Reklama

Po kwalifikacjach: błysk zachowaliśmy na sobotę

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

16 lutego 2018, 16:51 • 2 min czytania 3 komentarze

Powiedzmy sobie szczerze: kiedy o wejście do konkursu głównego walczy 57 zawodników, Polacy, żeby nie awansować, musieliby chyba postarać się o powtórkę wyczynu Wolfganga Loitzla z Zakopanego i zjazd po rozbiegu w stylu bliższym saneczkarzom.

Po kwalifikacjach: błysk zachowaliśmy na sobotę

Tu nic takiego się nie wydarzyło, uniknęliśmy zresztą jakichkolwiek większych niespodzianek. I dobrze, bo o to chodzi, by olimpijski konkurs był obsadzony najlepiej jak się da. Podobnie jak podium po nim. Czyli kompletem Polaków. Choć w Norwegii czy Niemczech powiedzieliby wam inaczej.

Inna sprawa, że po kwalifikacjach to właśnie Norwegowie mają więcej powodów do zadowolenia – wygrał je Robert Johansson, którego wąs mógłby śmiało zostać uznany za dodatkową powierzchnię nośną, a na drugim miejscu wylądował Daniel Johann Andre Forfang. Chociaż to nie oni, a Ryoyu Kobayashi (czyli ten gorszy z braci) odpalił prawdziwą petardę. 143,5 metra, nowy rekord skoczni. No i wyzwanie dla Kamila Stocha i spółki.

Reklama

A właśnie. Gdzie w tym towarzystwie Kamil?

Nieco niżej, bo na siódmej pozycji. Polak w kwalifikacjach nie zachwycił, ale też niczego nie zepsuł. Ot, odbębnił skok, a energię i moc w nogach zostawił sobie na jutro. Tak przynajmniej sobie to tłumaczymy, bo wiemy, na co stać Stocha. Uznajmy, że to była kolejna „cegiełka do muru pewności siebie”, o której mówił Kamil po treningach. Mamy nadzieję, że w konkursie ten  mur będzie już na tyle duży, że nikt go nie przeskoczy. Nawet wiatr, który i dziś nieco przeszkadzał.

Fajnie, że z letargu ocknął się w końcu Maciek Kot. Nie liczymy na medal w jego wykonaniu (choć pamiętamy wygraną próbę przedolimpijską, więc w sumie… czemu nie?), ale to ważna informacja przed nadchodzącym konkursem drużynowym, bo do tej pory wydawało się, że to będzie model „odwróconego Małysza”. Zamiast jednego dobrego i trzech słabszych, trzech dobrych i jeden słabszy. A te 138 metrów pokazało, że Maciek wciąż jest… no właśnie, kotem.

Do Dawida i Stefana, którzy solidarnie skoczyli po 127 metrów, mamy tylko krótką prośbę: dołóżcie w konkursie jeszcze z 10. Pokażcie Borkowi Sedlakowi, co o nim myślicie. W imieniu wszystkich Polaków.

Reklama

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

3 komentarze

Loading...