Pavels Steinbors jesienią często bronił naprawdę świetnie i zamazał fatalne wrażenie z ubiegłego sezonu, gdy przeważnie był rezerwowym, a jak już grał, to słabo. Teraz jednak koszmary bramkarza Arki Gdynia powróciły i to ze zdwojoną siłą. Łotysz w meczu z Wisłą Kraków zawalił trzy gole, ale dzięki VAR formalnie na jego konto pójdą tylko dwa.
Pierwszy po weryfikacji nie został uznany, gdyż Carlitos dobijający strzał Jesusa Imaza znajdował się na spalonym. Steinbors nie zdołał chwycić piłki po dość lekkim uderzeniu i uratowała go technologia. Z ulgą odetchnął też wtedy Damian Zbozień, który zanotował stratę na kontrę. Co do decyzji sędziów, współkomentujący spotkanie Grzegorz Mielcarski nawet po powtórkach miał wątpliwości…
Trochę był wychylony Carlitos #WISARK pic.twitter.com/pwzSf9NivR
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 17 lutego 2018
Arka generalnie sprawiała lepsze wrażenie w pierwszej połowie. Szybko objęła prowadzenie, a potem niezłe okazje mieli jeszcze Michał Marcjanik (wyrzut z autu Zbozienia i przedłużenie głową Adama Marciniaka) oraz Antoni Łukasiewicz (dośrodkowanie Andrija Bohdanowa z rzutu wolnego). W obu przypadkach bronił Michał Buchalik.
Wisła po nieuznanym golu dość długo nie mogła się pozbierać, ale z pomocą przyszedł Steinbors. Uderzenie Imaza z dystansu może i było dość mocne, tyle że piłka leciała długo, bez rykoszetu. Na ekstraklasowym poziomie nie wypada przepuszczać czegoś takiego. Do przerwy gospodarze mogli nawet prowadzić – Carlitos z rzutu wolnego trafił w słupek.
Druga połowa, mimo że zobaczyliśmy trzy bramki, stała na trochę słabszym poziomie. Carlitos dwa razy wykonywał rzut wolny i w obu przypadkach piłkę do siatki wpychał Zoran Arsenić. W pierwszym przypadku, z wydatną pomocą Steinborsa. Arka wyrównała dzięki parze stoperów – Frederik Helstrup wrzucił w pole karne, a Marcjanik spokojnie przyjął i wykończył podanie, unikając spalonego. Oprócz tego sytuacji z obu stron prawie nie było. Dopiero w doliczonym czasie po dośrodkowaniu Siergieja Kriwca groźnie główkował Marciniak i wysilić musiał się Buchalik. Wcześniej dwa razy celnie głową strzelał debiutujący Enrique Esqueda, ale Buchalik nie miał prawa mieć kłopotów.
Mimo pięciu goli, nie było to jakieś wielkie widowisko. Indywidualnie wielu zawodników grało przeciętnie lub słabo. W Arce, paradoksalnie, najmniej zastrzeżeń można mieć do defensywy. Gorzej wyglądało to w drugiej linii (Grzegorz Piesio zszedł już w 41. minucie i nie chodziło o kontuzję). W sporej mierze ten sam problem miała Wisła, gdzie w środku pola poza Polem Llonchem nikt nie zasługiwał na brawa.
“Biała Gwiazda” pod wodzą Joana Carrillo na razie nie imponuje, ale cztery punkty w dwóch meczach już wywalczyła. Arka była dobrze przygotowana taktycznie do tego meczu, miała przemyślany plan, lecz trudno było przewidzieć, że pewny od dłuższego czasu bramkarz tym razem będzie bez kleju w rękawicach…
[event_results 415705]
Fot. Wojciech Figurski/400mm.pl