Wierzyliśmy w walkę o wyższe miejsce niż trzeci stopień podium i… tę walkę dostaliśmy. Było blisko srebra, ale ostatecznie nie udało się go zdobyć. Nie pozostaje nam jednak nic innego niż radość. Bo to przecież pierwszy drużynowy krążek Polaków w skokach na IO!
Możemy zastanawiać się, co by było, gdyby Maćkowi nie zabrakło błysku, gdyby Stefan poleciał w pierwszej serii tak, jak to zrobił w drugiej, gdyby Kamil pokonał Wellingera w bezpośredniej rywalizacji i nie spóźnił skoku (choć do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić). Możemy, jasne, w końcu w tym jesteśmy najlepsi. Śpiewał o tym nawet Kazik: „Gdyby to najczęstsze słowo polskie. Gdyby mama miała fiuta, to by była ojcem”.
Nie ma jednak co filozofować, bo chłopaki skoczyli najlepiej jak umieli i przywiozą nam pierwszy, historyczny medal z konkursu drużynowego. Nie udało się przed czterema laty, nie udało się z Adamem Małyszem w składzie. Nie udało się nigdy. Aż do dziś.
Adam Małysz: Kamil po skoku był jakiś taki niepocieszony, ze zepsuł. Mocno spóźnił, fakt, ale mówię mu „chlopie, jest medal!!”.
— Kamil Wolnicki (@KamilWolnicki) February 19, 2018
O złocie nie było co marzyć. Norwegowie skakali dziś w innej lidze. Porównalibyśmy ich do Barcelony z tego sezonu – po pierwszej serii myśleliśmy, że jest szansa powalczyć, ale w drugiej pokazali nam, czemu byli faworytami. Latali genialnie, wygrali zupełnie zasłużenie. Przyznajemy to, bo nie mamy innego wyjścia. Przewaga niemal 23 punktów nad drugą ekipą? Nokaut.
Srebro? Wydawało się być w zasięgu… i było. Nie wyszło, trudno.
Niektórzy cieszyli się już po skoku Wellingera, ale czas pokazał, że nie warto było tego robić. 134,5 metra to odległość wprawdzie niewielka, jak na gościa, który w pierwszej serii bez problemów doskoczył na 140, ale wystarczająca, by zgarnąć nam srebro sprzed nosa. I to mimo tego, że Stoch doskoczył po chwili na identyczną odległość, ale z gorszymi notami i mniejszą liczbą dodanych punktów za wiatr. Fanom teorii spiskowych zostawiamy pole do popisu. Mimo wszystko, rekomendujemy zapytanie Huli czy jest z tego powodu niezadowolony – szeroki uśmiech na jego twarzy powinien wam wystarczyć za odpowiedź. Szczególnie, że nikt z Polaków nie zawiódł, wszyscy skakali równo i powtarzalnie, a jedyny skok poniżej 130 metra to pierwsza próba Kota (129,5). Jeśli takie rezultaty są złe, to naprawdę nie wiemy, czego od naszej drużyny oczekiwać. A wszystkim tym, którzy będą mówić o rozczarowaniu, dedykujemy filmik Weroniki Nowakowskiej.
Zresztą, spójrzmy na to wszystko w kontekście całych igrzysk. Tu nie daje rady Justyna Kowalczyk, tam łyżwiarz wywraca się na starcie, gdzie indziej umierają kolejne nasze nadzieje medalowe. Tylko skoczkowie się trzymają, tylko oni stają na wysokości zadania. Tego od nich oczekiwaliśmy i dokładnie to dostaliśmy.
Skoczkowie dali nam trzecie najlepsze zimowe igrzyska w historii polskiego sportu. Został niedosyt po ostatniej serii, ale cieszmy się chwilą, cieszmy się na zapas. W Pekinie możemy wrócić do smutnych igrzysk sprzed sukcesów Małysza, Kowalczyk, czy Stocha. #PyeongChang2018
— Bartosz Wlaźlak (@bartoszewsky) February 19, 2018