14 spotkań ligowych w pierwszym składzie Sportingu Lizbona na 16 możliwych. 14 spotkań ligowych w pierwszym składzie Lazio Rzym na 17 możliwych. 5 spotkań w pierwszym składzie Sportingu w Lidze Mistrzów, w szóstym spotkaniu pauza za kartki. Pełne mecze w barwach Lazio w półfinałach Pucharu Włoch, 50 minut gry w finale przeciw Juventusowi. A to wszystko nie w czasach przedpotopowych, ale w jednym sezonie, 2014/15, w którym nowy nabytek Legii Warszawa, Mauricio, stanowił istotny element drużyn ze ścisłego topu lig portugalskiej i włoskiej. Portugalskiej i włoskiej, ledwie trzy lata temu. Polskie kluby z takiej półki piłkarzy biorą rzadko, albo nawet bardzo, bardzo rzadko.
Transfer, a właściwie wypożyczenie, do którego ma dojść po testach medycznych, jest do tego stopnia nieoczekiwane, że wielu kibiców długo nie mogło uwierzyć choćby w plotki o zainteresowaniu Legii Warszawa obrońcą Lazio. Trudno się zresztą dziwić – kasa z Ligi Mistrzów i rekordowe budżety to jedno, ale pamiętajmy, że warszawski klub gra w lidze, w której połowa tabeli wzmacnia się 33-letnimi defensorami z fantastyczną przeszłością w klubach ze środka ligi słowackiej. Tutaj tymczasem dostajemy 29-letniego Brazylijczyka, czyli gościa w doskonałym wieku, który w ostatnich latach w miarę regularnie grał w tak silnych klubach jak wspomniany Sporting Lizbona (wicemistrzostwo i trzecie miejsce w lidze, Puchar Portugalii, 52 występy w niecałe dwa sezony), Lazio Rzym (trzecie i ósme miejsce w lidze, finał Coppa Italia, 56 występów w niecałe dwa sezony) czy Spartak Moskwa. No dobra, w Spartaku grał sporadycznie i to jest na pewno część wyjaśnienia, dlaczego zawodnik, który do niedawna grał na Higuaina, Mertensa czy Icardiego, teraz będzie musiał powstrzymywać Bartosza Śpiączkę i Kamila Bilińskiego.
Jak to bowiem zwykle bywa z transferami do Polski – Mauricio ma pewien defekt. Defekt nazywa się – 163 minuty rozegrane na przestrzeni całego 2017 roku. Cztery minuty w Serie A, 159 minut w Rosji, wychodzi dokładnie 13 minut i 30 sekund na każdy miesiąc gry. Po fantastycznym dla niego sezonie 2014/15 i całkiem udanej grze dla Lazio w kolejnych rozgrywkach, padł ofiarą rewolucji w rzymskim klubie. Wymieniono trenera, wymieniono istotną część składu, ogółem – przeprowadzono dość ostre rozliczenie po zajęciu dopiero ósmego miejsca w lidze włoskiej. Za stery maszyny do tej pory pilotowanej przez Stefano Pioliego wsiadł Simone Inzaghi, który przemeblował drużynę po swojemu – żegnając między innymi posiadających status legend, ale i grubo ponad 35 wiosen w metryce Miroslava Klose czy Stefano Mauriego. W ich miejsce wpadli m.in. w ich miejsce sprowadzono Jordan Lukaku (21 lat), Luis Alberto (23) czy Wallace (21), a wiatr zmian wydmuchał z Rzymu również Mauricio.
Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, dlaczego w miarę porządny stoper z Serie A nie złapał więcej minut w słabszej lidze rosyjskiej. Jesienią 2016 roku wyglądało to jeszcze w miarę porządnie – 8 razy wychodził w pierwszym składzie, pięć spośród tych meczów Spartak wygrywał z czystym kontem. Dopiero po pauzie za kartki został przerzucony na prawą obronę, a następnie na ławkę rezerwowych, z której już nie wstał. Oczywiście, przybyło mu medali w szafie, bo Spartak zdobył mistrzostwo, a w ostatniej kolejce, gdy porażka już nie mogła niczego zmienić, trener dał mu nawet zagrać 90 minut. Ogółem jednak pobyt w Moskwie to potężny regres w stosunku do wcześniejszego poziomu.
Czy stracił miejsce przez tę feralną pauzę za kartki? Cóż… Niewykluczone. Nie chodzi o to, że raz zdarzyła mu się pauza, Mauricio od przyjazdu do Europy miał z utrzymaniem dyscypliny spory problem.
W Lazio w 56 występach złapał 24 żółte kartki, czyli praktycznie w co drugim występie. Średnią utrzymał w Spartaku – cztery żółtka w 11 meczach, a i w Portugalii nie wyglądało to o wiele lepiej. Co gorsza – często odcinało go w dość krytycznych momentach. Weźmy na przykład dwumecz z Bayerem Leverkusen o awans do Ligi Mistrzów. Trwa rewanżowy mecz, Bayer prowadzi 2:0, czyli Lazio, które wygrało pierwszy mecz, jest o jednego gola od awansu. W 60. minucie Mauricio łapie żółtką kartkę, osiem minut później dostaje drugie żółtko i grający trójką stoperów rzymski klub właściwie żegna się z awansem. Rosenborg, Liga Europy. Mauricio w pierwszym składzie, po sześciu minutach brutalny faul i czerwona kartka, Lazio 84 minuty gra w osłabieniu. Schalke, Liga Mistrzów. Sporting szybko zdobywa pierwszą bramkę, ale w 19. i 33. minucie Maurcio otrzymuje dwie żółte kartki. Mecz kończy się wynikiem 4:3 dla Niemców. Inter Mediolan, Lazio prowadzi 1:0, w 24. minucie Mauricio robi tak:
Schodzi z czerwoną kartką, Hernanes wyrównuje z wolnego, Inter wygrywa 2:1.
Jak widać, Mauricio to trochę recydywista, jeśli chodzi o osłabianie drużyny w najważniejszych meczach, czy to w lidze, czy w europejskich pucharach. Okej, to może świadczyć o tym, że po prostu bywał przemotywowany (czerwo w 6. minucie, druga żółta w 33. minucie), ale to też jest wada. Naturalnie po grze przeciw Interowi czy Juventusowi nie wydaje się, by “przemotywowanie” groziło mu w starciu z Wisłą Płock, jednak to właśnie w tym miejscu (plus oczywiście roku bez gry w piłkę) szukalibyśmy przyczyn, czemu piłkarz takiej klasy wpada do Polski.
Co jeszcze warto o nim wiedzieć? Głowa nie nadążyła również poza boiskiem, gdy w 2014 roku dał się złapać o świcie za kierownicą swojej beemki po głębszym (albo kilku głębszych, CM TV podaje 0,5 g/l, Lusogolo 0,8 g/l). Rozeszło się po kościach, największe problemy zresztą miał w klubie, który nawet w wolne dni zakazuje piłkarzom nocnych aktywności – a Mauricio prowadził łyknięty o piątej nad ranem.
Co jeszcze na niego znaleźliśmy? Żeby było po równo: najpierw kiks…
…później popis.
***
– No dobra, czyli mamy się cieszyć, czy nie? – mogliby zapytać nieco zdezorientowani fani Legii Warszawa. Naszym zdaniem? Wyłącznie cieszyć. Tak, Mauricio przez rok nie grał w piłkę, tak, bywa elektryczny, zarówno pod względem powstrzymywania się od fauli, jak i utrzymywania koncentracji w kluczowych meczach. Jasne, miewał nie najlepsze wybory oraz słabsze dni. Ale to wciąż piłkarz, który przez trzy lata grał w naprawdę silnych ligach, w silnych klubach, z silnymi rywalami. Już takie postawienie sprawy dość mocno zawęża mu konkurencję w Ekstraklasie – bo właściwie spośród piłkarzy, którzy grali na takim poziomie zostają głównie Krasić, Eduardo czy… No, głównie Krasić i Eduardo. Mauricio odróżnia jednak od nich fakt, że nie pamięta mundialu 1966 i nie kumplował się z Mojżeszem, a jego kolana nie przypominają ziemi niczyjej między Sudanem a Egiptem.
To już dużo. Szczególnie w kontekście niezbyt powalającej formy Michała Pazdana.
Fot. NewsPix