Dobiega końca rok 2012. W podsumowaniu ostatnich dwunastu miesięcy katarski rząd przyznaje, że na budowach w państwie ogarniętym gorączką stadionową zginęło łącznie 520 ludzi, przede wszystkim z Bangladeszu, Indii oraz Nepalu. Brytyjski Guardian, który najmocniej zaangażował się w wyjaśnienie tych, wcześniejszych oraz następujących w kolejnych latach zgonów, podkreśla: wielu z nich można było uniknąć, gdyby zwożonych tysiącami robotników z biedniejszych państw choć w minimalnym stopniu ubezpieczali ich katarscy pracodawcy.
Połowa roku 2015. Wall Street Journal raportuje, że łącznie w Katarze zginęło już przy budowach 1200 osób.
Połowa roku 2017. Katar przekonuje organizacje walczące o prawa człowieka, że w wypadkach podczas budowy obiektów w ich państwie zginęło zaledwie 35 robotników, głównie z powodu upadków z dużych wysokości. Organizacje praw człowieka ripostują – do bilansu nie są wliczone ofiary ataków serca, udarów czy odwodnienia. Budowlańcy, którzy wprawdzie nie zginęli w godzinach pracy, ale bez wątpienia z przyczyn ściśle związanych ze skandalicznymi warunkami panującymi w ich miejscu zatrudnienia.
Rozpoczyna się rok 2018. Karl-Heinz Rummenigge, prezes Bayernu zachwala na oficjalnej konferencji prasowej postępy, jakie wykonują katarscy partnerzy Bayernu, również w kwestii dbania o prawa pracownicze. – W Doha w styczniu panuje idealny klimat, nie ma też różnicy czasowej. Przygotowujemy się tutaj od 2011 roku, to najlepszy ośrodek przygotowań na świecie. Prawa pracowników? Były minister, Sigmar Gabriel, zapewniał mnie, że dzięki futbolowi sytuacja zagranicznych pracowników w Katarze uległa znacznej poprawie.
*
Rummenigge w „pomidorowych” okularach na oprawie fanów Bayernu Monachium z ostatniego meczu Bawarczyków przeciw Werderowi Brema.
*
Ta sprawa to potężny wyrzut sumienia środowiska futbolowego i jednocześnie mocne potwierdzenie, która z grup w piłce nożnej pełni dziś rolę resztek owego sumienia.
Dlaczego wypowiedź Rummenigge tak zbulwersowała fanatyków Bayernu Monachium? Dlaczego była aż tak obrzydliwa, dlaczego te wymuszone uśmiechy na konferencji z szejkami były aż tak szokujące? Właściwie można byłoby poprzestać na przywołaniu statystyk dotyczących liczby zgonów na budowach w Katarze. Już sam fakt tak wysokiej umieralności ludzi pracujących przy budowie najbardziej absurdalnej bazy stadionowej w historii sportu powinien wystarczyć. Ale tu chodzi o coś więcej niż tylko przepisy BHP.
Independent krzyczał z nagłówków bez przebierania w słowach – to nie stadiony, to mauzolea. Cmentarze. Minęło kilka tysięcy lat, a ludzie nadal traktowani są na pustyni gorzej niż mrówki. Pracujące do utraty tchu, za minimalne stawki, bez perspektyw. Bo wypadki na budowie to jedno, drugie zaś, to właśnie sposób, w jaki rekrutuje się oraz traktuje podczas zatrudnienia budowniczych cudownych obiektów marzeń, stawianych na samym środku niczego. Współczesne niewolnictwo? Niestety, to nie retoryczna poza, do czego niechętnie zaczynają się przyznawać nawet Katarczycy, rezygnujący z systemu zatrudnienia określanego jako „kafala”.
Czym jest kafala? Sporo mówi już fakt, że oryginalnie to słowo dotyczy islamskiego systemu adopcyjnego. W warunkach pracowniczych to zaś rodzaj „patronatu”, jakim pracodawca obejmuje pracownika. W teorii – firma zatrudniająca robotnika jest za niego odpowiedzialna, załatwia wszelkie sprawy urzędowe, wizy i tym podobne formalności. W praktyce jednak kafala była niemalże cyrografem. Wyjazd z Kataru? Jedynie za zgodą pracodawcy. Rezygnacja z pracy? Za zgodą pracodawcy. Wynajęcie mieszkania? Za zgodą pracodawcy. Zatrudnienie w innej firmie? Za zgodą pracodawcy. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że robotnikom raczej nie przysługiwał płatny świąteczny urlop, który mogli spędzić z rodziną w swoim państwie. Amnesty International alarmowało, że dochodziło nie tylko do nadmiernego przeciążania robotników za pomocą systematycznego odmawiania zgody na wyjazd, ale wręcz do więzienia ich nawet po zakończeniu kontraktu – bo nawiązanie współpracy z nowym patronem było możliwe wyłącznie – tak, tak – za zgodą starego pracodawcy.
Pod tym względem Rummenigge ma rację – sytuacja robotników się poprawia. W 2017 roku władze Kataru ogłosiły zmiany w prawach pracownika oraz wyeliminowanie systemu kafali, wiążącego przybyszów z Bangladeszu czy Nepalu z ich lokalnymi pracodawcami. Sęk w tym, że zdaniem Amnesty International czy Human Rights Watch cytowanych choćby przez Guardiana – to zmiany dość iluzoryczne. Nadal bowiem cała relacja pracownika z pracodawcą przypomina w najlepszym wypadku feudalizm, w najgorszym – egipskie niewolnictwo.
– Systemowe rozwiązania, które miałyby stanowić ochronę dla robotników przed temperaturami są niewystarczające, a w dodatku i tak nikt ich nie egzekwuje. W praktyce każdego upalnego dnia ryzykuje się życiem robotników – mówi dla Guardiana zupełnie wprost Nicholas McGeehan z Human Rights Watch. Reguła działania jest taka sama. Rekrutację prowadzi się w najuboższych regionach najbiedniejszych państw Azji. To tam znajdują się ludzie gotowi na skrajne poświęcenia, byle wrócić po kilkunastu miesiącach pracy z pensją pozwalającą na godne życie nawet w nepalskich slumsach. Patologie da się wytropić na każdym szczeblu. Nieuczciwi rekruterzy wymagają opłat manipulacyjnych. Nie informują o faktycznych obowiązkach, nie wspominają o kafali, wyolbrzymiają stawki. Pracownicy o zakresie i warunkach pracy dowiadują się na miejscu, gdy i tak już nie mogą się cofnąć. Następnie są wypychani do roboty na 12 godzin, 6 dni w tygodniu, często w pełne słońce i niemal 40-stopniowy upał.
Mało? W miastach znajdują się tzw. family zones. Przyjemne określenie, ale znów praktyka rozjeżdża się z teorią. Do „stref rodzinnych” mają wstęp wyłącznie lokalni mieszkańcy oraz turyści. Zagraniczni pracownicy są z nich wyprowadzani przez ochronę, by nie psuć sielankowego widoku luksusowych, klimatyzowanych wnętrz.
Dlaczego nic o tym nie słychać? Dopytujemy my, ale przed nami dopytywał też wspomniany Independent. I momentalnie odpowiadał – zagraniczni dziennikarze podlegają tej samej segregacji, co robotnicy. Z tym że oni nie mają wstępu do lokacji spoza „family zones”. Brzmi nieprawdopodobnie? Nasz artykuł z 2015 roku.
Jesienią dziennikarze „Guardiana” ujawnili dokumenty obrazujące jak ryzykowna jest praca przy budowie obiektów – opierając się na oficjalnych notach urzędników biedniejszych państw azjatyckich dotarli do danych, według których już na początku 2014 roku projekt „mistrzostw na pustyni” pochłonął przeszło 1300 ofiar, głównie robotników umierających z wycieńczenia lub w wyniku nieszczęśliwych wypadków na placach budowy.
(…) Jeszcze w marcu zatrzymano niemieckich dziennikarzy filmujących miejsce zakwaterowania robotników z Nepalu i Bangladeszu. Dziś zaś BBC poinformowało, że reporterzy tej stacji spędzili dwie noce w areszcie, za próbę odłączenia się od „oficjalnej” wycieczki i zerknięcia za kulisy całej operacji. Wizyta dziennikarzy miała być elementem „ocieplania wizerunku” Kataru – na specjalne zaproszenie tamtejszych władz przyjechali dziennikarze z wielu redakcji. Cytowany przez agencje prasowe szef biura prasowego katarskiego rządu, Saif al-Thani, zarzucił reporterowi BBC złamanie prawa przez próbę przedostania się na teren prywatny. Wyjaśnił, że ekipa BBC, nie czekając na zorganizowaną przez władze wizytę, próbowała w nocy na własną rękę przedostać się do obozu, w którym zakwaterowani byli robotnicy.
Niestety, pytania o tak zdecydowaną reakcją Kataru jedynie nasilają wątpliwości wobec charakteru wizyty dziennikarzy i różnic między „oficjalną trasą wycieczki” a brudną rzeczywistością.
Dwie noce w areszcie. Za próbę przedostania się do kwater robotników. Mało? Independent podaje historie z marca 2016 roku, gdy jeden z robotników, który rozmawiał z delegacją ONZ został zwolniony z pracy za zbyt szczere odpowiedzi. Uznano, że skoro już nie jest pracownikiem, a nadal przebywa w Katarze, to jego pobyt jest nielegalny. Skończył w areszcie. Podobnie jak poeta z 2013 roku, skazany na 15 lat więzienia za krytyczne wypowiedzi wobec władz tego państwa (to już z raportu HRW).
*
Jeden z pracowników budowlanych, Jaleshwar Prasad, zmarł w wieku 48 lat. Najwyższy Komitet stwierdził, że powodem śmierci było nagłe zatrzymanie akcji serca. Szpital dodał, że obowiązki służbowe nie miały wpływu na zdrowie denata.
Temperatura w Katarze w dniu poprzedzającym śmierć Prasada, 26 kwietnia 2016 roku, sięgała 39 stopni Celsjusza.
Fragment reportażu Guardiana.
*
Wszyscy są zgodni – sytuacja w Katarze uległa poprawie w stosunku do tego, co działo się na budowach w 2012 czy 2013 roku. Jednocześnie jednak większość organizacji stale monitorujących sytuację w Katarze podkreśla – 39,5-stopniowa gorączka jest wprawdzie mniejsza niż 40-stopniowa, ale to nadal stan alarmowy. Stan, z którym trzeba walczyć, stan, który nie może dłużej trwać. To nadal jest rodzaj współczesnego niewolnictwa, a poluzowanie smyczy to wciąż za mało, by z radością oczekiwać na nadchodzący wielkimi krokami turniej.
Widzą to fani Bayernu Monachium, uderzający w swojego prezydenta transparentem. Nie widzi tego prezydent Bayernu Monachium i reszta środowiska futbolowego, ochoczo rzucająca się na reklamy Qatar Airways i każdy inny kapitał z tego kraju. Niezależnie od tego, w jak głębokiej politycznej dupie jest Katar – bo tak należy określić sytuację państwa otwarcie krytykowanego na Twitterze przez Donalda Trumpa.
Raz jeszcze pojawia się pytanie – kto wpadł na pomysł, by przyznać im mundial? Za ile?
Francuski portal śledczy Mediapart, który jest odpowiedzialny m.in. za ujawnienie biznesowych powiązań Nicolasa Sarkozy’ego z Muammarem Kaddafim, twierdzi, że łapówki sięgały 22 milionów dolarów, które miał odebrać m.in. Ricardo Teixeira, jeden z wysoko postawionych działaczy FIFA. Schemat wyglądał tak, że kasę z Kataru otrzymywał ich człowiek w strukturach piłkarskich, Mohamed bin Hammam. Ten przekazywał kasę do Brazylii, z której rozprowadzano kwoty po osobach odpowiedzialnych za wybór gospodarza. Na razie sprawą zajmują się m.in. FBI i brazylijskie służby, ale biorąc pod uwagę długą historię oskarżeń korupcyjnych wobec obu panów – można się spodziewać, że tym razem działacze FIFA się nie wywiną. Pytanie, czy bin Hammam zdradzi, skąd miał pieniądze. Od kogo? Po co?
Jeśli na moment założymy, że portal Mediapart się nie myli i faktycznie za mundial zapłacono około 25 milionów dolarów, natomiast za prawdziwe przyjmiemy szacunki BBC z 2015 roku, według których na budowach zginęło przynajmniej 1250 robotników – życie każdego z nich wyceniono na mniej niż 20 tysięcy dolarów.
*
Transparenty Against Modern Football podmienione na Against Modern Slavery? To trochę za mało, by nazwać nastolatków w szalikach Bayernu sumieniem futbolu. Ale gdy środowisko futbolowe po raz setny zamyka oczy i udaje, że w katarskim raju szejkowie działają według zachodnich wolnorynkowych norm, dobrze że chociaż oni nie milkną.
*
Pamiętam swój pierwszy dzień w Katarze. Od razu agent, pracujący dla mojego pracodawcy, zabrał mój paszport. Od tej pory go nie widziałem.
Shamim, ogrodnik z Bangladeszu dla Amnesty International. I dalej, Mohammed, w tym samym materiale.
Byłem w biurze firmy, powiedziałem, że chcę wracać do domu, bo wypłaty ciągle się spóźniają. Usłyszałem, że mam pracować albo nigdy stąd nie wyjadę.
Kolego, uszy w górę. To oznacza, że będziesz mógł uczestniczyć w tych wyśnionych, wymarzonych, najpiękniejszych w historii Mistrzostwach Świata!