Reklama

Kto królem polowania w pierwszej lidze? Top 10 transferów

redakcja

Autor:redakcja

02 marca 2018, 17:21 • 12 min czytania 1 komentarz

Meczem Miedzi Legnica z Odrą Opole zainaugurujemy dziś rozgrywki pierwszej ligi w rundzie wiosennej. Z tej okazji postanowiliśmy przyjrzeć się najciekawszym transferom dokonanym na tym szczeblu rozgrywkowym. Wybraliśmy, naszym zdaniem, najlepszą dziesiątkę. W której ponad połowę zawodników stanowią gracze Rakowa Częstochowa i Miedzi Legnica. Jak widać, obie drużyny bardzo mocno liczą na awans. Ciekawym ruchem może się pochwalić także lider z Chojnic, czy GKS Katowice. Zresztą, nie przedłużajmy. Spójrzcie sami.

Kto królem polowania w pierwszej lidze? Top 10 transferów

Mateusz Zachara (Raków Częstochowa)

Zaczniemy od zdecydowanie najgrubszego ruchu podczas zimowego okienka w pierwszej lidze. Nie określimy go co prawda mianem wielkiej bomby transferowej, ale stwierdzenie, że jest to “bombka” już powinno się obronić. W listopadzie Raków ogłosił pozyskanie swojego wychowanka, który wraca do Polski z podkulonym ogonem – kompletnie nie udała mu się przygoda w portugalskiej ekstraklasie – ale przecież poziom wyżej już nie raz udowadniał, że stać go na solidne granie. W Ekstraklasie rozegrał 90 meczów, w których zdobył 24 bramki i zaliczył 11 asyst. Widzieliśmy w naszej lidze zawodników prezentujących się na papierze znacznie bardziej okazale od byłego zawodnika krakowskiej Wisły, ale nie mogących osiągnąć nawet jednej trzeciej jego dorobku. Tak, Zachara to w tym momencie nazwisko piłkarsko nieco zakurzone, nieporównywalnie mniej gorące niż w momencie, gdy był czołowym strzelcem Górnika Zabrze i odchodził do Chin. Tak, poprzedni sezon w ekstraklasie daleki był w jego wykonaniu od wymarzonego. Tak, przez ostatnie pół roku udało mu się uzbierać tylko 111 minut w barwach portugalskiej Tondeli. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że Zachara ląduje na drugim poziomie rozgrywkowym, gdzie – przynajmniej czysto teoretycznie – o gole powinno być łatwiej. Jasne, nie takie nazwiska nie odpalały na zapleczu, ale 2-krotny reprezentant to materiał na czołową postać tych rozgrywek. Ma dopiero 27 lat i w Częstochowie liczą, że chce wyjść na prostą po ostatnich zawirowaniach i osiągnąć w piłce jeszcze kilka fajnych rzeczy, zaczynając od powrotu na salony z macierzystym klubem.

Warto zwrócić też uwagę na sposób, w jaki potwierdzono pozyskanie Zachary. Trochę inny od tradycyjnego przekazywania informacji kibicom. Wypada przypomnieć i po raz kolejny przyklasnąć.

Reklama

Artem Rachmanow (Raków Częstochowa)

Raków potwierdza swoje ekstraklasowe ambicje nie tylko transferem Zachary. Zimą do zespołu dołączył także stoper Artem Rachmanow. Co najważniejsze – tak samo jak były napastnik portugalskiej Tondelli przyszedł jeszcze przed startem przygotowań. 27-letni Białorusin był testowany już w grudniu. W tym momencie może zapalić wam się lampka ostrzegawcza, w końcu Raków zdecydował się na testy, więc nie był do niego w pełni przekonany. Rzecz w tym, że wzięło się to przede wszystkim z tego, że jesienią, już po siedmiu meczach, skończyła się jego przygoda z ukraińską ekstraklasą. Wszystkie spotkania na początku sezonu grał od deski do deski, ale Czarnomorec z nim w składzie wywalczył zaledwie jeden punkt. Jasne, nie jest to piękna laurka, ozdobiona stempelkami z folii bąbelkowej, ale we wcześniejszych sezonach prezentował się już co najmniej solidnie. W sezonie 16/17 występował w mołdawskiej ekstraklasie, wcześniej grał w Estonii i Białorusi. Najlepszy moment w swojej karierze przeżył w 2014 roku, kiedy reprezentując barwy Levadii Tallinn, sięgnął po wicemistrzostwo kraju. Zagrał w 31 meczach, w których aż pięciokrotnie trafił do siatki. Przyzwoite ma zarówno CV, jak i warunki fizyczne (mierzy 195 cm).

Dariusz Formella (Raków Częstochowa)

Wciąż nie macie przeświadczenia, że Raków do solidny kandydat do awansu? No to kontynuujemy wypisywanie ich transferów. Do zespołu z Częstochowy dołączył również Dariusz Formella. Pytanie, czy ten piłkarz potrafi grać dobrze poza Gdynią i faktycznie okaże się solidnym wzmocnieniem? Nie mamy wątpliwości, że ma spore możliwości. Niestety na razie pokazuje je tylko w Gdyni. Poza tym miastem zawodzi, bez jakichkolwiek wyjątków. Dwa razy odbił się od Lecha Poznań (dublet z Legią w meczu o Superpuchar dawał nadzieję, ale potem znów była totalna bryndza), z kolei w Pogoni… Niech o jego postawie świadczy fakt, że w wówczas ostatniej drużynie ekstraklasy rozegrał zabójczą liczbę czternastu minut w pięciu ostatnich kolejkach 2017 roku. Wcześniej pod względem czasu gry było trochę lepiej, ale nie za bardzo szło za tym jakość. No dobra, poza pojedynczymi przebłyskami jakości nie uświadczyliśmy tam w ogóle.

Wydaje się, że to piłkarz skrojony pod pierwszoligowe realia. Dla Arki wiosną 2016 roku w trzynastu meczach zdobył sześć bramek i zaliczył cztery asysty, walnie przyczyniając się do wywalczenia awansu. Nikt nie powinien być zaskoczony, jeżeli teraz się odrodzi. Chłopak ma dopiero 22 lata i pewnie, w poważnych ligach powinien być już ukształtowanym piłkarzem, ale my poważnej ligi nie mamy i dużo starsi od niego potrafili w pewnym momencie pokazać pełnie swoich możliwości. I nie są to puste słowa. Artur Jędrzejczyk pierwszy sezon regularnego grania w ekstraklasie (a za taki uznajmy rozgrywki, w których zaliczył minimum 900 minut w lidze, czyli równowartość 10 pełnych meczów) rozegrał w wieku 24 lat. Mączyński tak samo. Góralski zaczął grać w wieku 23 lat, podobnie jak na przykład Lewczuk. Nie chodzi o to, żeby teraz udowadniać, że Formella za chwilę może wskoczyć do reprezentacji Polski, a na Euro 2020 odgrywać kluczową rolę. Chodzi o coś zupełnie innego. Ma ogrom czasu, żeby jeszcze w tej ekstraklasie zaistnieć. Być może potrzebuje jeszcze raz zwiedzić zaplecze i potem na dobre znajdzie swoje miejsce w najwyższej lidze. Niewykluczone, że będzie to właśnie Raków, bo częstochowianie przy wypożyczeniu na pół roku zapewnili sobie prawo pierwokupu.

Petteri Forsell (Miedź Legnica)

Reklama

Zacznijmy od metamorfozy Forsella w dwóch obrazkach.

Fin dawniej.

4

Fin obecnie.

5

Pamiętamy go przede wszystkim ze świetnej rundy w Miedzi Legnica (13 goli, 8 asyst), po której skusiła się na niego Cracovia. Jednak w drużynie Michała Probierz ostatecznie nie zadebiutował. Co więcej – został pogoniony zaraz po tym, jak szkoleniowiec Pasów przekonał się o jego nadwadze. Jednak w pierwszej lidze był niekwestionowaną gwiazdą. Facetem, który potrafił zrobić różnicę na boisku. Na początku 2017 roku wypowiadał się o nim na naszych łamach Andrzej Iwan.

Peteri Forsell jest poza wszelką dyskusją najlepszym pierwszoligowcem. Mówiło się, że miał problemy z wagą? Maradona też miał. Gadanie o wadze w jego przypadku, to jest głupota totalna. Gość idzie, bije korner z prawej strony, potem z lewej strony, prawą nogą, lewą nogą, nie robi mu to żadnej różnicy. Ma świetną technikę. Moim zdaniem, to jest diament w polskiej piłce.

Cóż, jak się okazało, problemy z wagą jednak okazały się decydujące. 1 lipca Przegląd Sportowy napisał o nim:

170 centymetrów wzrostu, niemal 81 kilogramów wagi, 20 procent ciała stanowi tkanka tłuszczowa. Nie, tak nie ma prawa wyglądać zawodowy piłkarz. A jednak… Z mocno zapuszczonym Finem – Petterim Forsellem, na początku czerwca, za kadencji poprzedniego trenera – Jacka Zielińskiego Cracovia podpisała trzyletni kontrakt. Następca zwolnionego Zielińskiego, Michał Probierz błyskawicznie dostrzegł, że w przypadku okrąglutkiego pomocnika trudno mówić o wzmocnieniu, chyba że mowa o wzmocnieniu kasy krakowskich fast–foodów. Dlatego wczoraj zabrakło Fina w autokarze jadącym na zgrupowanie do Grodziska Wielkopolskiego. Ani szkoleniowiec ani nikt inny w klubie nie chciał komentować „afery kilogramowej”. A zresztą, w jaki sposób komentować dziesięć kilogramów niepotrzebnego balastu, skoro poważnie traktujący swoją profesję gracz ma około dziesięciu…ale procentów tkanki tłuszczowej.

Nic dziwnego, że Cracovia się na niego wówczas nie zdecydowała. Kiedy Forsell zaczął tyć? Trudno tak naprawdę powiedzieć, od początku wyglądał na nieco bardziej zaokrąglonego niż typowy piłkarz pierwszej ligi. Skoro jednak grał, asystował i strzelał, nikt nie zwracał szczególnej uwagi, gdzie stołuje się pomocnik. Problem jednak rósł. Fiasko transferu do Cracovii można oczywiście tłumaczyć zmianą szkoleniowca i małą rewolucją w drużynie, ale z Krakowa, tak czy siak, dochodziły niepokojące wieści. Fin, delikatnie mówiąc, nie wyglądał na zawodowego piłkarza.

Jeszcze latem trafił do szwedzkiego Orebro. Do składu się nie łapał, ale przynajmniej wziął się za siebie. W takiej formie fizycznej ma szanse znów stać się czołową postacią w pierwszej lidze. Wiemy, że ekstraklasa, a tym bardziej pierwsza liga, często jest na bakier z logiką, ale spójrzmy na to tak – skoro nieco otyły Forsell stał się najlepszym graczem pierwszej ligi w sezonie 16/17, to dlaczego podobnego wyczynu ma teraz nie dokonać odchudzony Forsell?

Mateusz Piątkowski (Miedź Legnica)

Powrót do pierwszej ligi po kilku latach nieobecności. Kiedy odchodził z Dolcanu do Jagiellonii, był jedną wielką niewiadomą. Zawodnikiem niezweryfikowanym na poziomie ekstraklasy. Wstrzelił się jednak w naszą ligę i na pewno nie odstawał. Ładował gola za golem w Jagiellonii i – choć został odsunięty od zespołu, bo nie chciał przedłużyć umowy – zajął piąte miejsce w klasyfikacji strzelców. W pierwszym sezonie w elicie zdobył siedem bramek, w następnym podwoił swój dorobek, rozgrywając przy tym znacznie mniej meczów. Transfer do Apoelu Nikozja był swego rodzaju nagrodą, ale niestety jego przygoda na Cyprze nie ułożyła się tak, jak pewnie by sobie tego życzył. Stracony sezon i powrót do Polski. Wiosną 2017 roku zdobył zaledwie trzy bramki dla Wisły Płock, a ostatnio zaliczał już coraz większy zjazd. W pięciu ostatnich spotkaniach w zeszłym roku w ogóle nie pojawił się a boisku. Skusiła się na niego Miedź, która żywi nadzieje, że swego czasu skuteczny na poziomie ekstraklasy zawodnik pozwoli jej wreszcie przełamać złą passę i sprawić, że za zapowiedziami walki o awans pójdą też konkrety.

Przy okazji warto pamiętać, że Piątkowski to jeden z tych, dzięki którym Probierz zyskał opinię futbolowego Gepetto, strugającego przyzwoitych piłkarzy z drewna.

Deleu (Miedź Legnica)

Trzeba przyznać, że zarówno Raków, jak i Miedź nie przespały zimowego okienka. W najlepszej dziesiątce transferów zamieszczamy już szóstego zawodnika związanego z jednym z tych klubów. Tym razem chodzi o zaprawionego w ekstraklasowych bojach Brazylijczyka Deleu. Który rozegrał w polskiej ekstraklasie łącznie 178 meczów w barwach Lechii i Cracovii. W Legnicy ma zastąpić borykającego się z problemami zdrowotnymi Grzegorza Bartczaka. Pisaliśmy swego czasu, że Cracovia jest w stanie permanentnej rewolucji i ostawiony na boczny tor Deleu jest tego najlepszym przykładem. Pamięta przecież nawet rządy Podolińskiego, tymczasem zrezygnowano z niego lekką ręką. Rozwiązał z Cracovią kontrakt za porozumieniem stron, ale nie chciał wyjeżdżać. Bardzo zależało mu na pozostaniu w Polsce. Polubił nasz kraj, przyjął obywatelstwo i ani myślał się stąd ruszać.

Miedź zyskała tym sposobem solidnego zawodnika, który ostatnią rundę może spisać na straty (zaledwie 195 rozegranych minut), ale wcześniej – od przybycia do Polski w 2010 roku – nie zdarzyło się, żeby odstawał w żadnym sezonie.

Maciej Górski (Chojniczanka Chojnice)

Dziwnie układały się w tym sezonie losy Macieja Górskiego. Na początku sezonu był podstawowym zawodnikiem Korony. W pierwszych sześciu spotkaniach wychodził w podstawowym składzie. Tymczasem pod koniec okienka transferowego władze klubu, wraz z trenerem Gino Lettierim, zasugerowały mu, że warto byłoby poszukać sobie innego zespołu. Cóż, odnośnie do gry zawodnika w tych pierwszych spotkaniach wyraża to chyba więcej niż tysiąc słów. Trudno było zresztą dziwić się władzom kieleckiego klubu. Wystarczyło obejrzeć połówkę któregokolwiek z meczów, by przekonać się, że chęci skrócenia wypożyczenia z Jagiellonii są jak najbardziej słuszne. Górski grał po prostu totalny piach. Mógł opuścić Kielce już na początku okna, wolał jednak wybrać walkę o przebicie się, mając w perspektywie pewne miejsce w składzie z powodu urazu Kaczarawy i braku innej opcji (dopiero później do Korony dołączył Soriano). Nie bronił się w meczach, ale ostatecznie został. Od września grał już jednak przeplatankę – a to rozegrał bezbarwne 90 minut, a to przesiedział cały mecz na ławce. Nic wielkiego nie pokazał i wylądował poziom niżej. Gdzie tak naprawdę swego czasu się wypromował. W barwach Chrobrego Głogów zaliczył wręcz kapitalny sezon 15/16. Kiedy w ciągu 28 meczów aż piętnastokrotnie trafił do siatki. Później odbił się jednak od Jagiellonii i Korony, najlepiej prezentując się jedynie w trzecioligowych rezerwach białostockiego klubu (6 goli w 7 meczach sezonu 16/17).

Zejście o poziom niżej wydaje się dla niego idealną opcją. Już nawet pomijając to, że każda kolejna minuta w ekstraklasie działałaby na jego szkodę. Przede wszystkim idzie tam się odbudować i nawiązać do perfekcyjnego sezonu 15/16.

Dalibor Volas (GKS Katowice)

GKS Katowice – teoretycznie – ma napastnika co się zowie. Pisaliśmy o nim szerzej przy okazji ogłoszenia jego transferu.

Roczny kontrakt z opcją przedłużenia podpisał Dalibor Volas. Przyjście 30-letniego Słoweńca jest przełamaniem kolejnej bariery. Mówimy bowiem o transferze bezpośrednio z Eredivisie na drugi front w Polsce. Czegoś takiego wcześniej nie było. Volas trwający sezon przywitał w Sparcie Rotterdam. W pierwszych trzech kolejkach zagrał od początku. Nic nie strzelił, potem jeszcze raz wszedł z ławki i na tym koniec. W listopadzie rozwiązał kontrakt.

Jedno jest pewne: facet umie strzelać gole. Holandii (Sparta) i Rosji (Mordowija Sarańsk) nie podbił, ale już na Węgrzech wypadł przyzwoicie (Debreczyn), a w słoweńskiej ekstraklasie ładował aż miło. Łącznie w 214 spotkaniach zdobył 86 bramek i nie chodzi o jakąś prehistorię. Jeszcze w ubiegłym sezonie trafił 15 razy dla NK Celje, co wypromowało go do Eredivisie. Doliczając krajowe i europejskie puchary, dla klubów ze swojego kraju strzelił ponad 100 goli. Kilka lat temu w Lidze Europy pokonywał nawet bramkarzy Rangersów, Birmingham, Bragi i Club Brugge. W Katowicach mają zatem podstawy, żeby na poziomie I ligi od początku oczekiwać od niego dobrych liczb. Czy wypali, nie dalibyśmy sobie ręki uciąć. Gdyby jednak zawiódł, byłby to znak, że więcej nie ma sensu wychylać głowy poza Słowenię lub ewentualnie pora wrócić na Malezję, gdzie również przez chwilę grał.

Josip Soljić (Stal Mielec)

Ciekawego transferu dokonała też Stal. Josip Soljić to piłkarz, który ostatnio dość regularnie grał w rumuńskiej ekstraklasie. Defensywny pomocnik reprezentował barwy Poli Timisoara. Na koncie ma łącznie ponad 120 występów w najwyższych ligach Rumunii, Chorwacji i Czech. Nigdy nie grał w klubach walczących o europejskie puchary, ale oprócz tego, że grał w ekstraklasie, trzeba zaznaczyć, że z reguły były to regularne występy. W ostatnim sezonie miejsce w składzie stracił tak naprawdę tylko na cztery ostatnie mecze. Poprzedziło je feralne starcie ze z Steauą FC Bukareszt w Pucharze Rumunii. Jego zespół przegrał 0:3, Soljić maczał palce przy dwóch bramkach dla rywali, a po meczu prezydent klubu stwierdził, że swoją postawą „zabrał im 20 tysięcy euro z kieszeni”. Wcześniej był pewnym punktem swojej drużyny. Która jednak prezentowała się solidnie tylko w pierwszej fazie rundy jesiennej. Pod koniec października zdarzyło jej się przegrać 0:7 z FC Bukareszt, a Soljić wyleciał wtedy z boiska za drugą żółtą kartkę.

Zawodnik ma za sobą też jeden nieciekawy epizod. W 2009 roku za jego transfer do szwajcarskiego Gossau odpowiadał między innymi Marijo Cvrtak, który został później skazany za ustawianie spotkań.

Generalnie jednak, pod względem stricte piłkarskim, trudno przyczepić się do tego transferu. Stal traci obecnie trzy punkty do miejsca premiowanego awansem i na pewno marzy o ekstraklasie. Takie transfery mają jej tylko pomóc w realizacji celu.

Bartłomiej Babiarz (Zagłębie Sosnowiec)

Tak się składa, że kilka dni temu mogliście przeczytać z nim wywiad, przeprowadzony przez Przemysława Michalaka.

Trafiłeś do pierwszoligowego Zagłębia Sosnowiec. Skąd taki wybór?

Podobnie jak pół roku wcześniej, z Ekstraklasy nie dostałem żadnej konkretnej oferty. Z I ligi przyszło sporo zapytań. Wiedziałem, jak do czerwca będzie wyglądała moja sytuacja rodzinna, więc powrót na Śląsk był czymś pożądanym. Oferta Zagłębia, z którym już kiedyś rozmawiałem, pozwoliła poukładać wszystkie puzzle. Mogę znów mieszkać w domu w Chorzowie, w Sosnowcu ambicje mają duże, drużyna po słabym początku sezonu wróciła na właściwe tory. Do tego mam stabilizację, podpisaliśmy dłuższy kontrakt.

Nie ma opcji wcześniejszego rozstania w razie braku awansu w tym sezonie?

Cel jest taki, żeby awansować. Umowę mam na dwa i pół roku, wierzę, że w tym czasie zagram z Zagłębiem w Ekstraklasie. Tracimy siedem punktów do drugiego miejsca, wiemy o tym, ale I liga ma swoją specyfikę, można odrobić nawet większe straty, co niedawno pokazał Górnik Zabrze. Wszystko zależy od nas. Jeżeli nie wyjdzie, pretensje będziemy mogli mieć tylko do siebie.

Babiarz odbił się od Grecji, na co wpłynęło wiele czynników, o których opowiada we wspomnianym wywiadzie. Trudno jednak przejść obojętnie obok transferu gościa, który jeszcze niedawno sięgał po brązowy medal z Ruchem Chorzów i był kapitanem Termaliki. Babiarz to przede wszystkim spore ekstraklasowe doświadczenie (130 rozegranych spotkań), patrząc po najciekawszych transferach na ten szczebel – tak bardzo pożądane w pierwszej lidze.

Najnowsze

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
7
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów
Ekstraklasa

Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Kamil Warzocha
0
Rocha: W Brazylii jest ciężko. Byłem na testach, a trenerzy na mnie nie patrzyli

Komentarze

1 komentarz

Loading...