Josef von Fraunhofer mając jedenaście lat został sierotą. Rok później był już niewolnikiem w fabryce szkła, gdzie każdego dnia groziła mu śmierć.
Jego rodzice zmarli w 1798, a on, jedynak, został przygarnięty przez Filipa Antona Weichselbergera. Weichselbergerowi nieszczególnie zależało na odznace “ojciec roku” – Josefa zaganiał do najgorszych robót w swoim zakładzie, więc chłopak generalnie zajmował się wdychaniem metali ciężkich, bliskim kontaktem z trującym substancjami, a tylko przy okazji katorżniczą pracą. Stary fabrykant zrobił również z dzieciaka osobistego posługacza, który na drugą zmianę zasuwał w domu. Wisienką na torcie zakaz chodzenia do szkoły i czytania książek.
Josef, jak wiele dzieci w czasach raczkującej industrializacji, całe życie miał poświęcić upokorzeniom i odczłowieczającemu – wybaczcie – zapierdolowi.
Mało było jednak tego, że nie wiedział co to czas wolny, że nie miał jakichkolwiek perspektyw na choćby byle jakie życie. W 1801 zawalił się warsztat. Czternastolatek został pogrzebany żywcem.
I jak to czasem bywa, co w pierwszej, drugiej i dziewiętnastej chwili wydawało się koszmarem, finalnie okazało się wybawieniem.
Należy założyć, że młody, leżąc godzinami w sercu rumowiska, był pogodzony ze śmiercią. Pogodniejsza wizja niż dalsza robota u Weichselbergera. Ale akcją ratunkową dowodził sam książę elektor Bawarii, Maksymilian. Gdy wydobyto po kilku godzinach ledwo żywego Josefa, zaczął zadawać pytania. Co to za dzieciak? Kim jest? Czym się zajmuje?
Można podejrzewać, że książę potrafił wykazać się empatią wobec Josefa, bo sam wychowywał się bez rodziców – jego ojciec zmarł, gdy książę miał dziewięć lat, a matka została wypędzona za puszczenie się z aktorem. Być może wielu władców miałoby nie tylko gdzieś los jednego dziecka, ale w ogóle nie pojawiło się na miejscu katastrofy, ale całymi swoimi rządami Maks udowodnił, że nie jest taki jak wszyscy. Widać to choćby po tym, że reforma edukacji i poprawa bytu najmłodszych były dla niego sprawami priorytetowymi.
Fraunhofer uwolnił się od Weichselbergera, trafił do szkoły, a potem do instytutu optycznego Josepha Utzschneidera i Georga von Reichenbacha. Szybko okazało się, że jest – po prostu – geniuszem. Młody chłopak, a skakał od jednego odkrycia do drugiego. Badał zjawisko dyfrakcji, eksperymentował z pryzmatem, wynalazł heliometr i spektometr, określił optyczne właściwości szkła, a odkrywając linie absorpcyjne w widmie słońca, położył fundament pod dzisiejszą astrofizykę.
Fraunhofer dokonał tego w zapyziałej prowincji. Historyk Heinrich Schokke w 1817 pisał, że Bawaria przed rządami Maksymiliana była najmniej rozwiniętym “landem” niemieckim, a ekonomia opierała się w największym stopniu na pracy chłopstwa. Bawaria była cieniem średniowiecznej chwały, kiedy miała wysoki status ekonomiczny i naukowy. Być może tamta świetność ją zgubiła, zniechęcała możnych do zmian, a świat tymczasem szedł do przodu. W międzyczasie kasta rzemieślnicza została przetrzebiona podczas wojny trzydziestoletniej, wielu najzdolniejszych uciekło do Włoch i Tyrolu. A przecież dodatkowo całe Niemcy w rozwoju technologicznym były za Francją, Belgią, a przede wszystkim Wielką Brytanią.
Wielka Brytania przykładowo w branży optycznej była niekwestionowanym potentatem. A jednak Fraunhofer, wyposażony w unikalny talent, a także czas i spokój, by go rozwijać, przeskoczył Brytyjczyków. To u niego powstawały najnowocześniejsze teleskopy, mikroskopy, to z jego odkryć korzystali naukowcy, lekarze, chemicy, astronomowie, kartografowie. Fraunhofer stał się na tyle sławny, że odwiedzali go nie tylko koledzy po fachu, ale też politycy. Po wiedeńskiej konferencji z 1816 miał do niego przyjechać sam car Aleksander I, ale ostatecznie “tylko” zamówił do obserwatorium w Dorpat.
Fraunhofer nie był nawiedzonym talentem, który został dotknięty niewytłumaczalną genialnością. Jego geniusz da się wytłumaczyć. Jego sposób pracy był na tamte czasy unikalny. Wszystkie eksperymenty, cała praca naukowa, była ściśle sprzęgnięta z tym, żeby rozwinąć produkty optyczne. Wynalazki, epokowe odkrycia – mile widziane, ale muszą nieść praktyczne zastosowanie. Nie mówimy więc o chodzącym na bosaka Arystotelesie, który całymi dniami próbował opisać rzeczywistość z ideowych pobudek, tylko o facecie, który chce dokonać przełomu, bo dzięki temu zrobi lepszy biznes.
Wszystkie eksperymenty naukowe pieczołowicie dokumentował, co też nie było w tamtych czasach takie oczywiste. Brał pod uwagę najdrobniejsze szczegóły, Wiedział, że ta dociekliwość, rozbijanie problemów na dziesiątki kolejnych, jest jedyną drogą, by dokręcić śrubki lepiej – inni bowiem nawet nie będą sobie zdawać sprawy z ich istnienia. To jak z gotowaniem prostego dania; ktoś powie, że wystarczy wrzucić kostkę rosołową, trochę przyprawić, rzucić trzy warzywa. A najlepszy kucharz będzie wiedział, że szczypta soli w jedną lub drugą już będzie decydować o tym, czy będziemy mieli do czynienia z daniem perfekcyjnym, czy tylko dobrym.
Dzięki temu wszystkiemu możliwa była również standardyzacja. To nie Fraunhofer musiał koniecznie robić teleskop dla obserwatorium w Edynburgu, bo choć mówimy o najnowocześniejszej wówczas technologii optycznej na świecie, metodę opisano tak szczegółowo, że dał radę ją odtworzyć ktoś o wiele mniej uzdolniony. Wierzcie lub nie, ale takie podejście wówczas było innowacją.
Oczywiście z tym wiązało się nowe ryzyko. Czy może dziwić więc, że właśnie wtedy, przy reformie kodeksu prawnego wprowadzonego przez Maksymiliana, artykuł 397 jest jakby szyty na miarę by pilnować sekretów Fraunhofera:
Źródło: “Scientific Authorship: Credit and Intellectual Property in Science” Mario Biagioli, Peter Galison
Maks był dobrym władcą i za jego rządów Bawaria weszła w nowoczesność, zrywając z wieloma średniowiecznymi zaszłościami. To za jego czasów zrezygnowano z tortur, ustalając humanitarny kodeks karny. Wprowadził obowiązkową edukację dzieci, ograniczył wpływy kościoła, zreformował administrację, by wzmocnić centralną władzę. Zniósł cło, czym wzmocnił handel, a zarazem uszczelnił system podatkowy, czym wzbogacił budżet. Jego system służby cywilnej Dienstpragmatik był tak dobrze skonstruowany, że stał się modelem wykorzystywanym później w innych księstwach Niemiec.
Za największą zasługę wielu historyków uważa jednak przywrócenie świetności kaście rzemieślników. Maks wyczuł jakie idą czasy i wiedział, że od takich fachowców jeszcze długo po jego śmierci będzie zależeć przyszłość księstwa.
Najwybitniejszym ich przedstawicielem był oczywiście Fraunhofer. Wyobraźcie sobie jaki to był splendor dla władcy – twoja technologia jest najlepsza na świecie, uciera nosa Brytyjczykom. Sam car chce wpaść w odwiedziny, choć jeszcze niedawno nie chciał tu zajrzeć pies z kulawą nogą. Maksymilian na własne oczy widział, jak spektakularnych rzeczy można osiągnąć idąc śmiało w tym kierunku. Widzieli to też jego następcy.
Fraunhofer zmarł w wieku 39 lat, chemikalia wdychane hurtowo za młodu w fabryce Weichselbergera w końcu wypisały rachunek. Ale lata mijały, a stawał się tylko ważniejszy. Na stulecie jego narodzin, w czasach industrializacji dla Niemiec tak skutecznej, że wkrótce prowadzącej do wiary w zdolność wygrywania wszystkich wojen, miała miejsce wielka gala w Berlinie.
Dziś, można powiedzieć, że jego sława pobiła wszystkie rekordy. Styl pracy, wszystkiego zasady Fraunhofera, są słynniejsze niż on sam. W świadomości każdego istnieje przekonanie o niemieckiej solidności, niemieckiej precyzji, rzetelności ich rozwiązań technicznych.
To wszystko ma źródło w etosie pracy Fraunhofera:
Pojawił się w idealnym momencie, tuż przed wielką industrializacją. Pokazał, że można technologicznie podbić świat także myślą. Jego praca odcisnęła na całych Niemczech silne piętno, w zasadzie stała się jedną z cech tożsamościowych. Oczywiście najdokładniej ideały rodaka wdrażano w Bawarii i już za czasów rewolucji kolejowych zakłady w Monachium odgrywały kluczową rolę. Za tym krok po kroku szły tą drogą kolejne branże, a każdy kolejny sukces ułatwiał następny.
Wątpliwe, by bez Fraunhofera, tego jak odmienił wspólnie z Maksymilianem swój region, Bawaria byłaby dziś domem BMW, Siemens, Rohde & Schwarz, Audi, Munich Re, Allianz, Infineon, MAN, Wacker Chemie, Puma, Adidas.
Wątpliwe, że byłaby byłby domem gospodarki tak bogatej, że tylko dziewiętnaście krajów na świecie ma mocniejszą.
Wątpliwe, że byłaby domem piłkarskiego hegemona, którego trwała siła jest efektem trwałej ekonomicznej siły regionu.
Dekady mijały, ale oni, choć zastali Bawarię wiejską, ukonstytuowali pewien sposób myślenia. Ustawili priorytety. Zostawili DNA.
Kibicu Bayernu, nie narzekaj więc, że Bayern dzisiaj jest coraz słabszy i zaczyna odstawać od europejskich potęg, bo gdyby dwa wieki temu chałupa Weichselbergera zawaliła się inaczej, kibicowałbyś ekipie na poziomie Energie Cottbus.
Leszek Milewski