Reklama

Siedem żyć za jedno. Scott Westgarth zmarł, jego serce wciąż bije

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

02 kwietnia 2018, 19:54 • 3 min czytania 3 komentarze

Kojarzycie film „Siedem dusz” z Willem Smithem w roli głównej? Jeden z lepszych dramatów ostatnich kilkunastu lat, więc pewnie trudno było go przegapić. W skrócie chodzi o to, że główny bohater decyduje się pomóc siedmiu osobom, przeznaczając im swoje organy. Historia Scotta Westgartha to materiał na jego sequel.

Siedem żyć za jedno. Scott Westgarth zmarł, jego serce wciąż bije

Pewnie wielu z was zastanawia się teraz: kim właściwie jest Scott? Po pierwsze: należałoby zapytać kim był. Po drugie: był bokserem, walczył w wadze półciężkiej. To ta, w której przez ponad dziewięć lat mistrzem był Dariusz Michalczewski. Scott nigdy nie doczłapał się do takich tytułów i pewnie nawet nie zdawalibyśmy sobie obecnie sprawy z jego istnienia, gdyby nie to, że przegrał ostatnią walkę.

Jeśli chcecie nas poprawiać, pisząc, że swój ostatni pojedynek w ringu wygrał na punkty, to jasne, macie rację, tak było. W walce z Danem Spelmanem padł nawet na deski w ostatniej rundzie, ale udało mu się wstać i ostatecznie odnieść, jak twierdzili eksperci, największe zwycięstwo w swojej karierze. W kolejnym pojedynku miał otrzymać szansę na zdobycie mistrzostwa Anglii. Niestety, nigdy do niego nie doszło.

Już chwilę po walce, udzielając wywiadu, często przykładał rękę do głowy, wyraźnie sugerując, że coś jest nie tak. Po zakończeniu rozmowy zasłabł w szatni, natychmiast został przebadany przez lekarzy i odwieziony do szpitala. Niestety, zmarł w nim następnego dnia. Miał 31 lat, niedawno zamieszkał ze swoją dziewczyną, planował ślub i założenie rodziny.

Matka Scotta dla angielskich mediów:

Reklama

Zadzwoniłam do Johna [jej męża – przyp. red.], powiedział, żebym się uspokoiła. Płakał, ale wciąż myślał, że to tylko wstrząs [swoją drogą, trzy lata temu powstał film o takim tytule – „Wstrząs” – opowiadający o przyczynach śmierci byłych zawodników NFL z… Willem Smithem w roli głównej – przyp. red.], ale gdy tam dotarłam, był na intensywnej opiece, podłączony do maszyny utrzymującej go przy życiu. To było straszne, jego mózg umarł, ale nie mogłam przyjąć tego do wiadomości.

Ta cała sytuacja była ogromnym szokiem dla całej rodziny. W innej wypowiedzi matka boksera wspomina, jak drugi z jej synów powtarzał: „musisz coś z tym zrobić, musisz to naprawić”. Sęk w tym, że nie mogła. Scott odszedł. Nie odeszły jednak jego narządy i w tym kryje się drugie dno tej historii.

Jeszcze za życia Westgarth zdecydował, że, gdy umrze, chce zostać dawcą organów. 31-latek w dobrej formie fizycznej to dawca wręcz – jakkolwiek to nie zabrzmi – idealny. A takim był przecież Scott przed śmiercią. Rebecca, jego matka, mogła zablokować tę decyzję, ale tego nie zrobiła. Wszystkie organy zmarłego boksera, poza oczami, trafiły do potrzebujących. Dokładniej rzecz ujmując: siedmiu osób.

Raz jeszcze posłuchajmy Rebeki:

Nie zdawałam sobie sprawy, że trzykrotnie umieszczał swoje nazwisko na liście dawców organów. W szpitalu położyłam rękę na jego sercu i pomyślałam tylko, że ktokolwiek je dostanie, będzie miał szczęście, było tak mocne. Powiedzieli mi, że uratują siedem osób. Mój syn pomagał ludziom do końca swojego życia, taki po prostu był.

Scott może i przegrał walkę o swoje życie, ale wygrał tę o siedem innych. I za to należy mu się wyłącznie szacunek.

Reklama

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...