Pamiętacie językowe łamańce, typu „lojalna Jola – Jola lojalna”, czy „stół z powyłamywanymi nogami”? Od kiedy odpaliliśmy radio Weszło FM, stosujemy je na co dzień, bo czytanie na głos tego typu zwrotów to świetna rozgrzewka przed wejściem na antenę. Zdanie z tytułu także by się świetnie sprawdziło jako ćwiczenie na dobrą wymowę głoski „sz”, choć może nie tak dobrze, jak „wicher szumi, wiatr szeleszcze, pluszcz w deszczyku jeszcze, jeszcze”. Ale za to, w przeciwieństwie do niego, ma sens.
Szymon Kołecki należy do elitarnego grona polskich mistrzów olimpijskich. Jak elitarnego? W XXI wieku jest ich niewiele ponad dwudziestu. Kołecki medal wywalczył Pekinie w 2008 roku. Wcześniej był wicemistrzem w Sydney i przez lata traktował ten medal jak porażkę. Nawiasem mówiąc, drugi był także w Chinach, ale po latach wyszło na jaw, że Kazach, z którym przegrał, był na koksie – co, naturalnie, kompletnie nas zaskoczyło…
W każdym razie – Kołecki w swojej dyscyplinie osiągnął wszystko. Po zakończeniu kariery został prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów i w zgodnej opinii – robił to świetnie. Podał się do dymisji, kiedy na koksie tuż przed igrzyskami w Rio wpadł Adrian Zieliński.
Cóż, siedzenie w domu to nie jest to, co najlepiej wychodzi Szymonowi. Po zakończeniu kadencji prezesa, postanowił spełnić kolejne marzenie: zostać zawodnikiem MMA. I to też nie jest wielka niespodzianka dla ludzi, którzy go znają: znów zaangażował się na 120 procent. Na efekty nie trzeba było czekać. W debiucie zdemolował w 33 sekundy Dariusza Kazmierczuka (0-6), w kolejnej walce nie dał szans Wojciechowi Balejce (4-7). Dwa następne pojedynki – z Łukaszem Łysoniewskim (0-2) oraz Michałem Orłowskim (3-1) także kończył w pierwszych rundach. Dziś ma na koncie cztery walki, cztery zwycięstwa, cztery przed czasem i cztery po technicznych nokautach po ciosach rękami. W sumie w klatce spędził mniej niż 10 minut. Nudno? Ani trochę! Sam Kołecki, pytany czy chciałby, żeby jego dzisiejsza walka potrwała trochę dłużej, szczerze odpowiada: chcę wygrać najszybciej, jak to możliwe i nie interesuje mnie styl.
Bo taki właśnie jest i zawsze był: to gość, który wali prosto z mostu. Nie owijał w bawełnę jako sztangista, nie kitował, jako prezes (choć wydaje się, że to właśnie najważniejsza umiejętność wielu prezesów), nie ściemnia też, jako zawodnik. Nie próbuje wmawiać kibicom, że po roku treningów jest już gwiazdą MMA pełną gębą i lada moment pójdzie walczyć o pas UFC. Czasem wręcz wygląda na onieśmielonego tym, że przyciąga znacznie większą uwagę niż goście, którzy w tym sporcie są od wielu lat. Przyznacie, że to dość niecodzienne w świecie, w którym większość ludzi zrobi wszystko, by narobić wokół siebie szumu medialnego.
– Na razie to ja w każdej płaszczyźnie robię błędy. Przecież ja dopiero od 14 miesięcy trenuję MMA, a tak naprawdę to próbuję trenować. Jestem jeszcze bardzo niedoświadczony, choć robię wszystko, by popełniać jak najmniej błędów – podkreśla w rozmowie z MMA Rocks. – Lubię oglądać MMA, podglądam lepszych od siebie, staram się uczyć, choćby od Luke’a Rockholda.
Ani słowa o tym, że chce komuś urwać głowę, że czuje się supermocny, a czołowi rywale go unikają, bo się boją. Zamiast tego: słowa o szacunku do rywali i konieczności uczenia się od lepszych. Można?
Dziś wieczorem mistrz olimpijski z Pekinu zmierzy się w Radomiu z Łukaszem Borkowskim (4-7). Rywal będzie o kilogram cięższy, bo nie zmieścił się w limicie wagi półciężkiej (93,4 kg).
– Jego waga nie ma dla mnie znaczenia. Ostatnio rywal był ode mnie 10 kilo cięższy. Teraz jest kilogram różnicy, więc nic mi to nie robi. Łukasz super się zachował, bo przeprosił mnie za to, że nie zrobił wagi. To charakterny gość – mówi. – Jest twardy i nieustępliwy, twardszy od moich wcześniejszych rywali. Jest świetny w stójce, to bardzo wymagający przeciwnik.
Kołecki przed rozpoczęciem przygody z MMA zapowiadał, że jego celem jest stoczenie 10 walk i w miarę możliwości – wygranie wszystkich. Jeśli dziś wszystko pójdzie zgodnie z jego planem – będzie w połowie drogi. Chociaż, czy po 10 walkach rzeczywiście zajmie się ogrodem i grą na konsoli? Raczej byśmy na to nie stawiali…