Dwie ekipy w gazie, obie grające ofensywnie, pojedynczy mecz w Pucharze Francji, w którym nie warto było kalkulować – wszystko wskazywało na to, iż na Stade Louis II obejrzymy interesujące spotkanie. Mieliśmy nosa, bo choć żadna z drużyn nie narzuciła wysokiego tempa, to mimo wszystko działo się sporo.
Strzelanie rozpoczęli gospodarze już w 13. minucie po stałym fragmencie gry. Fabinho podszedł do piłki, z prawej strony pola karnego posłał ją w szesnastkę, a tam Jovetić z łatwością skutecznie uderzył głową. Defensorzy Lyonu zachowali się trochę tak, jakby zapomnieli, że w ekipie Czerwono-Białych trzeba kryć kogoś więcej niż tylko Falcao czy Glika. Sami nie wiemy, gdzie było więcej wolnego miejsca – wokół Joveticia przy tym stałym fragmencie, czy na trybunach stadionu Monaco.
Dla podopiecznych Bruno Genesio był to zimny prysznic, po którym od razu wzięli się do roboty. Jeśli ktoś zastanawiał się, czemu Andrea Raggi jest tylko rezerwowym w drużynie Czerwono-Białych, to z odpowiedzią przyszedł Bertrand Traore – w 21. minucie wziął go „na raz” lekko przerzucając sobie piłkę główką i pakując piłkę do siatki. Kamil Glik był za daleko, żeby zdążyć nadrobić błąd kolegi, który tego dnia w ogóle spisywał się kiepsko. Napastnik ograł byłego zawodnika Bologni już wcześniej, co tylko jeszcze gorzej świadczy o jego dzisiejszej dyspozycji.
Cztery minuty później było już 2:1 dla gości. Po lewej stronie pola karnego futbolówkę miał Depay. Próbował zejść do prawej nogi i znaleźć sobie przestrzeń do strzału, co zresztą udało mu się, pomimo asysty dwóch defensorów rywala. Nieporadnie interweniował Glik, piłka odbiła się od jednego z jego kolegów, spadła na poprzeczkę, a ruszył do niej Mariano Diaz. Wychowanek Realu Madryt zdążył ją uratować przed wyjściem na aut bramkowy, a do bramki trafił… Djibril Sidibe. Chciał zdjąć futbolówkę z nogi napastnika Lyonu, a zamiast tego po prostu go wyręczył. Może gdyby jego boiskowi partnerzy nie stali jak słupy soli tylko obserwując całą okazję, to Monaco by się uratowało, lecz praktycznie wszystkich zamurowało.
Reprezentant Polski tak naprawdę musiał harować w obronie za dwóch, bo Raggi raz po raz popełniał jakiś błąd. Jeszcze w pierwszej połowie uratował swój zespół od kolejnej groźnej sytuacji. Włoch zagubił się gdzieś głębiej w środku pola, a z kontrą ruszył Mariano Diaz. Glik pędził za nim przez kilkanaście metrów i wślizgiem wybił piłkę spod nóg Hiszpana. Jeszcze chwila, a ten stanął by oko w oko z Diego Benaglio.
Leonardo Jardim musiałby jednak sklonować byłego zawodnika Torino, by uratować Monaco od porażki. Raggi bowiem w 55. minucie znów dał wszystkim lekcję jak nie powinno się grać, będąc stoperem. Najprostsza akcja – zwykłe, wydawałoby się niegroźne, dośrodkowanie z lewej flanki autorstwa Traore w kierunku Diaza i 3:1 dla OL. Włoch krył przeciwnika na radar, a to było już za dużo. Kilka minut później Portugalski szkoleniowiec ściągnął go z boiska, bo ten zdecydowanie bardziej szkodził niż pomagał drużynie.
Podopieczni Bruno Genesio górowali nad Czerwono-Białymi, wydawało się, iż kontrolują mecz, jednak im dłużej trwało spotkanie, tym bardziej komfortowo się czuli. Czy to komplement? Wręcz przeciwnie, bo równocześnie stracili oni koncentrację, czego efektem był kontaktowy gol gospodarzy. Balde Keita dostał piłkę w polu karnym, ale rywale zachowali się na tyle pasywnie, że ten swobodnie odegrał ją do Rony’ego Lopesa.
Zrobiło się 3:2 i zamiast spokojnej końcówki – nerwówka, tym bardziej, że Monaco wychodziło wyżej z pressingiem. Na szczęście Lyonu piłkarze Jardima konstruowali swoje akcje w sposób zbyt chaotyczny, by bardziej zagrozić Anthony’emu Lopesowi. Receptą były stałe fragmenty gry – najpierw groźnie uderzał Rony, a później Kamil Glik, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego ubiegł golkipera Les Gones, lecz przeniósł piłkę ponad poprzeczką. W 93. minucie Polak miał jeszcze większego pecha – po dośrodkowaniu trafił w słupek, golkiper gości nawet nie drgnął, ale piłka poleciała prosto w niego. Kilkadziesiąt sekund później górą był już bramkarz, który uprzedził nabiegającego stopera Monaco po kolejnym rzucie rożnym.
W samej końcówce reprezentant Polski miał zatem więcej okazji, niż Radamel Falcao i Stefan Jovetić razem wzięci. Jak to się często mówi – zabrakło szczęścia i tym razem absolutnie nie ironizujemy. Ekipie Jardima nie pozostało zatem nic, jak tylko skupić się na Ligue 1, wszak z europejskimi pucharami też już się pożegnali. Do miejsca gwarantującego udział w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów brakuje im punktu. Lokatę tę zajmuje Marsylia i to właśnie z nią w weekend zmierzy się Monaco. Czerwono-Biali muszą szybko pozbierać się mentalnie, by za chwilę nie wpaść w jeszcze większe tarapaty.
AS Monaco – Olympique Lyon 2:3 (1:2)
Jovetić 13′, Rony Lopes 71′ – Traore 21′, Sidibe (OG) 25′, Diaz 55′