Reklama

Jagiellonia rusza do Poznania po kolejny skalp

redakcja

Autor:redakcja

10 marca 2018, 09:05 • 14 min czytania 35 komentarzy

Na obrazku krążącym w sieci, śmierć z kosą, czai się przed drzwiami ozdobionymi herbem Lecha. To drzwi numer sześć. Przed pięcioma poprzednimi, kolejno, z herbami Piasta, Cracovii, Lechii, Legii oraz Wisły Kraków stoi kałuża krwi. To znaczy, że tam śmierć już zebrała swoje żniwo. A ma ona twarz… trenera Jagiellonii, Ireneusza Mamrota – czytamy w Przeglądzie Sportowym

Jagiellonia rusza do Poznania po kolejny skalp

Przegląd Sportowy

PS1 10-03

Zaczynamy od zapowiedzi meczu Lecha z Jagiellonią, czyli hitu kolejki.

Historia uczy, że porażki z legionistami potrafiły stanowić dla Lecha punkt zwrotny. Tak było w sezonie 2009/10 po przegranej w lidze, tak samo w 2015 roku, gdy Kolejorz uległ stołecznej ekipie w finale Pucharu Polski – w obu przypadkach sięgał po tytuł mistrza kraju. „Wkurzenie po finale na Narodowym było naszą bronią w fazie finałowej ekstraklasy” – mówili później lechici o drugim z wymienionych spotkań. Czy teraz będzie podobnie? Jedno jest pewne – bez wygranej nad Jagiellonią ani rusz. A to rywal, z którym poznaniakom idzie jak po grudzie. Ostatni raz wygrali z nim wiosną 2015 roku, potem było pięć porażek i dwa remisy. – Nie jest tak, że nie umiemy grać z Jagiellonią. Ostatnio prowadziliśmy z nią 1:0, wcześniej nawet 2:0, ale za każdym razem rywale doprowadzali do wyrównania. To niewygodny dla nas przeciwnik, ale kiedyś musi nastąpić przełamanie. Przy Bułgarskiej mamy świetną serie i chcemy ją podtrzymać teraz – twierdzi Gajos. Na Inea Stadionie Lech nie przegrał kolejnych 17 spotkań i jest to najlepszy wynik poznańskiego klubu w XXI wieku.

Reklama

Obok teksty o dobrej atmosferze w drużynie Jagi, a także przełamaniu Mihaia Raduta.

Na Raduta spadnie odpowiedzialność za grę ofensywną. Jej akurat się nie boi, co potwierdza Nenad Bjelica. – Często dostawał od dziennikarzy bardzo słabe oceny, ale np. przeciwko Śląskowi w trudnym momencie był jedynym piłkarzem, który przy słabej postawie zespołu i pod presją chciał dostawac piłkę. Nie unika gry, jest odważny, a to bardzo cenna cecha – przyznaje chorwacki szkoleniowiec. Bjelica uważa, że w niektórych aspektach gry Rumun przewyższa Jevticia. – Darko ma więcej goli i asyst ale nie broni tak skutecznie, nie biega też tyle, co Mihai – tłumaczy.

PS2 10-03

Mamy też rozmowę z Mauricio, nowym obrońcą Legii.

– Przychodzi pan do legii po kiepskim okresie w karierze. W tym sezonie prawie w ogóle nie grał pan w Lazio. Dlaczego?
– Początek miałem bardzo udany. Stworzyłem dobry duet ze Stefanem de Vrijem. Niestety w pewnym momencie doznał kontuzji, Lazio sprowadziło nowych obrońców, teraz jest ich w sumie ośmiu. Miałem możliwość zmienić klub, ale pomimo bardzo korzystnej oferty, dyrekcja Lazio nie zgodziła się na moje odejście do Schalke. Byłem sfrustrowany, ale nie mogłem w tej sytuacji nic zrobić.
– Poprzedni trener Lazio Stefano Pioli stawiał na pana, obecny szkoleniowiec Simone Inzaghi już nie. Tłumaczył dlaczego?
– Po powrocie ze Spartaka liczyłem na to, że dostanę szansę. Gdy jednak zobaczyłem, że o miejsce w składzie rywalizuje ośmiu obrońców, widziałem, że nic z tego nie będzie. Trener mówił mi wprost, że mnie lubi jako człowieka, ale grać nie będę.

Obok zaś tekst podsumowujący wczorajszy remis Górnika Zabrze z Zagłębiem Lubin.

Reklama

Po czterech słabych spotkaniach pomocnik Zagłębia Filip Starzyński wczorajsze starcie rozpoczął na ławce. Figo ostatnio był krytykowany, nie zdobywał bramek, nie czarował precyzyjnymi dograniami. W podstawowym składzie zastąpił go Matras, który szybko został usunięty przez sędziego z boiska. Były gracz Ruchu wszedł w drugiej połowie a w ostatnich sekundach zdobył ładną bramkę. – Filip nas uratował – przekonywał Bartosz Kopacz. Pomocnika chwalił też Maciej Dąbrowski, który rozegrał pierwszy mecz w tym roku. Rosły stoper ostatniego dnia lutego rozwiązał kontrakt z Legią Warszawa, a w tym tygodniu podpisał umowę z Miedziowymi. Trener Lewandowski wystawił go od początku i doświadczony obrońca spisywał się dobrze.

PS3 10-03

Następnie przeczytamy o meczu Wisły Kraków ze Śląśkiem Wrocław i jego bohaterze – Carlitosie.

W ostatnich minach Carlitos często machał rękoma, chodził po boisku ze skwaszoną miną. Nie szło mu. Marnował sytuacje, dryblingi były mniej skuteczne niż jesienią. Trener Joan Carrilo zachowywał spokój i dawał Hiszpanowi pełne wsparcie. – Widziałem, jak pracował na treningach i wiedziałem, że prędzej czy później się przełamie – mówił jeszcze przed meczem. Opłaciło się, bo Carlitos odpłacił się najpiękniej jak potrafi. To jego pierwszy hattrick na polskich boiskach. Hiszpan wycisnął z tego meczu maks. Nawet rzut rożny po którym sędzia Daniel Stefański podyktował rzut karny był wynikiem strzału Carlitosa.

Kamil Sylwestrzak starannie planuje swoją przyszłość, również dlatego, że niedawno urodził mu się syn.

W styczniu usłyszał, że może szukać nowego klubu. Miał dwie oferty z ekstraklasy i kiedy był bliski podpisania kontraktu, znów posłuszeństwa odmówiło kolano. Tym razem łąkotka. – Trochę się podłamałem. Dopiero co skończyłem rehabilitację i znów trafiłem pod nóż – mówi rozżalony. Kolejny uraz i kolejne godziny spędzone w gabinetach lekarskich dały Sylwestrzakowi do myślenia. – Kariera nie trwa wiecznie. Doszedłem do wniosku, że muszę zacząć zastanawiać, co chcę robić po skończeniu z piłką. Jestem ojcem, muszę zapewnić rodzinie byt – stwierdził. Dlatego zdecydował się otworzyć firmę. W Zakopanem buduje luksusowy apartamentowiec. Sprzedaż mieszkań ruszy na dniach. Całość będzie gotowa za półtora roku – zapewnia. I po chwili dodaje: – Ale to nie oznacza, że kończę z piłką.

Mamy też krótszy tekst o Bartoszu Białkowskim i Pawle Jaroszyńskim, debiutantach w reprezentacji Polski.

Bramkarz z Elbląga jest gwiazdą Ipswich Town. Dwa razy z rzędu wybierano go na Piłkarza Roku w klubie (2016. 2017), w tym sezonie zmierza po trzecie wyróżnienie z rzędu. Praktycznie po każdym weekendzie można wybrać przynajmniej jedną jego interwencję, którą ratował kolegom skórę. – Przekonałem się, że ciężka praca popłaca, bo nigdy nie wiadomo, co się w życiu może wydarzyć – opowiada Białkowski i dodaje: – Oczywiście nie będę się wygłupiał deklaracjami, że jadę na kadrę i chcę być numerem jeden. Zamierzam jednak powalczyć o to, by to powołanie nie było tylko epizodem, ale długą przygodą.

PS4 10-03

Następnie przeczytamy o silnym Rakowie Częstochowa.

– O co walczymy w tym sezonie? O realizację marzeń – mówi Piotr Przeniosło, menedżer klubu. W Rakowie nikt nie chce użyć sformułowania: „gramy o awans”, chociaż drużyna zajmuje obecnie 4. miejsce w tabeli I ligi i ma tylko dwa punkty straty do drugiej, premiowanej awansem pozycji oraz zaległy mecz do rozegrania. Z nowych nabytków przy Bukowej przeciwko GKS mają zagrać bramkarz Jakub Szumski, białoruski stoper Artiom Rachmanow, wspomniany wcześniej skrzydłowy Formella i napastnik Mateusz Zachara. Raków nigdy nie był tak silny kadrowo. W dodatku drużyna przygotowywała się do rundy wiosennej w dużym komforcie, przebywając między innymi na zgrupowaniu w Turcji. 

Na stronie obok felietony. O Legii i czubku jej własnego nosa pisze Krzysztof Stanowski.

Trudno, by Legia patrzyła na to, co dzieje się w innych klubach i jak można zaszkodzić konkurencji, skoro patrzy wyłącznie na czubek własnego nosa. Ta zarozumiałość przez całe dekady była zgubna, ale nawet najgorsze sezony nie nauczyły warszawian pokory. Może więc Legia dla własnego dobra powinna pospiskować, może powinna postarać się uprzykrzyć życie ligowym rywalom, może powinna się cieszyć, że komuś odebrano punkty, ale niestety jest jeden feler: jej to wszystko zupełnie nie interesuje. Czasami mam wrażenie, że inni o tym tak naprawdę wiedzą, ale próbują dodać sobie centymetrów sugestią, że akurat nimi Legia się przejmuje. Otóż nie. Legia przejmuje się własnym nosem i niczym więcej. Od niepamiętnych czasów jest w sobie zakochana do szaleństwa – i to z wzajemnością.

Tomasz Włodarczyk oraz Mateusz Borek komentują powołania Adama Nawałki. Pierwszy z wymienionych pisze następująco:

Piątkowe powołania, to Jaroszyńskiego, ale także Marcina Kamińskiego (rozegrane 3 minuty przez półtora miesiąca) niestety wskazują w jak marnej materii porusza się Nawałka. Defensywa, tak ważna w turnieju finałowym (…) ogranicza się do kilku nazwisk. Trzeba modlić się o zdrowie dla podstawowych piłkarzy, dwójki środkowych Glik-Pazdan, Łukasza Piszczka, bo po nich to już jedna wielka niewiadoma (…) Nawałka musi wyciskać cytrynę do ostatniej kropli – kombinować, widzieć więcej i budować z niedoskonałego materiału. Sam jestem ciekaw, czy uda mu się z Jaroszyńskim. Będzie Milą czy Kosznikiem?

PS5 10-03

Jak co sobotę mamy też magazyn lig zagranicznych. A w nim dużą zapowiedź hitu Premier League – meczu Liverpoolu z Manchesterem United.

Steven Gerrard, oprowadzając niegdyś ekipę telewizyjną po swoim domu chwalił się kolekcją koszulek, którymi zamienił się z innymi piłkarzami i wręcz szczycił się tym, że nie ma w niej ani jednej w barwach United. Gary Neville przeszedł do historii zachowaniem ze spotkania w 2006 roku, gdy cieszył się z gola Rio Ferdinanda przed sektorem kibiców The Reds. Ostentacyjne pokazywanie herbu MU i krzyki sprawiły, że został zawieszony na dwa mecze i dostał 10 tysięcy funtów kary. – Czy żałuję? Ani trochę! To był jeden z najlepszych momentów w karierze, bo wiedziałem, że po trzech latach odzyskamy mistrzostwo. Ten moment był wart nawet 120-meczowego zawieszenia – wspominał już po latach jako ekspert telewizyjny.

Obok przeczytamy o niezachwianej wierze Mourinho w Lukaku.

Miejsca w wyjściowym składzie mógł być pewny nawet w czasie swojej największej strzeleckiej zapaści w tym sezonie (październik – grudzień). Nietrudno wyjaśnić, skąd bierze się to zaufanie. Mourinho lubi „żołnierzy” gotowych do wykonania każdego rozkazu. Lukaku doskonale to rozumie, nazywa siebie „sierżantem” Mourinho, stawia się na każde polecenie. – Jest jednym z moich najbardziej zaufanych graczy, uwielbiam go. Kocham jego podejście do gry i charakter. W meczu przeciwko Crystal Palace po strzeleniu przez nas trzeciego gola poprosiłem go, by zagrał jako piąty obrońca, bo nie mogłem dokonać już żadnych zmian. Wykonał prośbę, wiem zatem, że mogę na niego liczyć. Dlatego wiele razy wam mówiłem, że tu nie chodzi tylko o strzelanie goli, tylko o to, co piłkarz daje drużynie poza nimi – tłumaczył ostatnio dziennikarzom „The Special One”.

PS6 10-03

Na kolejnej stronie wywiad z Marcelem Lizakiem, polskim bramkarzem Girony.

– Kiedy udało się urosnąć i opuścić akademię taty, podejmował pan próby w większych klubach.
– Byłem na testach w Miedzi Legnica i MKS Kluczbork. Wybralem Miedź, gdzie grałem półtora roku w juniorach. Później trafiłem do Śląska, ale to był spory przeskok. Byłem ostatni rok juniorem, ale nie broniłem w bo klbie mieli filozofię, że mają ogrywać młodszych. Trenowałem z rezerwami, ale wejście do seniorskiej piłki było dużą różnicą. Dostałem ledwie kilka szansa, których nie wykorzystałem. Miałem za mało czasu.
– Specjalnie o pana nie walczyli.
– Zgadza się. Nie mam żalu do Śląska, ale wyjazd do Hiszpanii pokazał mi różnicę podejścia. Mój przypadek jest przykładem, że jeśli trenerzy mówią młodemu piłkarzowi, że jest za słby, nie zawsze trzeba im wierzyć. Przecież nie są nieomylni (…)
– Skąd nagle wziął się transfer do drugoligowej Girony?
– Wracając do Polski po sezonie poznalem człowieka, który nie tyle pracował w Gironie, co był doradą osób z klub, współpracował też ze skautami. Opowiedziałem mu swoją historię. I stwierdziłem, że szukam klubu, gdzie będę się rozwijał. Zaprosił mnie na testy, a po tyodniu trenerzy stwierdzili, że zostaję. Dopiero w Hiszpanii, zwłaszcza w Gironie, nauczyłem się bronić i poczułem, że staję się bramkarzem. W Polsce nigdy nie miałem takich treningów (…) Poznałem metody, o których nie miałem pojęcia.

Obok tekst o Simone Zazie, który po 14 meczach bez gola w końcu się przełamał.

PS7 10-03

Barcelona ma problem z Ousmane Dembele… Drogi problem!

W ostatnich tygodniach w Barcelonie dużo mówi się o niesportowym prowadzeniu się Dembele. Jest wielkim fanem fast-foodów, źle się odżywia, co ma mieć wpływ na jego problemy z kontuzjami. Klub zatrudnił kucharza, który miał gotować tylko dla niego, ale francuz nie był zadowolony z jego usług i go zwolnił. Zawodnik regularnie jest odwiedzany przez znajomych, z którymi często do późnych godzin bawi się w dyskotekach. Kłopoty są też w życiu prywatnym byłego gracza Borussi. Jego rodzice się rozwodzą, a piłkarz czuje się w Katalonii odosobniony. Nie może to jednak dziwić. Szefowie lidera LaLiga narzekają, że po siedmiu miesiącach w Barcelonie wciąż nie mówi po hiszpańsku i w szatni rozmawia tylko z rodakami.

Obok tekst o HSV, które czeka na pierwszy spadek w historii.

– W tym klubie popełniono tyle błędów, że cudem jest, że tak długo jakoś się ratowali. Nikt nie był w stanie wyciągnąć wniosków, każdy uważał, że świetnie wykonuje swoją pracę. Z takim myśleniem jasne było, że to wszystko musi w końcu runąć – uważa były reprezentant Niemiec Matthias Sammer, pracujący obecnie jako ekspert w niemieckim Eurosporcie. – Chyba ma to sens, żeby po spadku zacząć wszystko od nowa. Może to pozwoli nam naprawić wszystkie błędy – zapowiedział nowy prezydent klubu Bernd Hoffmann. Jednak wcale nie jest powiedziane, że HSV bez problemu otrzyma licencję na występy w drugiej lidze. Po latach finansowych i sportowych zaniedbań, dziesiątkach chybionych wielomilionowych transferów, niezrozumiałej polityce kadrowej i przekonaniu, że „zawsze jakoś się uda utrzymać”, dla Hamburger SV nadciąga fatalny okres. Ostatni Dinozaur Bundesligi zdycha i nie ma dla niego już ratunku. 

PS8 10-03

Na następnej stronie artykuł o Milanie, który oprócz piłkarzy, tworzy też polityków.

Byli twórcami jednej z najlepszych drużyn na świecie. Gianni Rivera, George Weah, Kachaber Kaladze, czy Andrij Szewczenko to zawodnicy, którzy stali się symbolami Milanu na przestrzeni wielu dekad. Właściciel rossonerich Silvio Berlusconi z wieloletnim przyjacielem Adriano Gallianim nie załapali się jedynie na erę Rivery w latach 1960-79. Wszystkich powyższych łączy jednak fakt, że doskonałe umiejętności w sporcie chcieli przekuć na równie brutalną co boiskową rzeczywistość polityczną. Większości się to powiodło.

Obok zaś tekst o Lille, gdzie wydano fortunę na transfery, zatrudniono znanego szkoleniowca, ale i tak trwa walka o utrzymanie.

PS9 10-03

W swoim cyklu “Joga bonito” Tomasz Ćwiąkała pisze o tym jak zmienia się rynek trenerski w Europie.

Hiszpania i Niemcy już otworzyły okno na anonimów. Pierwsi w dużej mierze na niespełnionych piłkarzy, przebijających się później przez niższe ligi, jak Kiko Ramirez. Drudzy na typowych studenciaków, którzy całe dnie spędzają na analizie taktyki. Nie zawsze to się sprawdza – czasem kończy się zwolnieniem (Stuttgart i Werder), ale generalnie mamy do czynienia z nową tendencją. Nowym trendem. Trendem polegającym na wyciskaniu maksa z często przeciętnych piłkarzy, bez wychodzenia przed szereg, szczególnego puszenia się, pozerstwa czy naruszania dobrego smaku w mediach. Rewolucja skromnych na razie opanowuje kluby poniżej topu. U nas w wkroczyła za to do Jagiellonii. Nic, tylko przyklasnąć. I trzymać kciuki za kolejnych Garitano czy Mamrotów.

PS10 10-03

Super Express

W „SE” Mauricio, nowy piłkarz Legii, opowiada, że dzięki piłce nie zszedł na złą drogę.

– Ja też wychowałem się w faweli, ale nie wstydzę się tego, ba, jestem z tego dumny. Tam nauczyłem się życia. Nie jest łatwo wyrwać się z takiego miejsca. W faweli masz wybór: albo świat przestępczy, albo próba ucieczki w normalny świat. Na 100 osób 95 wybiera to pierwsze wyjście. Mnie w pewnym sensie uratowała piłka. I matka, która gdy trzeba było, nie szczędziła lania mnie i braciom. Futbol i twarde wychowanie pomogły mi uniknąć złej drogi. W szkole codziennie spotykałem zło.

Arkadiusz Milik znów walczy z czasem.

Arkadiusz Milik (24 l.) wrócił kilka dni temu na boisko, rozpoczynając batalię o odzyskanie formy na mistrzostwa świata. Polak, który dwa razy zerwał więzadła krzyżowe, wciąż jest nadzieją Napoli. – Nikt w klubie go nie skreśla, wszyscy tu w niego wierzą – zapewnia nas jeden z neapolitańskich dziennikarzy. O tym, jak cenny jest Arek dla Napoli, świadczy fakt, że zimą neapolitańczycy nie zgodzili się go wypożyczyć, mimo że 20 (!) klubów pytało o taką możliwość.

SE1 10-03

Rzeczpospolita

Brak tematyki sportowej.

Gazeta wyborcza

Zapowiedź hitu tej kolejki – grająca ponad stan Jagiellonia czy wiecznie sfrustrowany Lech?

Długo na Jagiellonię nikt nie zwracał uwagi. Zachwycaliśmy się odrodzeniem Górnika Zabrze, który wracał do ekstraklasy i grał bez kompleksów. A jednak większe zagrożenie spadło na najbogatszy klub w Polsce ze wschodu. Jagiellonia wygrała mecz w Warszawie 2:0, wiosną zdobyła komplet 15 pkt i przed niedzielną wizytą w Poznaniu jest sensacyjnym liderem. Czeka na nią Lech, też zjawisko w naszej piłce, ale z przeciwnego bieguna. O Lechu mówią „duma Wielkopolski”, ale w ostatnich latach dumą bywał rzadko. Wielkich oczekiwać i ślepej miłości kibiców nie umiał zadowolić. W Poznaniu uważają się za jedyną przeciwwagę dla Legii, ale przez ostatnie pięć lat Lech wydarł jej mistrzostwo tylko raz. Wychował i dobrze sprzedał kilkunastu piłkarzy, sam gra jednak wciąż poniżej oczekiwań. W europejskich pucharach właściwie w ostatnich latach nie istniał.

GW1 10-03

Jak do tego doszło, że kibice Legii pokochali “Sen o Warszawie”?

Na nowo „Sen o Warszawie” odkryli przy Łazienkowskiej w 2004 r. – Jeżeli kogokolwiek można nazwać pomysłodawcą śpiewania „Snu o Warszawie” na Legii, był nim śp. Wiesław Giller – mówi „Stołecznej” Wojciech Hadaj, były spiker Legii, który w klubie przepracował 23 lata (…) Spiker zaraził pomysłem władze Legii. – Baliśmy się tylko czy się przyjmie. Ale chcieliśmy spróbować. Poszedłem z kasetą do dźwiękowców. To starsi panowie i musiałem im kilkakrotnie wytłumaczyć, kiedy utwór puścić – kontynuuje Hadaj. Debiut „Snu o Warszawie” przypadł na mecz z Odrą Wodzisław. Legia wygrała 2:1, a bramki zdobyli Marek Saganowski i Jacek Magiera. Był 12 marca 2004 r. (…) – Gdyby Czesław Niemen usłyszał, że kibice śpiewają ten utwór, pokłoniłby się im w podzięce. Hadaj dodaje: – Gdyby jakiś prezez chciał, by przestano śpiewać na Legii „Sen o Warszawie”, to byłby ostatni dzień w jego pracy.

GW3 10-03

Mamy też rozmowę z rozchwytywanym ostatnio himalaistą, Denisem Urubko.

– (…) przed końcem lutego ruszyłeś do samotnego ataku bez informowania reszty, bo według ciebie zima kończy się w lutym. Jak wyglądał ten atak?
– To był rock and roll. Czułem się wolny, sięgnąłem do swoich limitów. W obozie III wykopałem jamę śnieżną, tak jak sobie zaplanowałem. Spędziłem tam noc, bardzo dobrze chroniła mnie od wiatru. A potem skupiłem się na celu – zaatakowałem szczyt. Było bardzo ryzykownie. Balansowałem między życiem a śmiercią. Było bardzo nerwowo. Bardzo mi się to podobało. Aż w końcu pogoda się załamała, sypał śnieg, niewiele było widać, nie wiedziałem, którędy iść. Przewróciłem się, chwilę spadałem. Potem wpadłem do szczeliny lodowej, bo zawalił się pode mną most śnieżny. Przeżyłem. Decyzja o powrocie była słuszna. (…) Dziś cieszę się, że opuściłem wyprawę w tamtym momencie, w taki sposób, z takiego powodu, bo psychiczna relacja między nami była bardzo skomplikowana. Nie było możliwości, by wspinać się normalnie, dla każdego mogło być to ryzykowne.

GW2 10-03

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

35 komentarzy

Loading...