Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

20 marca 2018, 21:01 • 6 min czytania 171 komentarzy

To że świat jest obrzydliwy, wiemy nie od dziś. Aktualnie szeroko dyskutowanym tematem jest ewentualny bojkot mistrzostw świata w Rosji, co samo w sobie obrzydliwe nie jest, ale już powody – jak najbardziej.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Otruto byłego podwójnego agenta, w przeszłości oficera GRU Sergieja Skripala. Gdybym miał stworzyć listę ludzi, których niespecjalnie żałuję, to ci z GRU pewnie byliby wysoko w rankingu, nawet jeśli oznaczałoby to życie jednego z moich ulubionych pisarzy – Wiktora Suworowa. Wychodzę z założenia, że dzień w dzień mordowanych jest tyle naprawdę nieskazitelnych osób, iż zawodowcy z GRU – niejednokrotnie mający na koncie sporo ludzkich istnień – nie zasługują na żałobę. Ale z jakiegoś powodu media piszą: czy to nie czas zbojkotować mundial?

Nie chcieli bojkotować mundialu, gdy Putin najechał Ukrainę.
Nie chcieli bojkotować mundialu, gdy w efekcie tej agresji zestrzelony został pasażerski samolot z 298 osobami na pokładzie, w tym 80 dzieci.
Nie chcieli bojkotować mundialu, gdy po prostu Rosja zabrała sobie Krym.

Pytają teraz – czy zbojkotujemy mundial – ponieważ zabito jednego człowieka i to takiego, który wiedział, na co się pisze. I który – być może, to tylko domniemanie – sam otruwał, zanim jego otruto.

Pisałem ze dwa lata temu – nie jedźmy do Rosji. Naiwnie widziałem (a może nie widziałem, lecz tylko publicystycznie proponowałem) Polskę na czele ruchu mającego na celu izolację putinowskiego cesarstwa. Wyobrażałem sobie, że w tamtym czasie możemy stać się pierwszym kamyczkiem w lawinie. Postanowiliśmy inaczej – w porządku, grajmy. Ale niech nikt mi teraz nie mówi, że jakiś skorumpowany szpieg jest więcej warty niż te 298 osób z samolotu malezyjskich linii lotniczych. Szkoda raczej jego córki, ale jakoś o niej w kontekście bojkotu nikt nie wspomina.

Reklama

*

Bojkot mistrzostw – ale z moich powodów, a nie tych obecnych – mógłby być taktycznie całkiem niezłym posunięciem, bo im bliżej mundialu, tym bardziej wydaje się, że sportowo ten występ może nie skończyć się dla nas dobrze.

Wydaje się, że w erze Adama Nawałki nie mieliśmy jeszcze tak słabego zespołu. Słabego, czyli złożonego z piłkarzy, którzy nie rozgrywają sezonu życia (o ile w ogóle grają), po ciężkich kontuzjach, ewentualnie tu i ówdzie odstawionych. W zasadzie nie licząc bramkarzy, bo o nich zawsze jesteśmy spokojni, sezon na oczekiwanym poziomie – pod względem formy, liczby występów, zdrowia – rozgrywają tylko Robert Lewandowski i Kamil Glik. Wiem, że do czerwca jeszcze sporo może się zmienić, ale przecież może się zmienić w dwie strony: może być dużo lepiej, ale może być jeszcze gorzej. Dlatego rozsądniej mówić o tym, co jest teraz. A jest dupa, przy czym śp. Janusz Wójcik dodałby, że dupa i to z majonezem (cokolwiek to znaczy, ale ładne).

Na szczęście dla nastroju typowego Janusza, mainsteamowe media aktualnie skutecznie izolują go od nadmiaru piłkarskiej wiedzy – tej, która mogłaby zmącić dobre nastroje i hurraoptymistyczne oczekiwania przed turniejem. Jeśli kubeł zimnej wody zostanie wylany, to znienacka.

Moja aktualna prognoza: 1 punkt.

*

Reklama

Nie zdążyłem zabrać głosu w sprawie Denisa Urubki i jego oczekiwań, by płacić mu za wywiad.

To że akurat my mu zapłaciliśmy, wydało mi się dość ciekawym eksperymentem. Po pierwsze zabawnym było obserwowanie reakcji, że jak to, dlaczego akurat Weszło, czy ich na to stać i czy na tym zarobią, cały ten jazgot osób źle nam życzących. Po drugie interesującym było obserwowanie reakcji samego Urubki. Jako że pierwszy raz brałem udział w płatnej rozmowie, z zainteresowaniem spoglądałem na faceta, który czuje się w obowiązku odpowiedzieć na każde pytanie i siedzieć tak długo, aż to nam się znudzi, a nie jemu. To rzadko spotykana zamiana ról. Dziennikarz przestaje być petentem lub nawet złodziejem wolnego czasu, a staje się sponsorem, ze wszystkimi sponsorskimi żądaniami.

Czasami warto sobie zafundować taką frajdę.

Zgadzam się z zarzutem ludzi z branży, że poniekąd takimi zagrywkami psujemy rynek, ale jednocześnie mam świadomość, że ten rynek i tak jest zepsuty, tylko w drugą stronę. Oczywiście, że można byłoby glanować każdą osobę, która wyjdzie z propozycją pt. “wywiady za kasę” i robić to tak mocno, aż wszyscy wokół zrozumieją bolesne konsekwencje takiego stawiania sprawy. Moglibyśmy – my, media – dokonać swego rodzaju zmowy cenowej (cena ustalona na zero), której byśmy kartelowo bronili. Pisalibyśmy na przemian, że ten jest “roszczeniowy”, tamten “zachłanny”, jeszcze inny “bezczelny”. Kompleksowe zohydzanie. I dodawalibyśmy głodne wstawki, że to się nie godzi, że pieniądze trzeba zarabiać w inny sposób, że media mają swoje wydatki, a ich kondycja nie jest wymarzona.

Dla mnie, tak szczerze, to bzdura. Wygodna dla mediów, wygodna też dla mnie, ale bzdura.

Cieszę się, że nikt – nikt poza Urubko, czyli w sumie nikt – nie chce brać pieniędzy za rozmowy, chociaż temat co jakiś czas powraca (Leszek Pisz dwie dekady temu, Piotr Świerczewski dekadę temu). Ale gdyby ktoś chciał, to nie byłbym z tego powodu oburzony. Sam zdecydowanie wolę poświęcać swój czas mediom, które mi za to płacą, niż tym, które mi nie płacą (w tym drugim wypadku bardzo często zdarza mi się przekładać inne obowiązki ponad proponowaną aktywność medialną, np. bywa, że wolę się ponudzić). Innymi słowy, jestem wdzięczny osobom, które poświęcają swój czas na rozmowy ze mną czy moimi kolegami, ale też nie byłbym obrażony, gdyby któraś z nich wystąpiła z finansowymi żądaniami. Na 95 procent nawet bym takiej opcji nie rozważył, a na 99 procent nie zaakceptował, ale to nie znaczy, że sama propozycja by mnie zniesmaczyła. Mam bowiem świadomość, że prowadzę działalność komercyjną, na tworzonych treściach – a więc także na wywiadach – zarabiam pieniądze. I nawet czasami, rzadko bo rzadko, ale jednak, dopada mnie myśl, że tymi pieniędzmi wypadałoby się podzielić. Potem jest oczywiście myśl numer dwa – że lepiej nie, bo po co.

My dziennikarze bronimy swojego źródełka, tak jak bronią przedstawiciele każdej innej branży. Maksymalizujemy zyski. Czy jest to tak w stu procentach w porządku? Nie sadzę. Ale tak jest i już. Robimy tak, bo… możemy.

Często wywiad to obopólny interes. Aktor dający wywiad ma sławę, która niesie go do kolejnych ról. Polityk dający wywiad ma rozpoznawalność, która niesie go w kolejnych wyborach. A piłkarz dający wywiad… Piłkarz ma najmniej namacalnych korzyści, ale wciąż można uznać, że realizuje zobowiązania sponsorskie, reprezentuje klub (co przekłada się na przychody), buduje własne nazwisko. Bywają jednak osoby, które obiektywnie rzecz biorąc nie mają nic do ugrania i transakcja barterowa nie ma dla nich sensu, musi być cash. Jedną z takich osób był Urubko.

Czy media będą płacić za wywiady? Nie będą, bo są – zależnie od skali – albo zbyt zachłanne, albo zbyt biedne (lub coś pomiędzy). I dodatkowo na tyle wpływowe, by wymusić, by rynek funkcjonował wedle wygodnych zasad. I w porządku: tak tę sprawę stawiajmy. Natomiast całe to użalanie się, że o Jezu, ktoś chciał kasę… Słabe. No chciał, bo logicznie myśli i uważa, że powinien mieć chociażby symboliczny udział w generowanych przez siebie zyskach. My go – jako branża – nie dopuścimy, bo hajs się przestanie zgadzać, ale zachowajmy pozory uczciwości i chociaż nie róbmy z niego wariata.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Felietony i blogi

Komentarze

171 komentarzy

Loading...