Jak trzeba znaleźć winnego, to znajduje się Kucharczyka. Jak trwoga, to też do Kucharczyka. Piłkarza, który tyle by zrobił dla Legii, a zarazem cieszył się tak małym szacunkiem trybun, chyba w Warszawie nie było.
Mam wrażenie, że każdy bananowy zawodnik przyjeżdżający do Warszawy z jednego lub drugiego końca świata, darzony jest z miejsca większym szacunkiem niż Kucharczyk. Nowy grał ostatnio poważnie w piłkę dziesięć lat temu, w dodatku w sumie przez rundę? Nieważne, nareszcie będzie ktoś za Kucharczyka. Nowy przed chwilą myślał jeszcze, że Polska to potrawa kuchni tajskiej, a Legię traktuje tylko jako potencjalną trampolinę? Nieważne, ważne, że będzie grał lepiej od Kucharczyka.
A potem kolejny raz wszystko dzieje się według schematu, który zauważył Kuba Olkiewicz: dziesiątki transferów, wydane setki tysięcy euro, a na koniec i tak strzela Kucharczyk biodrem.
Czytam wywiad z Kucharczykiem na Legia.net, raptem sprzed miesiąca. Tytuł jak mantra: “Wiele osób życzy mi odejścia, ale robię swoje“. W komentarzach wiele opinii zgodnie ze słowami Kuchego:“Kuchy to nie jest piłkarz na Legię”. “Wszyscy prawie kibice mają dość oglądania Kuchego, ale on twierdzi, że to nie ma znaczenia. Mówi też, że nie jest ważny styl tylko efekt jego gry. Ręce opadają”.
A potem człowiek przypomina sobie, że przecież Kucharczyk nie gra dlatego, że ma – powiedzmy – szwagra w sztabie szkoleniowym czy haki na właściciela. Mający go zastąpić pojawiają się regularnie. Takich, którzy przez te wszystkie lata przychodzili na pozycję Kuchego i dawali drużynie więcej, można policzyć na palcach jednej ręki, w dodatku ręki pechowego drwala. Wspomnijmy natomiast pozostałą plejadę gwiazd: Chukwu, Hildeberto, Nagy, Langil, Kazaiszwili, Trickovski, Ojamaa, Dwaliszwili, Nacho Novo, a przecież na siłę można by jeszcze wymienić wszystkich Salinasów, Ohayonów i Masłowskich. Wszyscy przychodzili, by dać nową jakość, wszyscy przychodzili, by kibic już nie musiał się męczyć z Kucharczykiem. A potem i tak grał Kucharczyk. Za Magiery doszło do ekstremum – Legia rozbiła bank sprowadzając Necida, faceta z CV, jakie w Polsce widuje się głównie w FM-ie. Gość prosto z Euro. I tak potem Legia szła na mistrza z Kucharczykiem na dziewiątce.
Przecież ta plejada gwiazd nie była ściągana z b-klasy, tylko z poważnych, często mocniejszych lig, gdzie chłopaki nie zajmowali się rzucaniem ręczników. A jednak w Legii nie dali sobie rady. Kosecki pewnie też by nie płakał, gdyby mógł po dziś dzień grać w Legii, a jednak mimo świetnego początku i meczów w kadrze, wyleciał z hukiem, bo utrzymać solidność w piłce jest znacznie trudniej, niż raz błysnąć.
Legia faworytem w meczu z Lechią. Totolotek za jej zwycięstwo płaci po kursie 2.35
Legia to klub arcyspecyficzny, gdzie ambicje kibiców sięgają grania co rok w Lidze Mistrzów, popartego ogrywaniem wszystkich po 3:0 w Ekstraklasie. Do takiej drużyny, istotnie, Kucharczyk się nie nadaje. Ale rzeczywistość konsekwentnie nie chce się ugiąć pod presją życzeniowego myślenia i Legia taką drużyną nie jest.
Od każdego nowego ofensywnego zawodnika oczekuje się, że będzie Ljuboją albo Odjidją-Ofoe. Rzetelna solidność nikogo nie interesuje. Dlatego każdy nowy jest w oczach kibica lepszy od Kucharczyka: bo można karmić się nadzieją, że okaże się gwiazdą. Te kilka meczów, zanim okaże się, że nadaje się tylko do teleexpresowej galerii pozytywnie zakręconych, można się oszukiwać. Dorabiać jego dwóm udanym dryblingom fantazyjnej brody.
A Kuchy będzie zawsze tylko Kuchym. Gdy wchodzi lub jest w pierwszej jedenastce, rzeczywistość boleśnie przypomina każdemu kibicowi, że Legia nie jest mocarstwem na wschodnią Europę, jakim chciałaby być.
Obecność Kuchego pozbawia szans na łudzenie się.
***
Może Kucharczyk nie ma dryblingu Denilsona, może czasem piłka odbije mu się od nóg. Może jego styl bywa toporny, ale to nie copacabana ani sambodrom tylko polska piłka. A jednak z zawodnika o takim stylu łatwiej jest żartować, to zawsze potencjalny kozioł ofiarny. Tymczasem jakby naprawdę był tak chronicznie beznadziejny, nie pokazałby pleców tylu graczom, wśród których kilku miało naprawdę nieprzypadkowe papiery.
Myśl, że na półce, z której bierze piłkarzy Legia, nie ma w praktyce wielu wydajniejszych zawodników niż Kucharczyk, dopiero rozbijałaby kibicowski sen w pył.
Legia chciałaby postrzegać siebie znacznie wyżej, ale prawda jest taka, że realnie patrząc jest daleko od gardzenia solidnymi wyrobnikami, którzy, po prostu, zapierdalają. Prawda jest taka, że uniwersalny rzemieślnik jest jej więcej niż potrzebny.
Bilans Kuchego:
Sezon 10/11: 34 mecze, 8 goli, 5 asyst.
11/12: 35 meczów, 5 goli, 2 asysty.
12/13: 34 mecze, 4 gole, 7 asyst.
13/14: 35 meczów, 10 goli, 5 asyst.
14/15: 46 meczów, 10 goli, 12 asyst.
15/16: 50 meczów, 9 goli, 12 asyst.
16/17: 35 meczów, 8 goli, 2 asysty.
17/18: 30 meczów, 6 goli, 6 asyst.
W europejskich pucharach 62 mecze, 14 goli, 11 asyst. Nie da się zaprzeczyć, że o jakimkolwiek sukcesie Legii w tej dekadzie byśmy mówili, to Kucharczyk brał w nim czynny udział. Nie przyglądał się, nie był wieziony na plecach kolegów, tylko dokładał cegiełkę, a często całą taczkę i to w najtrudniejszym momencie.
Czy w meczu będzie karny? Totolotek płaci za taki scenariusz po kursie 2.80
Tak naprawdę Kuchemu najbardziej moim zdaniem szkodzi to, że w Legii jest tyle lat. Tak jak najlepiej tam, gdzie nas nie ma, tak najlepszy również potencjalny legionista, który tu jeszcze nie gra, bo jeszcze niczym się naraził. Grający krótko też ma lepiej, jeszcze nikogo nie zdążył poważnie wpienić.
A Kucharczyk jest w Legii tak długo, że każdemu na dźwięk jego nazwiska przypomina się galeria zmarnowanych okazji, słabszych występów, złych zagrań. Sęk w tym, że aby się jej dorobić, i aby po dorobieniu się wciąż grać, coś jednak dobrego przez te trzysta meczów musiał pokazać. Żaden z licznych trenerów, którzy w tym czasie prowadzili Legię, nie był przecież samobójcą.
Przyjdzie czas, gdy kibice Legii za Kucharczykiem zatęsknią. Moim zdaniem, patrząc na taki mecz z Lechem, to gdyby Kuchy odszedł zimą, zatęskniliby już teraz.
Bo nie mówię o tym, że każda szatnia potrzebuje ludzi, którzy naprawdę wiedzą co znaczy Legia. Nie mówię o tym, jakim pozapiłkarskim kapitałem jest posiadanie w swoim składzie człowieka, który na Legii się wychowywał, oddychał nią całe życie, a “Legia” to nie jest dla niego tylko nazwa, którą sprawdziło się na Wikipedii podczas lotu samolotem do Warszawy. Ja wiem, że kibice o tym pamiętają. I wiem, że – parafrazując Hajtę – na boisku nie ma takiej pozycji jak dobry legionista.
Ale jestem pewien, że gdy Kucharczyk skończy karierę, przyjdzie na trybunę, wszyscy będą skandować jego imię. Bo z perspektywy czasu, gdy już nie będzie nikogo denerwował takim czy innym zagraniem, gdy każdy spojrzy chłodno na to co grał i co osiągnął, trybuny wreszcie go docenią. I coś mi mówi, że niejeden legionista pomyśli wtedy:
Żeby tu choć jeden z dzisiejszych zapierdalał z takim sercem jak Kuchy. Żeby chociaż jeden.
Leszek Milewski
Fot. FotoPyK