Reklama

Rewanż się nie udał. Joanna Jędrzejczyk pokonana po raz drugi

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

08 kwietnia 2018, 08:55 • 3 min czytania 19 komentarzy

Jeśli pierwsze starcie Jędrzejczyk vs Namajunas pozostawiło nas w wielkim szoku, to drugie dało nam to, czego oczekiwaliśmy. Stojący na najwyższym możliwym poziomie pojedynek dwóch najlepszych kobiet w swojej kategorii. Wygrała ta z mniej obitą twarzą. I, niestety, nie była to Polka.

Rewanż się nie udał. Joanna Jędrzejczyk pokonana po raz drugi

W listopadzie zobaczyliśmy walkę, w której wszystko było na odwrót. Gdybyśmy mieli zrobić z tego wyliczankę, to brzmiałaby mniej więcej tak:

1. Jędrzejczyk przegrała

2. Przez nokaut

3. Z rąk zawodniczki, która nigdy wcześniej nie wygrała za sprawą nokautu

Reklama

4. W pierwszych minutach pierwszej rundy

Wtedy był to czysty sprint. Zanim się obejrzeliśmy, już byliśmy na mecie. Nie zdążyliśmy dojeść popcornu, napoje, które przyszykowaliśmy w lodówkach (po jednym na rundę) nawet się sensownie nie schłodziły. Przydały się co prawda do zapicia smutków, ale nie o to nam chodziło. Dziś dostaliśmy pięciorundowy maraton i, mimo że znów dla nas niepomyślny, to nie żałujemy ani sekundy, jaką mu poświęciliśmy.

Jasne, to była bardzo techniczna walka. Obie skoncentrowały się na tym, by nie popełnić żadnego błędu i do maksimum wykorzystać każdy, który popełniłaby rywalka. Widownia obserwowała to ze skupieniem, ożywając wtedy, gdy obie na chwilę zapominały o obranej taktyce i wdawały się w szybkie wymiany ciosów. Zresztą, gdyby nie kopnięcia Joanny, obijające udo rywalki, zapomnielibyśmy pewnie, że to MMA. Oczyma wyobraźni zamiast siatki dookoła ringu widzieliśmy liny. Joshua i Parker nie powstydziliby się takiej walki.

Bez problemu dało się dziś zauważyć, że Jędrzejczyk była duuuuuuużo lepiej przygotowana do tego pojedynku niż w listopadzie. Nie musiała radykalnie ciąć wagi, przygotowania przebiegały zgodnie z planem. 25 minut starcia na najwyższym możliwym poziomie wytrzymują tylko najlepsze. I JJ udowodniła, że wciąż się do nich zalicza.

Reklama

Z drugiej strony wynik tej walki to rozczarowanie. Byliśmy przekonani, że tym razem słowa Polki, rzucane do rywalki przed pojedynkiem, okażą się prawdziwe. Namajunas jasno jednak pokazała: poprzednie zwycięstwo nie było fuksem, wygrała nie tylko bitwę, ale i wojnę, a Jędrzejczyk, jak fantastyczna nie byłaby w oktagonie, tak przewidywanie przyszłości nie wychodzi jej najlepiej. Mistrzostwo znacznie się oddaliło i trudno będzie o kolejną walkę z tytułem na szali. Przynajmniej w najbliższej przyszłości.

Istnieje jednak całkiem spore prawdopodobieństwo, że o werdykcie dzisiejszego starcia jeszcze usłyszycie. Już teraz pojawiają się sprzeczne opinie, a po minie Polki wnioskujemy, że i ona się z tym wszystkim nie zgadza. Zresztą, zobaczcie sami:

A co do tytułu mistrzowskiego, to jest taka jedna zawodniczka, której też niestraszne ataki na autobus, którym jedzie. Zawodniczka, która walczyła już o tytuł. Zawodniczka z niezbędnym doświadczeniem. Zawodniczka, która na tej samej gali wygrała swój pojedynek. Wciąż nie wiecie, o kim mowa? Podpowiadamy, że to rodaczka Joanny Jędrzejczyk.

Ach, zapomnieliśmy o najważniejszym. Bo to przecież zawodniczka, która już kiedyś walczyła z Rose Namajunas. I wygrała na punkty. Panowie i panie z UFC – tu nie ma nad czym się zastanawiać, dajcie tę walkę Karolinie Kowalkiewicz. Polska dominacja w wadze słomkowej nie musi się kończyć na Joannie Jędrzejczyk.

A nawet więcej: nie powinna.

foto: newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
1
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Komentarze

19 komentarzy

Loading...