Przyznajemy – trochę zaniedbaliśmy NBA. Raporty z najlepszej ligi świata ukazują się u nas dość rzadko, a przecież to być może ostatnich kilkanaście miesięcy, gdy jedną z istotnych postaci na parkietach w USA jest polski center, Marcin Gortat. Postanowiliśmy wspólnie z LV BET i ich fachowcami od koszykówki pokusić się o cotygodniowy raport, który będzie stanowił zarówno krótkie podsumowanie minionego tygodnia, jak i zapowiedź nadchodzących wydarzeń. Żeby nie zgrywać większych ekspertów niż Andrej Urlep, stawiamy na sprawdzony format ligowych zapowiedzi: wybierzemy więc subiektywne wydarzenie minionego tygodnia, koszykarza, którego warto w nadchodzących dniach wziąć pod lupę, patriotyczny meldunek dotyczący najświeższych poczynań naszego rodaka, drużynę, która wydaje nam się szczególnie warta uwagi oraz mecz, na który ostrzymy sobie zęby. Bez przedłużania, jedziemy.
WYDARZENIE TYGODNIA: ALL-STAR WEEKEND
Nie ma wielkich wątpliwości, największym wydarzeniem ubiegłego tygodnia był rozgrywany w nowej formule mecz gwiazd. NBA wprowadziło szereg innowacji, by zapobiec sytuacji sprzed roku, gdy całej imprezie bliżej było do osiedlowej gierki po spożyciu, niż faktycznego meczu największych koszykarzy świata. We wczorajszej zapowiedzi wydarzenia przywołaliśmy wszystkie, przebiegnijmy się szybko po najważniejszych:
– 100 tysięcy dolarów dla zwycięzców, 25 tysięcy dla przegranych. Tak, dla multimilionerów to drobniaki, ale jak wskazywali ludzie ze środowiska koszykarskiego – to nadal 75 koła różnicy, czyli kwota całkiem spora niezależnie od okoliczności. W dodatku agenci z NBA zwracali uwagę na coś, co nam nawet nie przyszło do głowy. Według nich gwiazdom miało zależeć nie tylko na zdobyciu premii dla siebie, ale też… pozbawieniu pieniędzy rywala
– zmiana tradycyjnego podziału na wschód i zachód – zastąpiły je zespoły LeBrona Jamesa i Stephena Curry’ego. To niejako wymusiło większą mobilizację, bo w grę wchodziło ego koszykarzy. Świadomość, że nie zostałem wybrany przez mojego rywala – więc pokażę mu na parkiecie, jak bardzo się pomylił. Do tego solidne przemieszanie zawodników, przez co na przykład LBJ trafił do drużyny z Kevinem Durantem, podczas gdy Curry mógł się sprawdzić w jednej ekipie m.in. z Giannisem Antetokounmpo. Mało? Jak miał do gry niepoważnie podejść Kyrie Irving, jeśli do pierwszej piątki dobrał go jego były ziomek a obecnie jeden z największych rywali czyli LeBron?
– solidne zamieszanie z nominacjami. Tuż po ich ogłoszeniu tweeta pełnego sfrustrowanego rozczarowania zamieścił Andre Drummond, Russell Westbrook zaś otwarcie skrytykował nominację dla Lillarda, podczas gdy bez niej pozostał początkowo Paul George. W takiej atmosferce, każdy chciał się pokazać od jak najlepszej strony. Szczególnie, że ostatecznie na parkiecie w wyniku kontuzji „pierwszych wyborów” znaleźli się i Drummond, i Westbrook, i Lillard, i George.
Jak wyszły te zmiany? Cóż… Nieźle. W ubiegłym sezonie padł wynik 192:182, w tym udało się zjechać poniżej 300 punktów, LeBronowie wygrali z Currymi 148:145. Ważniejsze od liczby zdobytych punktów jest jednak zachowanie poszczególnych koszykarzy w grze defensywnej, która – w przeciwieństwie do ubiegłego sezonu – wyglądała w miarę normalnie. Naturalnie nikt nie nurkował po piłki z narażaniem kolan i kostek, jednakże w meczu odnotowano 8 bloków, 20 przechwytów i aż 26 przewinień. Zgodnie z tradycją, która zatarła się w kilku ostatnich sezonach, w ostatniej kwarcie wszyscy grali niemalże na serio, co zresztą widać na urywkach z końcowych minut i popisu duetu Irving-James. Ha, kto by pomyślał, że jeszcze uda się obu panów zestawić po jednej stronie kosza, w dodatku w takim stylu?
Dyspozycja kapitanów okazała się zresztą kluczowa – podczas gdy LeBron zyskał trzeci w karierze tytuł MVP meczu gwiazd, wyrównując osiągnięcie m.in. Michaela Jordana, o tyle Curry zdobył zaledwie 11 punktów, w asystach ustępując Hardenowi i Lowry’emu.
Poniżej obszerne skróty, polecamy od 8. minuty, gdy widać, że w ostatniej kwarcie naprawdę nie brakowało ognia.
KOSZYKARZ POD LUPĄ: DAMIAN LILLARD
Najlepszy koszykarz zespołu Curry’ego w meczu gwiazd? Podczas jego przebywania na parkiecie Team Steph miał 18 punktów na plusie, zawodnik Portland Trail Blazers rzucił 21 punktów, razem z DeRozanem najwięcej z drużyny, mimo że grał zaledwie 20 minut. Co więcej, Lillard wygrał również wizerunkowo – z klasą odpowiedział na zaczepki Russella Westbrooka, twierdzącego, że to Paul George bardziej zasługiwał na nominację do meczu gwiazd. – Bardzo szanuję Russa, więc jestem zaskoczony tym co powiedział. Grał przeciwko Blazers i przeciwko mnie, więc powinien wiedzieć co osiągnąłem. Nie tylko w tym roku, ale w przeciągu całej mojej kariery. To trochę przykre co mówi, ale osobiście wiem, że zasłużyłem na to miejsce – cytował wypowiedź Lillarda portal probasket.pl.
Mecz gwiazd to jednak tylko potwierdzenie tego, o czym wiedzieliśmy od dawna – Lillard to po prostu kawał mocnego i inteligentnego zawodnika. W tym sezonie ma średnią 26,1 punktu na mecz przy 6,6 asysty. To daje mu odpowiednio 6. i 9. miejsce w lidze, wśród niekwestionowanych gwiazd. Tuż przed All-Star Game Lillard zaliczył zresztą jeden z najbardziej udanych występów w sezonie, prowadząc Trail Blazers do zwycięstwa nad samymi Golden State Warriors. 44 punkty, 8 asyst, 2 przechwyty. Wystarczyło, by Curry i spółka zeszli z parkietu pokonani, a przypomnijmy – to drużyna, która w poprzednich dwóch sezonach przegrała zaledwie 24 ze 164 spotkań w części zasadniczej. Jasne, w tym sezonie idzie im dużo gorzej, spadli nawet na drugie miejsce w konferencji, za Houston Rockets, ale to nadal dream-team, w którym grają aż czterej uczestnicy wczorajszego ASG.
Co przed ekipą z Rip City? Mecz z Utah Jazz, który wobec trudnego meczu Minnesoty Timberwolves z Rocketsami może pozwolić Portland na odrobienie strat do czwartego miejsca, w które powinni celować Lillard z ekipą.
RAPTORS PRZED CELTICS NA KONIEC RUNDY ZASADNICZEJ? KURS 1,71 W LV BET!
PATRIOTYCZNY MELDUNEK: KRYZYS OPANOWANY, CZAS NA SZLAGIER
Niestety, w przypadku Marcina Gortata nie ma zbyt wiele do napisania tuż po weekendzie gwiazd. W znacznie bardziej udanych dla Polaka sezonach nie udawało się wepchnąć go do nominowanych, więc w tak nierównym sezonie Wizards i on, i jego kumple raczej trzymali się z dala od pierwszej piątki All-Star Game. John Wall wypadł w ogóle z udziału w meczu z uwagi na kontuzję, Bradley Beal zagrał 16 minut i rzucił 14 punktów. Odpadł również w pierwszej rundzie konkursu trójek.
Dla nich zresztą radosna i wesoła zabawa nie jest do końca na miejscu – sytuacja w tabeli nadal bowiem odbiega od przedsezonowych założeń. Czarodzieje opanowali wprawdzie największy kryzys i ogolili zarówno Bullsów, jak i Knicksów, ale i goniący zespół z Waszyngtonu Pacersi wygrali ostatnie dwa mecze. Gortat i spółka mają zaś przed sobą ultra-trudne wyzwanie – Cleveland Cavaliers po przebudowie i z LeBronem w morderczej formie potwierdzonej w meczu gwiazd, wszystko zaś w hali Quicken Loans Arena, gdzie Cavs wygrali 20 z 27 spotkań.
Trzymamy kciuki za Marcina w szlagierze i jego starciu z LeBronem. Zakładamy, że się przyda, biorąc pod uwagę zmiany w królestwie LeBrona. Zacytujmy naszych kolegów z NBA Labs, z portalu Łączy Nas Pasja.
Altman, GM Cavaliers, zdecydował się na zrobienie kilku ruchów, które potencjalnie mają odwrócić smutny los tegorocznych Kawalerzystów. Pozbył się beznadziejnego w obronie i nie potrafiącego znaleźć wspólnego języka z Królem Thomasa, dołożył Channinga Frye’a i spakował im walizki do Los Angeles Lakers. W zamian dostał solidnych dwóch graczy – Jordana Clarksona i Larry’ego Nance’a Jr. Wymiana ta to win-win dla obu klubów. Lakers czyszczą sobie cap space, aby pozyskać dwie gwiazdy tego lub następnego lata, a Cavaliers otrzymują dobrze punktującego sixth mana w osobie Clarksona i solidnego zawodnika drugiego unitu, który będzie pomocą w obronie w osobie Nance’a Jr. Zatrzymam się na moment jeszcze przy tym pierwszym. Jordan Clarkson niezwykle imponuje mi dojrzałością. Jest młody, a grając już w Jeziorowcach zaakceptował rolę szóstego gracza bez zbędnych komentarzy w mediach, chowając swoje ego. W Cavaliers będzie mieć szansę stać się elitarnym snajperem z ławki, a tego właśnie ten zespół potrzebuje.
DRUŻYNA TYGODNIA: HOUSTON ROCKETS
Nowy lider ligi zepchnął z tronu Golden State Warriors po ograniu Sacramento Kings i jednoczesnej wspomnianej już wyżej porażce Wojowników z Portland Trail Blazers. James Harden i spółka robią od początku sezonu rzeczy wielkie – najpierw z bilansem 25-4 wyrównali najlepszy start ligi w historii klubu, potem w maratonie przed weekendem gwiazd wygrali 10 kolejnych spotkań. Harden stał się w międzyczasie najlepszym strzelcem ligi, pod względem asyst zaś dzielnie walczy o prymat z Russellem Westbrookiem. Rockets tym razem mają jednak coś więcej, niż tylko brodatą maszynę do wygrywania spotkań.
W świetnej formie jest między innymi Clint Capela, który przeciw Denver Nuggets zaliczył obłędne 25 zbiórek, ogółem zaś wykręcając w lutym średnio 12,5 zbiórki na mecz (8 spotkań!). Doskonale wygląda również współpraca Hardena z Crisem Paulem, który wygląda (wreszcie!) na szczęśliwego człowieka zadowolonego i ze swojej roli na parkiecie, i z jakości gwarantowanej przez kolegów. Zresztą – przeskoczenie Warriors, halo. Obecnych mistrzów i, wydawałoby się, niepodważalnego dream-teamu. To musi być coś naprawdę dużego.
MECZ TYGODNIA: HOUSTON ROCKETS – MINNESOTA TIMBERWOLVES
I właśnie z uwagi na jakość Rockets, meczem tygodnia wybieramy ich starcie z Minnesotą. Zwłaszcza, że czwarta siła zachodu też gra bardzo fajny sezon i marzy o pozostaniu w górnej czwórce na nadchodzące coraz większymi krokami play-offy.
***
LV BET ZAKŁADY BUKMACHERSKIE POSIADA ZEZWOLENIE URZĄDZANIA ZAKŁADÓW WZAJEMNYCH WYDANE PRZEZ MINISTRA FINANSÓW. UDZIAŁ W NIELEGALNYCH GRACH HAZARDOWYCH MOŻE STANOWIĆ NARUSZENIE PRZEPISÓW. HAZARD ZWIĄZANY JEST Z RYZYKIEM.
Fot. FotoPyK