Niewielu jest komentatorów, o których moglibyśmy powiedzieć, że przez kilkanaście lat słuchanie ich nas nie męczyło. Ale na pewno do takich zalicza się Włodzimierz Szaranowicz. To głos, który niósł nas przez sukcesy skoczków. Od pierwszych triumfów Małysza, do złota Stocha na igrzyskach w Korei. Każdej zimy, przez niemal 20 lat.
Część z jego najlepszych komentarzy jesteśmy w stanie wyrecytować z pamięci. Część wpadek również, jak choćby słynne liczenie punktów po Turnieju Czterech Skoczni w 2006 roku. Cóż, zdarza się. Nie zmienia to w żaden sposób faktu, że gdy Szaranowicz ogłosił, że Pjongczang to jego ostatnie zimowe igrzyska, posmutnieliśmy.
Całe szczęście, Internet daje nam możliwość zobaczenia i przesłuchania tego, co już za nami. Oto więc nasza ranking dziesięciu najlepszych komentarzy w jego wykonaniu. Ot, taki nasz prezent na urodziny. Choć mamy nadzieję, że jeszcze wiele razy będzie mógł przeżywać sukcesy Polaków. Jeśli nie jako komentator, to w roli kibica.
Kolejność komentarzy przypadkowa, nie licząc miejsca pierwszego. Nie oszukujmy się, to był pewniak.
10. Będzie medal…
Zadrżeliśmy wszyscy, gdy Kamil skoczył „zaledwie” 136,5 metra w drugiej serii konkursu w Pjongczangu. Po zawodach na skoczni normalnej nie chcieliśmy tylko jednego: powtórki z nich. Wydawało się jednak, że to właśnie ją dostaniemy. Włodzimierz Szaranowicz wyglądał na kompletnie zdołowanego, ale wszystko się zmieniło, gdy pokazała się nota. Serio, poczekajcie na ten moment i zobaczcie to wzruszenie. Warto.
9. 102 metry!
Motyw podobny, tylko kolejność odwrotna. Nie wyszło na dużej skoczni (nieszczęsne czwarte miejsce), trzeba było nadrobić na małej. Rok 2007, czyli sezon, w którym Adam Małysz wróciła do swojej najlepszej formy. Dowód? Ten skok z pierwszej serii, po którym wiedzieliśmy: on znów będzie mistrzem świata. „Koniec! Nokaut!”, krzyknął tylko dla potwierdzenia tego faktu Włodzimierz Szaranowicz.
8. Mistyczna tajemnica lotu
„Niech leci daleko… i wyląduje! I tak zrobił!”. Kurczę, przyznamy szczerze, że to jeden z tych skoków, po których łzy wzruszenia same cisnęły się do oczu. Nie udało się Adamowi Małyszowi, zrobił to Kamil Stoch. A przez „to” rozumiemy złoto olimpijskie. Przywołany skok Fortuny w 1972 roku? Obowiązkowo. To jedna z tych chwil, w których faktycznie można było „zwariować ze szczęścia”.
7. Lot ku historii
Z tym komentarzem mamy jeden problem. Bo jesteśmy wielkimi egoistami i gdy słyszymy „niech sobie teraz po prostu sprawi radość”, to nie możemy się z tym zgodzić. Sobie? Gdzie tam, niech sprawi radość nam. Niech poleci, pofrunie jak nigdy dotąd, najdalej jak tylko może. Tak się niestety nie stało, ale to, co Adam Małysz zrobił w tym ostatnim pucharowym skoku i tak zasługiwało na przeciągnięte „NIESAMOWITEEEEEEEE!”.
6. Po złoto, po medal!
A skoro już narzekaliśmy, to tu musimy pochwalić. Bo to złoto Adama Małysza było, dokładnie tak, jak ujął to Włodzimierz Szaranowicz, „dla nas, dla wszystkich”. Szybko dowiedzieliśmy się, że to skok na 136 metrów i że „nie może tego skoczyć Hautamaeki”. A skoro tak rzekł Włodzimierz, tak stać się musiało. Fin nie dał rady, Małysz triumfował. A my nawet dziś mamy ciarki na plecach, gdy widzimy ten skok i słyszymy ten komentarz.
5. Płyń, płyń, płyń!
Skoro już jesteśmy w klimatach Predazzo 2003, to kilka dni później znów najlepszy był Orzeł z Wisły. Tamte mistrzostwa to była totalna dominacja ze strony polskiego skoczka, piękne chwile i forma, która potem, siłą rozpędu, dała trzecią z rzędu Kryształową Kulę. 107,5 metra, rekord skoczni. Ale nikt nie musiał podawać odległości, by oczywistym było, że „nikt mu tego nie zabierze, po prostu sam sobie to wyrwał!”. Od tego skoku minęło już ponad 15 lat, ale ani on, ani komentarz, nie postarzał się ani o sekundę. Magiczna chwila.
4. Pamiętam tego dwunastolatka…
To był jeden z najbardziej niesamowitych konkursów w historii skoków. Śnieg, zawierucha, tysiące, dziesiątki tysięcy polskich kibiców pod skocznią, ogłuszająca wrzawa, która ucichła, gdy w pierwszej serii upadł Adam Małysz. Dwa dni po tym, jak – na tej samej skoczni – wygrał. Łapaliśmy się za głowy, skrywaliśmy twarze w dłoniach. Wtedy do akcji wkroczył Kamil Stoch. I zwyciężył, po raz pierwszy w swej karierze. Włodzimierz Szaranowicz mógł wreszcie skomentować wygraną innego Polaka niż Adama Małysza.
3. Falują mu narty, ma wiatr pod narty!
Zaburzyliśmy trochę chronologię. Tym bardziej, że teraz prezentujemy wam skok z pierwszej serii. Wspomniana wygrana Adama Małysza w Zakopanem. Numer 39, ostatnie zwycięstwo w karierze. Dwa dni później dowiedzieliśmy się, że ma następcę, ale wtedy po prostu szaleliśmy, bo Adam już pierwszym skokiem pokazał, że to będzie jego dzień. To było coś „fantastycznegoooooo”, zdecydowanie.
2. Velikanka wzięta!
Walka o czwartą Kryształową Kulę, trzy konkursy w Planicy. Tam, gdzie Adam Małysz nigdy wcześniej nie wygrywał. Stawialiśmy sobie wtedy jedno pytanie, które Włodzimierz Szaranowicz wypowiedział w imieniu nas wszystkich na wizji: „Czy ta wielka góra wyzwoli moc zwycięstwa Adama Małysza?”. Wyzwoliła. Trzy razy. To pierwszy z nich.
Chcemy zauważyć jeszcze jedną rzecz – popatrzcie na to cudowne zachowanie Jacobsena, który stracił prowadzenie w Pucharze Świata na rzecz Adama. Sam wyszedł, przekazał trykot lidera. Klasa.
1. Siadaliśmy jak do telenoweli
Jeśli jesteście w stanie obejrzeć ten film bez łez w oczach, to zazdrościmy. Nie napiszemy nic więcej, Włodzimierz Szaranowicz powiedział tu wszystko, co czuliśmy w tamtej chwili. Po prostu.
Fot. Newspix.pl