Robert Lewandowski zmienił agenta, a tym samym media zaczęły snuć teorie, że Polak wreszcie trafi do Realu Madryt. Ile w tym prawdy? Trudno powiedzieć, ale faktem jest, że Benzema robi dużo, by Florentino Perez kupił latem napastnika wysokiej klasy.
Dzisiaj Francu znowu dał popis, który spokojnie można nazwać kabaretem, jeśli chodzi o skuteczność. Co prawda zrehabilitował się asystami i gole strzelonym z rzutu karnego, ale powiedźmy sobie wprost – taki klub jak Real Madryt potrzebuje „dziewiątki” z prawdziwego zdarzenia, która daje bramki z gry.
Francuz w tym sezonie przechodzi samego siebie, a może nawet i Miłosza Przybeckiego. Dzisiaj spudłował z metra do pustej bramki. Co prawa w tej sytuacji bramka nie zostałaby uznana, ponieważ Ronaldo był na spalonym, ale sam fakt, by nie trafić w takiej sytuacji? Oczywiście na tym incydencie nie zakończył swoich „popisów”, bo dorzucił jeszcze zmarnowanie stuprocentowej sytuacji. Królewscy wyszli z fenomenalną kontrą – czterech piłkarzy Realu i jeden obrońca Alaves – ale kończył ją francuski snajper zawodnik. Benzema przyjął piłkę, ale zaraz później poślizgnął się i nici z gola. Na dodatek były zawodnik Lyonu nie miał dzisiaj szczęścia, bo gdy już bramkę zdobył, sędzia gwizdnął spalonego, którego chyba nie było.
No dobra, ale trzeba powiedzieć uczciwie, że tylko skuteczność jest wspólnym mianownikiem pomiędzy Benzemą i Przybeckim. 30-latek zaliczył dzisiaj asystę wyższych lotów przy trafieniu Cristiano Ronaldo, bo nie zawsze zdarza się dograć piętą do kolegi w polu karnym. Poza tym była jeszcze jedna asysta, a także niezły drybling i precyzyjna wrzutka do Garetha Bale’a, który uderzył przewrotką. Dużo nie brakowało, a mielibyśmy bramkę miesiąca, bo Walijczyk strzelił minimalnie obok słupka.
Po drugiej stronie rzeki było Alaves, które przeżywa ostatnio przyjemny czas. W Copa del Rey odpadli dopiero w ćwierćfinale, po rzutach karnych, w starciu z Valencią. W lidze zaliczyli serię trzech zwycięstw z rzędu, a ograli m.in. Villarreal i Celtę Vigo. Dzisiaj jednak nic nadzwyczajnego nie pokazali. Co prawda było groźne uderzenie Alfonso Pedrazy, które Navas bronił na raty, a także kiepski strzał Guidettiego z dystansu w środek bramki… Trochę to jednak mało, jeśli chce się pokonać Real Madryt. Tym bardziej że goście popełniali dzisiaj proste błędy. O ile fatalny błąd Fernando Pacheco, który podał do Bale’a, nie skończył się straconą bramką, tak strata Alexisa Ruano pozwoliła Królewskim podwyższyć prowadzenie. Sytuacja wyglądała tak, że 32-latek źle przyjął, a wykorzystał to Benzema, który przejął piłkę. Następnie Francuz zagrał do Bale’a, a ten wpakował piłkę do bramki.
Mistrz Hiszpanii był dzisiaj zdecydowanie lepszy od Alaves, a po swojej stronie miał również Cristiano Ronaldo, który zaliczył kolejny dublet. Właściwie trafienia „CR7” były do siebie bliźniaczo podobne. Mocny strzał po ziemi – z pierwszej piłki – z okolic jedenastego metra. Jednak nie dublet jest wyjątkowy, a fakt, że Ronaldo – po dziewięciu latach – oddał koledze rzut karny. Jak łatwo się domyślić prezent otrzymał Karim Benzema. I wiecie co? Trafił!
Drużyna „Zizou” wraca na właściwe tory w lidze, bo odniosła czwarte zwycięstwo z rzędu. W grze „Królewskich” widać ewidentny progres. Może więc faktycznie wygranie trzej Ligi Mistrzów z rzędu jest całkiem realne?
Real Madryt – Deportivo Alaves 4:0 (1:0)
1:0 Ronaldo 44′
2:0 Bale 46′
3:0 Ronaldo 61′
4:0 Benzema 89′
Fot. NewsPix.pl