No i stało się. Maciej Skorża wraca do gry i znów zasiądzie na trenerskiej ławce. Liga nie będzie jednak ciekawsza, bo sympatyczny szkoleniowiec postanowił jeszcze raz poszukać szczęścia na Bliskim Wschodzie. Skorża, który ma w CV krótką przygodę w Arabii Saudyjskiej, został dziś przedstawiony jako nowy trener olimpijskiej reprezentacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich, z którą ma awansować na igrzyska w Tokio.
Prawdę mówiąc, egzotyczne wyzwanie Skorży wywołuje u nas delikatne zdziwienie. Wiadomo, że szejkowie z ZEA zaproponowali mu kontrakt marzeń, ale pod względem sportowym to niespecjalnie atrakcyjny kierunek. Byłego trenera Legii czy Lecha mamy raczej za faceta z ambicjami. Tymczasem jego nowa fucha kojarzy nam się z trenowaniem bandy niespecjalnie utalentowanych kopaczy, którym raczej nikt nie jest w stanie pomóc. Krótko mówiąc, ot takie tam rozstawianie pachołków za gruby hajs ze świadomością, że i tak ciężko będzie coś z tego wyrzeźbić.
Trzeba powiedzieć jasno: to w pewnym mocnym sensie rzucenie ręcznika na ring.
Ale z drugiej strony, pamiętajmy o warunkach panujących w Ekstraklasie. Wynik ma być na zaraz, często nie masz żadnego wpływu na kreowanie kadry, a jak osiągniesz sukces, to tylko ryzykujesz, że potem padniesz jego ofiarą. Skorża ma święty spokój, w dodatku święty spokój za grubą kasę. Coś nam mówi, że niejeden trener z ligowej karuzeli dałby sobie palca uciąć, by tak z niej wypaść.
Czego wypada życzyć trenerowi w nowym miejscu pracy? Przede wszystkim wypełnienia kontraktu. Większych sukcesów sportowych nie wróżmy, aczkolwiek Skorża nie powinien zapominać, że szejkowie apetyty na pewno mają spore. W 2012 r. reprezentacja ZEA grała już na igrzyskach i zdołała nawet zremisować z Senegalem. Teraz z pewnością oczekują powtórki z rozrywki, bo przecież właśnie za to płacą.
Fot. 400mm.pl