Reklama

Dlaczego Piast powinien mieć spokojną wiosnę

redakcja

Autor:redakcja

16 marca 2018, 11:24 • 3 min czytania 3 komentarze

Gdyby zapytać dowolnego fanatyka rodzimej Bundesligi o potencjalnych spadkowiczów, z pewnością odpowie “Sandecja. I ktoś drugi”. Być może Piast pasowałby mu do koncepcji, ale naszym zdaniem są w dolnych rejonach tabeli drużyny, których kibice ze znacznie większą nerwowością obgryzają paznokcie.

Dlaczego Piast powinien mieć spokojną wiosnę

Waldemar Fornalik może nie doprowadził Łukasika do podniesienia Pucharu Świata na Maracanie, ale powiedzieć, że na warunki ligowe jest ponadprzeciętnym fachowcem, to nic nie powiedzieć. Fornalik na codziennej ligowej robocie zna się jak mało kto i basta. W dużo mniej poważnych warunkach robił poważne wyniki.

Wiosną Piast jest już bez cienia wątpliwości drużyną grającą pod dyktando pana Waldka. Na otwarcie oberwali co prawda w łeb od Jagiellonii, ale mało kto tej wiosny nie obrywa w łeb od Jagiellonii. Potem było tak:

Lechia – Piast 0:2
Piast – Wisła 0:0
Arka – Piast 0:0
Piast – Górnik (do 80. minuty 1:0)
Sandecja – Piast 0:3

Piastowi tracić bramek nie kazano. Szmatuła nie wyjmował piłki z własnej siatki dokładnie od cholery minut.

Reklama

Zaryzykujemy tezę, że w grze o utrzymanie znacznie istotniejsze jest wyrachowanie w tyłach, niż ułańska fantazja z przodu. Czasem trzeba umieć założyć meczowi kajdanki, wywieźć z trudnego terenu choćby punkt, a nie szarżować. Tę sztukę Fornalik i jego ludzie mają wiosną doskonale obcykaną.

Ale jeśli przyjdzie atakować, Piast naprawdę ma kim grać. Jego kadra jest wyjątkowo niedoceniana, tymczasem zimą dokonano poważnych wzmocnień do każdej formacji pierwszego składu. Czerwiński może i nie miał szans grać w Legii, ale to wciąż solidny ligowy stoper. Z zabezpieczającym środek Jodłowcem ta sama historia, przecież facet jeszcze nie tak dawno temu potrafił zagrać przekonująco w reprezentacji. Hateley to wszędobylska mrówa do zasuwania na całej długości boiska, a Szczepaniak umie strzelać bramki. Każdy z nich wiosną potwierdza to w Gliwicach.

Zarazem Piast – poza stratą Heberta, któremu od razu znaleziono następców – zimą tylko sprzątał szatnię. W rezultacie mamy tu przypadek zespołu o wyjątkowo długiej ławce jak na ekipę z drugiej połówki tabeli. Z Sandecją na ławie siedzieli Vassiljev, Dziczek, Valencia, Gojko, Papadopoulos.

Papadopoulos, czyli najlepszy strzelec Piasta. Valencia, czyli – do spółki ze Szczepaniakiem – drugi najlepszy strzelec, który jesienią zabierał obrońców na karuzelę. Vassiljev, czyli po prostu Vassiljev, który wątpliwe, by powiedział już ostatnie słowo. Gojko, czyli młody zdolny, potrafiący szarpnąć w roli dżokera, aż wreszcie Dziczek, który był jesiennym objawieniem Piasta.

Badia i Zivec wyglądają wiosną wyjątkowo dobrze, Angielski został przez Fornalika oswojony dla Ekstraklasy, nawet elektryczny Korun obok Czerwińskiego wygląda najlepiej od dawna. A przecież za chwilę i tak może wylądować na bocznicy, bo Sedlar nawet w najtrudniejszych chwilach tego sezonu był jedną z najjaśniejszych postaci gliwickiego zespołu. Jeszcze nie otrzymał szansy pokazania się lewonożny duński defensor Kirkeskov.

Fornalik nie musi kurczowo trzymać się nazwisk, nie musi kurczowo trzymać się jednej taktyki. Ma spore pole manewru pod każdym względem, a w zespole panuje duża konkurencja. Oczywiście lepsze drużyny łapały nagły i drastyczny kryzys formy. Piast to nie Galacticos. Ale też znaleźlibyśmy  bez trudu bardziej przekonujące kandydatury w peletonie jadącym po pierwszą ligę.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...