Milan zdominował Sampdorię w każdym aspekcie gry. Oddał więcej strzałów, miał lepsze posiadanie piłki. Prezentował się znacznie bardziej okazale i odniósł zasłużone zwycięstw. Jeżeli ktoś spojrzy tylko na słuchy wynik, być może uzna, że Rossoneri się męczyli. Nic bardziej mylnego.
Trudno jednak przejść obojętnie obok sytuacji z końcówki pierwszej połowy. Bezbarwna Sampdoria nie wykreowała sobie do tej pory nawet pół sytuacji, jednak należał jej się rzut karny. Sędzia początkowo nie zauważył zagrania ręką, więc skonsultował się z VAR-em. Po chwili konsternacja, bo utrzymał swoją decyzję i nakazał rozpocząć grę od wrzutu z autu. Calabria poszerzył obrys swojego ciała, nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości. Było to nienaturalne ułożenie ręki. Jasne, delikatnie popychał go Zapata, jednak nie jest to żadne usprawiedliwienie. Gdyby sędzia dopatrzył się faulu, piłkarze po chwili nie zaczynaliby z boku boiska.
Sampdoria nie ma jednak prawa zrzucać całej winy na decyzję sędziego. Byłaby to hipokryzja. Poza tą sytuacją nie istniała bowiem na boisku. Milan ją zdominował, choć nie potwierdził tego wieloma golami. Strzelił tylko jednego. Calabria dorzucił piłkę z prawej strony, do wbiegającego w pole karne Bonaventury, a ten mocny uderzeniem nie dał szans bramkarzowi i wyprowadził mediolańczyków na prowadzenie. W ogóle ta prawa strona Milanu była niesamowicie aktywna. Szalał na niej Calabria, ale przede wszystkim Suso, który momentami robił wiatrak z Murru. To właśnie w tej strefie działo się najwięcej. Kilka minut przed golem również poszła wrzutka z tej strony, która zakończyła się wskazaniem na „wapno”. Murru powiększył obrys swojego ciała i sędzia nie miał wątpliwości. Do piłki podszedł Rodriguez, ale uderzył za słabo – jego intencje wyczuł Viviano.
Milan momentami oglądało się naprawdę dobrze. Ludzie Gattuso nie tylko dużo biegali i walczyli, ale mieli też rozmach. Gdyby to była walka bokserska, Sampdoria poległaby w każdej rundzie.
Chwilę po niepodyktowanym rzucie karnym dla gości gospodarze podwyższyli na 2:0 po szybkim rozegraniu rzutu wolnego. Sędzia znów skorzystał z pomocy VAR-u, ale tym razem podjął słuszną decyzję i anulował bramkę Bonucciego.
Pierwsza połowa to był naprawdę kawał dobrego meczu i co ważne – po zmianie stron Milan nie zamierzał zwalniać. Nie zaciągnął hamulca ręcznego. Kilka minut po gwizdku Calhanoglu wkręcił w ziemię dwóch rywali i oddał mocny strzał, który zatrzymał się na poprzeczce. Po chwili dograł wprost na nogę Suso, a ten – używając terminologii siatkarskiej – miał czystą siatkę, lecz z bliska uderzył obok dalszego słupka. Mniej więcej kwadrans przed końcem Andre Silva mógł zaliczyć najbardziej absurdalną asystę w karierze. Calhanoglu zagrał mu piłkę na ścianę, Portugalczyk chciał mu odegrać, ale się poślizgnął, jednak leżąc na murawie… zgrał jeszcze piłkę głową. Turek oddał z tego bardzo groźny strzał, więc tym bardziej Silvie należą się brawa za trzeźwość umysłu.
Milan cisnął, cisnął, tuż przed końcem okazję miał jeszcze Calabria, ale w doliczonym czasie gry mógł – a nawet powinien – stracić bramkę. Quagliarella zagrał wprost do Caprariego, który próbował zdobyć bramkę na wślizgu. Trafił jednak w piłkę kolanem, a ta przeleciała tuż obok słupka. To byłby dopiero psikus, gdyby tak słaba w tym spotkaniu Sampdoria zabrała punkty Milanowi.
Jak spisali się Polacy? Bereszyński zaliczył przyzwoity występ. Nie pozwalał na wiele rywalom, zablokował swoją flankę o wiele szczelniej niż jego kolega z drugiej strony – Murru. Raz nawet popisał się ciekawą wrzutką, ale Zapata uderzył za lekko. To coś nowego, bo jakiś czas temu tłumaczył, że rzadko ma okazje podłączyć się do ataku, bo Sampdoria gra bez skrzydłowych i pojawiałyby się zbyt duże dziury. Widać to było szczególnie w dzisiejszym meczu, ale jedną ofensywną akcję i tak może zaliczyć sobie na konto.
Linetty zaliczył mocno dyskretny występ. Niestety nie można pochwalić go za zbyt wiele akcji. Zdarzyło mu się sporo strat. Nie wyglądał dobrze na tle pomocników Milanu, czy nawet kolegów ze swojej drużyny. Z pozytywów – zaliczył kilka odbiorów, a pod koniec pierwszej połowy dwa razy z rzędu oddał uderzenie z dystansu, jednak dwukrotnie zbyt lekko. Kownacki pojawił się na boisku w 72. minucie, ale nie możemy napisać o nim nic więcej, oprócz tego, że powalczył. Po prostu powalczył.
Milan tym samy zrównał się punktami z Sampdorią. Obie drużyny mają teraz po 41 punktów. Walka o europejskie puchary będzie zacięta, zresztą tak samo, jak rywalizacja o mistrzostwo Włoch. Serie A dostarcza nam w tym sezonie dużo emocji.
Milan – Sampdoria 1:0
13′ 1:0 Bonaventura.
Fot. NewsPix.pl