w przypadku meczu Milan-Deportivo i jeszcze jedna wpadka zespołu uważanego za wielkiego faworyta. Królewscy byli drużyną naszpikowaną gwiazdami światowej piłki. Casillas, Salgado, Figo, Zidane, Beckham, Ronaldo, Raul… Real na papierze był tak mocny, że część naprawdę wartościowych zawodników musiała szukać szczęścia na wypożyczeniach. Ot, na przykład Fernando Morientes, który sezon 03/04 spędził w… Monaco. I co gorsza dla Realu – zagrał w obu ćwierćfinałowych spotkaniach.
Pierwszy mecz, choć Królewscy stracili w nim dwa gole, przebiegał według oczekiwań. Gospodarze dominowali, strzelili aż cztery bramki i nawet mimo poniesionych strat, do rewanżu mogli przystąpić ze względnym spokojem. Zresztą mecz na stadionie Ludwika II też zaczął się w sposób dość oczywisty, bo od bramki Raula w 36 minucie. Później jednak przyszło wszystko, co najgorsze dla Realu. Goście wpadli w trudną do wytłumaczenia zapaść, a piłkarzom Monaco w tym czasie zaczęło wychodzić dosłownie wszystko. Najpierw do wyrównania doprowadził Giuly, później swojego gola dołożył Morientes, który trafił też w pierwszym meczu. Na koniec kolejny raz ukłuł Giuly i ogromna sensacja stała się faktem.
5. Sezon 2011/12, Chelsea – Napoli (1/8 finału), 1:3 i 4:1
Dwumecz bardzo podobny do Chelsea – Barcelona z sezonu 99/00 z tą różnicą, że tym razem to angielski klub z ofiary zmienił się w oprawcę. W teorii wydawało się to niemożliwe, bo po wpadce w pierwszym spotkaniu pracę na Stamford Bridge stracił Andre Villas-Boas, a drużyna była w totalnej rozsypce. Roberto Di Matteo, który zastąpił Portugalczyka, nie dostał listy wymagań i oczekiwań. Włoch miał po prostu poprowadzić zespół do końca sezonu tak, by nie przyniósł większego wstydu. Gdyby odpadł z Napoli, nikt nie miałby do niego większych pretensji. Di Mateo wszystko ogarnął jednak na tyle szybko, że Chelsea do rewanżu przystąpiła jako zupełnie inna drużyna. Strzelanie w pierwszej połowie rozpoczął Droga, swoje gole dołożyli też niezawodni w ważnych meczach Terry i Lampard. W dogrywce losy awansu rozstrzygnął Ivanović. Co było dalej, większość pewnie doskonale pamięta. Benfica, Barcelona, Bayern i pierwszy w historii klubu triumf w Lidze Mistrzów.
6. Sezon 2012/13, AC Milan – FC Barcelona (1/4 finału), 2:0 i 0:4
Jeszcze przed pierwszym meczem Massimiliano Allegri, który prowadził wówczas Milan, stawiał sprawę bardzo jasno. Jego drużyna nie mogła postawić na ofensywną grę i pójść z Barceloną na wymianę ognia. Szalone ataki miały być w tym starciu domeną Blaugrany. Milan planował skoncentrować się na obronie i swojej szansy szukać w szybkich atakach. W pierwszym meczu taktyka Allegriego spełniła swoje zadanie. Rossoneri całkowicie zneutralizowali najmocniejsze strony Barcy, a co więcej – w drugiej połowie strzelili dwa gole. Na rewanż jechali więc z solidną zaliczką, którą jednak roztrwonili już do przerwy. Na Camp Nou Barcelona grała dokładnie tak jak tylko miała ochotę. Zrobiła mniej więcej to samo, co Milan w pierwszym meczu, tylko dwa razy lepiej. Końcowy wynik jest zresztą najlepszym potwierdzeniem tej tezy.
7. Sezon 2013/14, PSG – Chelsea (1/4 finału), 3:1 i 0:2
I jeszcze raz Chelsea… Tym razem ćwierćfinał i starcie z mającym olbrzymie ambicje PSG. Anglicy przed rozpoczęciem pierwszego meczu uchodzili za delikatnych faworytów, ale awans naszpikowanego gwiazdami giganta z Francji też nikogo by nie zdziwił. Kiedy więc pierwszy mecz zakończył się wyraźnym zwycięstwem Paryżan, tu i tam dało się usłyszeć głosy o zmianie warty i nowej sile w europejskiej piłce. No ale potem przyszedł rewanż, w którym PSG wystąpiło bez Zlatana. Czy brak szwedzkiego napastnika, który wówczas bardzo często ciągnął swój zespół to wystarczające usprawiedliwienie? Mamy wątpliwości. Tym bardziej, że awans Chelsea zapewnili Schurrle i Demba Ba, a więc goście nieodgrywający kluczowych ról. Krótko mówiąc, PSG dostało od The Blues lekcję poważnej piłki.
8. Sezon 2013/14, Olympiakos Pireus – Manchester United (1/8 finału), 2:0 i 0:3
Fani United najchętniej raz na zawsze zapomnieliby o krótkim okresie, gdy za wyniki klubu odpowiadał Daivd Moyes. Stawiamy, że większość z nich na wspomnienie o szkockim szkoleniowcu do dziś oblewa się zimnym potem i przez dłuższą chwilę nie może opanować nerwów. Ale mimo wszystko Czerwone Diabły pod wodzą Moyesa miały kilka momentów, o których można opowiadać bez żadnych obaw. Jednym z nich był rewanż z Olympiakosem, w którym United potrafili odrobić starty z pierwszego meczu i – co najważniejsze – spodziewaną kompromitację obrócić w swój sukces. Dla Moyesa było to o tyle ważne, że po wtopie w Pireusie, obiecał kibicom naprawdę wielkie widowisko na Old Trafford. Efektowne 3:0 z hattrickiem Robina van Persiego, dające dodatkowo awans do ćwierćfinału, spokojnie można za taki uznać.
9. Sezon 2014/15, FC Porto – Bayern Monachium (1/4 finału), 3:1 i 1:6
Pierwsze spotkanie na Estadio do Drago miało niespodziewany przebieg. Piłkarze Porto dosłownie znęcali się nad swoimi rywalami, robiąc na boisku wszystko, na co w danym momencie mieli chęć. Było to tym bardziej dziwne, że Bayern w ostatnich latach przyzwyczaił wszystkich do wysokiej i stabilnej formy w europejskich rozgrywkach. Jeśli przegrywał, to ze ścisłym topem, do którego Porto mimo wszystko się nie zalicza. Tymczasem po pierwszych dziesięciu minutach tej rywalizacji Portugalczycy prowadzili dwoma golami. Rewanż to jednak osobna historia. Pep Guardiola zarządził wielkie przegrupowanie, a Bayern u siebie zagrał po prostu koncertowo. Tym razem to wielokrotni mistrzowie Niemiec urządzili sobie młóckę i spuścili Porto lanie, które zapamiętuje się na długo. Nas szczególnie ucieszyło, że dwa gole zdobył wówczas Robert Lewandowski.
10. Sezon 2016/17, Manchester City – AS Monaco (1/8 finału). 5:3 i 3:1
Na koniec coś cały czas aktualnego i jednocześnie szalonego. Manchester City co sezon uchodzi za jednego z głównych faworytów do zwycięstwa w Lidze Mistrzów, ale dotychczas głównie zawodzi. Tak było w trwających obecnie rozgrywkach, tak było też poprzednich, gdy piłkarzy Guardioli z kwitkiem odprawiło Monaco. Przed rozpoczęciem rywalizacji dużo poważniej traktowano Obywateli i nie zmieniły tego nawet trzy bramki stracone w pierwszym meczu. Rewanż to jednak koncert Monaco, które – jak kilka lat wcześniej w dwumeczu z Realem – bez problemów zniwelowało wszystkie straty. Jeśli dodamy do tego efektowne gole, przyjemną dla oka, ofensywną grę i triumf słabszego nad teoretycznie silniejszym, otrzymamy przepis na dwumecz, który na długo zostaje w głowie.
Fot. NewsPix.pl