Plan Lechii Gdańsk na ten sezon, uwzględniając dotychczasowe ruchy właściwie we wszystkich departamentach klubu, wydaje się prosty – jest nim spadek do I ligi. Zbierając wszystkie działania zarówno w kwestii budowy sztabu szkoleniowego i drużyny, jak i prowadzenia interesów klubu, nie da się pozbyć wrażenia, że przed gdańszczanami został postawiony cel zmiany klasy rozgrywkowej. Niestety – na drodze lechistów są dwie duże przeszkody rodem z Gminy Żabno – Sandecja Nowy Sącz oraz Bruk-Bet Termalica Nieciecza. Lechia za wszelką cenę stara się zlecieć do strefy spadkowej, ale uparci reprezentanci stadionu z Niecieczy nie pozwalają jej na dołączenie do tego zacnego grona.
Co gorsza – im mocniej Lechia stara się zlecieć w tabeli, tym mocniej Sandecja i Nieciecza bronią swoich pozycji w lidze. Po serii dziesięciu ligowych meczów bez zwycięstwa w wykonaniu zespołu z Trójmiasta podczas której nie udało się spaść na wymarzone, piętnaste miejsce – coś musiało drgnąć. Zmiana trenera nie pomogła, więc teraz do rezerw poleciał Marco Paixao, zdobywca niemal połowy bramek Lechii w tym sezonie.
– To ruch ostatniej szansy – słyszymy w klubie. – Jeśli nie uda nam się spaść do strefy spadkowej po wypieprzeniu do rezerw jedynego zdobywającego bramki napastnika, to już chyba nam się nie uda nigdy.
Nie no, dobra, bez śmiechu. Podejdźmy do tematu na poważnie, tym bardziej, że to doskonały przykład, obnażający wszystkie błędy Lechii Gdańsk.
Przede wszystkim – trudno z tym zesłaniem do rezerw dyskutować. Piotr Stokowiec wypieprzył Portugalczyka z drużyny dlatego, że ten zamiast realizowania zaleceń klubu w kwestii leczenia urazu, poleciał sobie do Portugalii. Można oczywiście zakładać, że gwiazdom ligi wolno więcej, ale forma Paixao w tym roku, pomimo 16 goli na koncie, odbiega od tego, co Marco prezentował choćby w ubiegłym sezonie. Młodszy już nie będzie, ambitniejszy tym bardziej, w dodatku jak wieść gminna niesie – w charakterze ulubieńca Adama Owena napastnik poczuł się tak komfortowo, że treningi zaczęły dla niego stanowić przykry obowiązek.
Kropla, która przelała czarę goryczy też jest warta osobnego wyróżnienia. To fragment komunikatu Lechii:
Po meczu 28. kolejki LOTTO Ekstraklasy z Lechem Poznań zespół Lechii rozgrywał w sobotę sparing z Kotwicą Kołobrzeg. Do udziału w tym spotkaniu wyznaczony był również Marco Paixao, który zgłosił kontuzję.
W związku z tym, w niedzielę oraz poniedziałek, miał stawić się na zaleconych przez sztab medyczny zajęciach rehabilitacyjnych. Zawodnik nie pojawił się na nich, nie przedstawiając również żadnego usprawiedliwienia swojej nieobecności.
Przypomnijmy, mecz z Kotwicą zakończył się zwycięstwem drużyny z Kołobrzegu, mimo że Lechia grała zawodnikami, którzy do niedawna stanowili jej trzon. Da się tutaj wyczytać między wersami, że doszło do klasycznej wręcz sytuacji “chcieliście wydymać Freda, Fred wydymał was”. Sęk w tym, że Marco kompletnie zapomniał o tym, jakie narzędzia posiada klub i nadział się na wzorcową kontrę. Co jeszcze o Lechii mówi nam cały incydent? Cóż, skoro Stokowiec decyduje się na taki ruch, mając świadomość, że Marco ma w zespole wsparcie w postaci brata-bliźniaka, widzimy jak mocne musi być parcie lechistów na odświeżenie atmosfery i przewietrzenie całej szatni. Ruch w dół w wykonaniu Paixao to przecież tylko jedna z kilku zmian w składzie – bo w odwrotnym kierunku, w stronę pierwszego składu, powędrowali chociażby Kuświk i Lipski, których Stokowiec chwali w swoich wypowiedziach.
Wygląda na to, że w mieście pojawił się nowy szeryf, który dość ostro rozbija stary (także pod względem wieku jego członków) układ sił. Czy to na dłuższą metę się opłaci? Można się zastanawiać, czy ewentualne pozbycie się z jedenastki obu braci Paixao to dobry pomysł dla zespołu walczącego o utrzymanie. Jest jednak pewna rzecz, która zmienia optykę – to dorobek Lechii Gdańsk z braćmi Paixao w składzie, który w ostatnich dziesięciu meczach wygląda tak:
Remis-porażka-remis-remis-porażka-porażka-remis-remis-porażka-porażka.
Wiele gorzej się nie da, a może będzie chociaż odrobinę zdrowiej. I tym razem nie chodzi o przeziębienia i mikrourazy.
Fot. 400mm.pl