Reklama

Wyjechało Ferrari, teraz Legia pozbywa się również Porsche

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2018, 17:17 • 4 min czytania 55 komentarzy

Naszą uroczą ligę rokrocznie odwiedza cała armia postaci nietuzinkowych, które równie dobrze jak na boiskach Ekstraklasy, mogłyby się odnaleźć w galerii ludzi pozytywnie zakręconych z Teleexpressu. Kogo tu jeszcze nie było? Rumuńscy studenci, brazylijscy plażowicze, synowie prezesów, peruwiańscy poławiacze pereł. W całej tej gromadce naprawdę trudno się wyróżnić, dlatego tym większe słowa uznania należą się skautom Legii, którzy wyszperali swego czasu taki diament. Daniel Chima Chukwu. Predator. Dziś przygoda bezlitosnego egzekutora z polską ligą dobiega końca, zawodnik przechodzi do norweskiego Molde, ale nawet jeśli nie zdołał ostatecznie zdobyć w Ekstraklasie ani jednej bramki – pamięć o nim przetrwa dekady.

Wyjechało Ferrari, teraz Legia pozbywa się również Porsche

Daniel Chima Chukwu to już nie tylko piłkarz, to marka. Brand. Zawodnik nowoczesny – budujący swoją renomę nie tylko na boisku, ale też w mediach społecznościowych, ze szczególnym uwzględnieniem Snapchata i Instagrama, na których piłkarz namiętnie czesał swoje bujne włosy. Jednak przecież nie z uwagi na fryzurę go zapamiętamy. Chukwu zaimponował nam przede wszystkim swoimi kompetencjami miękkimi. Jako jedyny piłkarz w historii prawdziwie docenił moc Legii Warszawa. Na jeden z pierwszych treningów nie dotarł, gdyż pomylił stadiony. Z pozoru głupstwo, błahostka, rzecz niewarta uwagi, ale gdyby zastanowić się nieco głębiej – Chukwu zamanifestował tym samym już na wejściu – ten klub nie zasługuje na 30-tysięcznik, ale stadion przynajmniej dwa razy większy. Mało? Na wszelki wypadek pokazał też od razu ducha walki, próbując przedostać się przez zasieki sformowane przez nikczemną ochronę Stadionu Narodowego.

Jasne, nie wszyscy docenili ten performens, ale w sercach wielu legionistów DCC#27 stał się synonimem nieustępliwości. Chukwu postanowił pójść za ciosem i podkręcić wizerunek wytrzymałego bojownika. Na obozie sportowym przez dwa tygodnie śmigał w zbyt małym obuwiu, przez co przypałętał mu się jakiś osobliwy uraz stopy. Zawistnicy szczekali – jak można być tak mało profesjonalnym, niektórzy określali tego typu posunięcie jako głupie, ale prawdziwi fani Daniela doskonale wiedzieli, że piłkarz zrobił to z miłości do Legii i futbolu. Bolało, to prawda, było niewygodnie, jasne. Ale czego się nie robi dla klubu? Dla chwały swojego pracodawcy? Dla dobra Drużyny?

To wystarczyło, by Chukwu status legendy uzyskał tak naprawdę jeszcze przed wybiegnięciem na boisko w oficjalnym meczu. Ale mylić się będzie ten, kto powie, że na boisku nie potwierdził klasy.

Okej, nie strzelił żadnej bramki w Ekstraklasie. Ale ściągnięty do Warszawy w styczniu 2017 roku zawodnik:

Reklama

– zagrał w rundzie wiosennej w Lidze Europy, 8 minut przeciw Ajaksowi Amsterdam. Przypomnijmy – od tamtej pory legioniści już nie zagrali w rundzie wiosennej w Lidze Europy.
– zdobył mistrzostwo Polski w sezonie 2016/17. Przypomnijmy – od tamtej pory legioniści nie zdobyli jeszcze żadnego mistrzostwa Polski.
– zdobył dwie bramki w meczu rezerw Legii Warszawa ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. Przypomnijmy – żaden inny mistrz Polski nie pokonał aż dwukrotnie bramkarza Świtu.

A to wszystko tylko ubiegły sezon. Marsz po triumfy Chukwu kontynuował w rozgrywkach 2017/18, gdy najpierw oddał celny strzał na bramkę Jakuba Szmatuły (jak podaje Andrzej Gomołysek ze sport.pl – jedyny w jego wszystkich występach w Ekstraklasie) a następnie zagrał pełne 90 minut w pierwszym z ćwierćfinałowych meczów Pucharu Polski przeciw Bytovii Bytów. Kibice z Bytowa podczas trwającej ponad kwadrans awarii oświetlenia szeptali między sobą, że przy blasku Chimy i tak można byłoby grać.

Po roku w Warszawie Daniel pryska jednak do Norwegii, prawdopodobnie po by poszukać nowych wyzwań. W Polsce osiągnął właściwie wszystko, przechodząc do historii nie tylko jako jeden z najmniej trafiony transferów Legii w XXI wieku, ale również jako jeden z największych oryginałów ostatnich lat.

Dobra, bez jaj. Niesamowite, jakim prawdziwkiem okazał się gość z CV przecież całkiem obiecującym. Nie będzie wcale przesadą stwierdzenie, że nawet III-ligowe rezerwy to była dla niego odrobinę za wysoka półka. Oczywiście, znając Ekstraklasę, zaraz okaże się, że w Norwegii ładuje po dwa gole na mecz, w przerwach między występami studiuje geografię i urbanistykę a po godzinach prowadzi własny salon obuwniczy. Na ten moment jednak, wiedząc, jakie były wobec Chukwu oczekiwania i jaka okazała się smutna rzeczywistośc: szczerze i z podziwem gratulujemy władzom Legii, że udało im się go pogonić. Aha, na koniec mem roku 2017.

Mamy wrażenie, że wart więcej, niż gra Chukwu przez ostatnie 12 miesięcy.

Reklama

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

55 komentarzy

Loading...