Reklama

„Ta ostatnia niedziela…”, czyli olimpijski finisz Justy

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

21 lutego 2018, 15:11 • 3 min czytania 13 komentarzy

Ktoś powie: „Siódme miejsce? A co to za pozycja?”. Patrząc jednak szerzej na ostatnie lata, trzeba powiedzieć to sobie szczerze – to naprawdę dobry wynik. Justyna Kowalczyk i Sylwia Jaśkowiec w finale sprintu drużynowego dały z siebie maksa, a nawet ciut więcej niż teoretycznie mogły. A to dobry prognostyk przed niedzielnym, królewskim biegiem na 30 kilometrów, który będzie ostatnią olimpijską gonitwą Justyny w karierze.  

„Ta ostatnia niedziela…”, czyli olimpijski finisz Justy

Sprint drużynowy, jak przyznają same zawodniczki, to konkurencja-masakra. Sześć ponad kilometrowych odcinków trzeba bowiem przebiec z mocą, jaką tylko dała fabryka. I dzisiaj polska drużyna naprawdę solidnie dokładała do biało-czerwonego pieca.

A to wcale nie było takie pewne, bo w zasadzie całkiem realny był scenariusz, w którym dziewczyny nie wchodzą do finału. Po brązowym medalu mistrzostw świata w Falun w 2015 r. pozostało bowiem już tylko mgliste wspomnienie. Ostatnie trzy lata nie dawały nam prawa oczekiwać po drużynowym sprincie zbyt wiele, ale proszę – dzisiaj w Pjongczangu było całkiem ciekawie.

Zaczęło się od tego, że dziewczyny weszły do finału z piątym miejscem w swoim półfinale. Po wszystkim przebąkiwano, że w decydującym biegu ekstra będzie miejsce w ósemce, a skończyło się nawet na oczku wyżej (złoto dla Amerykanek, srebro dla Szwedek, brąz dla Norweżek). Niby nie ma się czym podniecać, ale czy podczas tych igrzysk punktowanych miejsc mieliśmy aż tyle? No właśnie.

Teraz przed 35-letnią Kowalczyk najprawdopodobniej ostatni olimpijski bieg w życiu – 30 km klasykiem. To dystans, z którym przed wylotem do Korei wiązała największe nadzieje. Ten sam, na którym w Vancouver wyszarpała olimpijskie złoto po kapitalnym finiszu z Marit Bjoergen. To wtedy komentatorzy TVP aż zapluli swoje mikrofony na śmierć krzycząc słynne „Bjoergen, czy Kowalczyk?! Bjoergen, czy Kowalczyk?! Minimalnie, minimalnie! Wyrwała to złoto Norweżce, wyrwała!”.

Reklama

Historia jest piękna, fajnie odpalić sobie te momenty na YouTube i raz jeszcze poczuć ciary na plecach, ale dziś trudno dokopać się do przesłanek dających szanse na podium. Patrząc na ostatnie sezony po Soczi, medal byłby mimo wszystko niespodzianką, nawet jeśli mówimy o kimś tak doświadczonym i utytułowanym jak Kowalczyk. Podskórnie wierzymy jednak, że nasza mistrzyni będzie potrafiła nawiązać walkę z najlepszymi. Na takie zaufanie zasłużyła sobie po prostu przez całą karierę.

Igrzyska w Pjongczangu są dla niej trudne. 10. miejsce w sztafecie, 22. w sprincie techniką klasyczną i 17. w biegu łączonym, to nie są rejony dla jej ambicji. Kowalczyk, chociaż na pewno była świadoma swoich ograniczeń i tego, że najtłustsze lata ma za sobą, bez wątpienia liczyła jednak na więcej. Bo to po prostu zawzięta babka. I w niedzielę na pożegnanie – chociaż rywalki będą piekielnie mocne – też na pewno wrzuci do swojego pieca tyle, ile aktualnie będzie mogła. Dawaj, Justa!

Fot. Newspix.pl 

Najnowsze

Polecane

Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Paweł Paczul
2
Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Komentarze

13 komentarzy

Loading...