Trzeba przyznać, że PZPN dobrze kombinował, biorąc za sparingpartnera akurat Nigerię. Mocna, afrykańska drużyna o – teoretycznie – podobnych parametrach do Senegalu, na – znów teoretycznie – zbliżonym poziomie. Ale… no właśnie, czy teoria ma w tym wypadku odzwierciedlenie w praktyce? Czy przegrana z Nigerią oznacza, że w równie dużych opałach będziemy w meczu z Senegalem? Czy Nigeria, z którą przegraliśmy, to w ogóle zbliżona drużyna do Senegalu?
Odpowiedź brzmi następująco – są pomiędzy obiema reprezentacjami widoczne różnice.
Zacznijmy jednak od podobieństw. W największym skrócie, obie reprezentacje łączy to, że…
a) są wyrośnięte,
b) są wybiegane,
c) kochają piłkę opartą na fizyczności.
Wchodząc jednak w temat głębiej, widzimy kilka różnic pomiędzy obiema drużynami.
a) Nigeria gra ofensywniejszą formacją niż Senegal. Po pierwsze dlatego, że ma ku temu stosownych wykonawców – wystarczy wspomnieć, że wczoraj na ławce przesiedział Musa, który może Premier League nie zwojował (przynajmniej na boisku, bo w prasie momentami było o nim głośno), ale całkiem niedawno przechodził do niej z CSKA Moskwa za 18 baniek, a takiej kwoty za ogórków nie wydaje się nawet na Wyspach. We wczorajszym spotkaniu Nigeria zaczęła w formacji 4-4-1-1 z dwoma bardzo mocnymi skrzydłami (Moses, Iwobi), ofensywnie usposobionym ofensywnym pomocnikiem czy jak kto woli podwieszonym napastnikiem (Iheanacho) i Ighalo na szpicy, który z dużą ochotą schodził na skrzydła. Senegal gra trochę inaczej – zwykle stawia w środku na trójkę chłopów bardziej do noszenia fortepianu niż grania na nim, za atak odpowiada trójka gości – jeden pełniący funkcję raczej klasycznej dziewiątki (Sow / Sakho), a ze skrzydeł wspierają go…
b) jeszcze mocniejsi skrzydłowi niż Nigeryjscy, którzy – jak wspomnieliśmy – do ułomków też nie należą, bo to przecież reprezentanci Chelsea i Arsenalu. Nikt z nich nie ma jednak tak dużej siły rażenia jak Sadio Mane, o którym nawet słynący z wysokiego ego El Hadji Diouf powiedział, że jest na idealnej drodze, by przebić jego dorobek. Nie będzie jednak przesadną kontrowersją stwierdzenie, że piłkarzem już teraz jest znacznie lepszym. A na pewno lepszym niż Moses czy Iwobi, przynajmniej w tym sezonie ligowym, o czym świadczą choćby same liczby.
Sadio Mane: 23 mecze, 8 bramek, 7 asyst
Alex Iwobi: 19 meczów, 2 bramki, 3 asysty
Victor Moses: 21 meczów, 2 bramki, 2 asysty
Umówmy się – wyższa półka, może nawet dwie. To o Sadio Mane mówi się, że już wkrótce może zostać najlepszym piłkarzem całego Czarnego Lądu. Pewnie napisalibyśmy z dużą dozą prawdopodobieństwa, że tak się stanie, gdyby nie jego klubowy kolega Mohamed Salah. Jedno skrzydło wygląda znakomicie, a na drugim szaleje jeszcze przecież Keita Balde, który przed tym sezonem zasilił szeregi wciąż obecnego mistrza Francji i w drużynie z Monako radzo sobie co najmniej dobrze (8 bramek, 5 asyst).
c) Senegal ma nieco inny środek pola. Założenie obu formacji środkowych jest bardzo proste – walka, walka, walka, walka, czyli mniej więcej takie realia, w których idealnie sprawdza się Jacek Góralski. Nigeria wczoraj postawiła jednak na dwójkę niezbyt rosłych piłkarzy (Obi – 1,78 metra, Ndidi – 1,83), Senegal zaś poza skromnie zbudowanym Gueye (1,74) wystawia w środku zwykle dwóch chłopów jak dęby – Cheikhou Kouyate (1,89) bądź ostatnio N’Doye (1,92). W skrócie – Jacek Góralski w parterze sobie z nimi poradzi równie dobrze jak z Nigeryjczykami, ale do gry w powietrzu potrzebować będziemy Krychowiaka w formie.
d) Jasne, nie ma sensu porównywać meczów towarzyskich z meczami o stawkę, ale w drużynie Senegalu zobaczymy zapewne dużo większą determinację niż u Nigeryjczyków. Głównie dlatego, że na mundialu wystąpią dopiero drugi raz i poziom zainteresowania w kraju tym faktem jest niebywały. Zwłaszcza, że do dziś na ulicach Dakaru mówi się o mistrzostwach w 2002 roku, w których – jak mawia El Hadji Diouf – piłkarze umieścili Senegal na mapie świata. Wszyscy traktują to nie tylko jako emocjonujące wydarzenie sportowe, a imprezę, na której Senegal może wręcz zyskać dużo gospodarczo czy politycznie. Nigeria natomiast jest już na mundialu wyjadaczem – od 1994 roku opuściła mistrzostwa tylko raz (w 2006 roku).
e) Senegal jest o wiele stabilniejszą drużyną. To już zupełnie inna generacja piłkarzy niż ta, którą trenował Henryk Kasperczak, gdy podczas trwania Pucharu Narodów Afryki (!) zrezygnował z prowadzenia reprezentacji, przyznając na konferencji prasowej, że nie jest w stanie okiełznać balujących kadrowiczów. Większość dzisiejszych reprezentantów dorastała piłkarsko poza krajem, ma europejskie (głównie francuskie) myślenie i dyscyplinę taktyczną. Co więcej, w tej kadrze jest zwyczajnie… spokojniej niż w Nigerii. Od 2011 roku dokonało się aż dziesięć zmian na stołku trenera nigeryjskiej kadry, w tym samym okresie w Senegalu pracowało czterech trenerów, a ostatni – Aliou Cisse, członek kadry z mundialu 2002 roku – ma pracę od 2015 roku.
***
Czy fakt, iż pomiędzy Senegalem a Nigerią jest wiele różnic pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość po wczorajszym meczu? O tym zdecydujcie sami. Naszym zdaniem niekoniecznie – wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że Senegal to drużyna jeszcze lepsza.
Fot. FotoPyK