Reklama

Tak się tworzy historię! Skoczkowie wygrywają w Zakopanem

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

27 stycznia 2018, 20:42 • 2 min czytania 11 komentarzy

Ciążyło na polskim sporcie jakieś fatum zawodów i turniejów rozgrywanych u siebie. Ostatni występ piłkarzy ręcznych na ME w Krakowie jest do zapomnienia, o Euro 2012 i nożnych nie ma nawet co wspominać, a po koszykarzach w 2009 to od samego początku nie spodziewaliśmy się niczego wielkiego i faktycznie zawiedli na Eurobaskecie. Wyjątek stanowili siatkarze (MŚ, 2014), bo i skoczkowie nie potrafili wygrać u siebie zimą drużynowych zawodów. Do dziś. W Zakopanem nasi pozamiatali kończąc tym samym norweską serię sześciu zespołowych triumfów z rzędu! 

Tak się tworzy historię! Skoczkowie wygrywają w Zakopanem

Nie miał okazji świętować takiej wygranej Adam Małysz, ale śmiało możemy stwierdzić, że dzisiejszy sukces to w dużej mierze jego zasługa. Gdyby nie Małyszomania i jej efekty, to prawdopodobnie nie mielibyśmy takiej drużyny, jak ta, która stanęła na najwyższym stopniu podium. U siebie, przed własnymi kibicami. Nareszcie!

Do ostatniego skoku planowaliśmy napisać, że nie było tu jednego lidera, że wszyscy skakali bardzo dobrze i równo (bo przecież jest to prawdą), dając nam wiele powodów do radości. A potem rakietę odpalił Kamil Stoch. Dziwimy się, że Stefan Horngacher nie łapał się za głowę, wzorem Apoloniusza Tajnera, po najlepszych skokach Małysza. Nam nie udało się zachować takiego spokoju. I dobrze, bo nowy rekord skoczni – 141,5 m – zasługuje na odpowiednią reakcję (nad drugimi Niemcami mieliśmy 24,7 pkt. przewagi).

Nie mamy w tym roku wielu nadziei medalowych na igrzyskach – Justyna Kowalczyk nie biega już tak jak kiedyś, łyżwiarze szybcy też nie są w takiej formie, jak przed czterema laty, biathlonistki są blisko czołówki, ale musiałyby się poprawić. Ale co z tego, skoro nasi skoczkowie pokazują, że są w stanie przywieźć nam z Korei krążek w drużynie… i kilka indywidualnych. Bo przecież dziś, gdyby skakać na swój własny rachunek, na trzecim miejscu byłby Stefan Hula! A odpuszczać nie mają zamiaru Dawid Kubacki, Maciej Kot i Piotr Żyła. Ten ostatni pokaże to zapewne jutro.

Wszystkich tych, którzy dziś nie włączyli telewizorów, zachęcamy do tego, by zrobili to jutro. Bo to piękne chwile. Oglądajcie, dmuchajcie pod narty i cieszcie się wynikami. Nie mamy wątpliwości, że jutro też będą powody do radości. Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy oni skaczą!

Reklama

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

11 komentarzy

Loading...