Reklama

Pilot kamikaze na ostatniej wojennej misji

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

23 stycznia 2018, 17:52 • 10 min czytania 6 komentarzy

Przyłapujemy się na tym, że gdy myślimy o igrzyskach w Soczi, żałujemy, że Japończyk nie wygrał konkursu na dużej skoczni (był drugi). Najlepiej, gdyby miał tę samą notę, co Kamil Stoch, ale jednak – dalibyśmy mu złoto. Tak po prostu. Bo zasługuje, bo jest niesamowity, bo nie sposób go nie lubić. A jego reakcja na porażkę z Kamilem, z każdym kolejnym obejrzeniem, tylko nas w tym utwierdza.

Pilot kamikaze na ostatniej wojennej misji

*

“Skoki rozgrywają się głównie w głowie, trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. Ja przy każdym skoku wyobrażam sobie, że jestem pilotem kamikaze, najodważniejszym ze wszystkich, a ten lot to egzekucja, ostatnia misja wojenna” ~ Noriaki Kasai, czyli najbardziej lubiany i najmniej skuteczny pilot kamikaze w historii.

*

Początek

Reklama

Północ Japonii. Malutka miejscowość Shimokawa, nieco ponad 200 kilometrów drogi od Sapporo. Podróż samochodem z jednego miejsca do drugiego trwa około trzy godziny. To mniej więcej tyle, ile dzieli Częstochowę od Warszawy. Choć, jak twierdzą Google Maps, szybciej taką odległość pokonamy w Polsce. In your roads, Japan!

Wróćmy jednak do Kraju Kwitnącej Wisni, bo to tam w 1972 roku na świat przychodzi nasz bohater. Nic niezwykłego się przy tej okazji nie dzieje, choć wiele osób lubi podkreślać, że kilka miesięcy wcześniej we wspomnianym Sapporo odbyły się igrzyska olimpijskie. Wy, rzecz jasna, doskonale o tym wiecie, bo aż do 2010 roku wszyscy Polacy sycili się jedynym zimowym złotem, jakie zdobyliśmy. Przywiezionym przez Wojciecha Fortunę właśnie z Japonii.

My jednak nie o tym, bo ważniejszą rolę w tej opowieści odgrywa Shimokawa. Mająca niecałe 4000 mieszkańców (więcej ma choćby Pcim), niegdyś związana z górnictwem, ale do dziś złoża zdążyły się wyczerpać. Aktualnie bazuje na przemyśle drzewnym. Innymi słowy: raj dla drwali. Tych prawdziwych, bez kawy ze Starbucksa w ręce. Dowiedzieć z Internetu możemy się też, że Shimokawa posiada gorące źródło. Tak, jedno.

To małe miasteczko jest jednak prawdziwą wylęgarnią skoczków narciarskich. Serio. Urodził się tam Takanobu Okabe, wychowali Daiki, Kenshirō i Yūki Itō, pochodzi z niego uczestnik Igrzysk w Sarajewie z roku 1984, a przy okazji laureat japońskiej wersji konkursu na najciekawsze imię: Hiroo Shima. Oddalibyśmy wiele, by dowiedzieć się, co kierowało jego rodzicami.

I w końcu: to właśnie tam pierwsze kroki stawiał Noriaki Kasai. A potem kolejne, coraz szybsze i większe. Prędko okazało się, że robi to całkiem dobrze i do dziewiątego roku życia trenował na bieżni, wiążąc swą przyszłość z biegami na 10 kilometrów. Potem postanowił założyć narty i trochę polatać. Tak już zostało.

Zanim zdążycie zapytać, pragniemy rozwiać wątpliwości: tak, Kasai naprawdę był kiedyś młody. Choć wiemy, że w skokach obecny jest niemal od zawsze i dla większości z was to jednak…

Reklama

Staruszek

Właściwie nie powinniśmy się niczemu dziwić. Na liście 10 najstarszych żyjących obecnie ludzi, szóstka pochodzi z Japonii. To też w tym kraju w piłkę wciąż grywa Kazuyoshi Miura, dziarski pięćdziesięciolatek. W filmach bombardują nas wizerunkiem starszych, siwych mędrców rodem z Tokio i okolic.  Ale mimo wszystko wciąż mamy wrażenie, że Noriaki Kasai na skoczni czuje się jak nauczyciel w szkole podstawowej. Od czasu do czasu spotka innego belfra, ale na co dzień i tak obcuje głównie z dzieciakami.

Niesamowite w tym przypadku jest jednak to, że Japończyk wciąż nie stracił pasji, która kierowała nim od samego początku. A wskażcie nam nauczyciela, który po trzydziestu latach uczyłby taką samą energią i zaangażowaniem, jak na początku swojej przygody z zawodem. Już kilka lat temu, w wywiadzie dla serwisu skokinarciarskie.pl, Kasai mówił: „Czasem rzeczywiście czuję się jak mentor. Myślę, że są rzeczy, których mogę ich nauczyć. Mam dużo doświadczenia, którym chcę się dzielić”.

Na to doświadczenie składa się ponad 500 występów w Pucharze Świata, siedem startów na igrzyskach olimpijskich, kilkanaście na mistrzostwach świata… i dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy oddanych skoków. To wszystko przez niemal 30 lat kariery i 45 lat życia. Zadajmy sobie podstawowe pytanie: jakim cudem on wciąż skacze i to na takim poziomie?

Sebastian Szczęsny, dziennikarz i komentator TVP, odpowiada nam:

Miałem przyjemność porozmawiania z Noriakim w poprzednim sezonie. To nie był wywiad, tylko luźna rozmowa, zwykła wymiana zdań. Zadałem mu między innymi takie pytanie i sprawa tu jest jasna – jemu cały czas sprawia to niesamowitą frajdę i przyjemność. Jak najbardziej go to cieszy i w dużej mierze dlatego wciąż skacze. Ale rozmawiałem też z dziennikarzami japońskimi i okazuje się, że Noriaki Kasai jest skoczkiem, który ma niesamowite naturalne predyspozycje do tej dyscypliny sportu. Natura sama obdarzyła go walorami, które pozwalają mu tak długo skakać.

Szczęsny dodaje też, że kiedyś postanowił przeanalizować, ilu zawodników z konkursu, który komentował, urodziło się jeszcze przed debiutem Kasaiego w Pucharze Świata. Wyszło, że siedmiu. Postanowiliśmy ponowić eksperyment, ale na nieco innych zasadach. W tej edycji PŚ punktowało 58 skoczków. Jeden z nich to sam Noriaki. Z pozostałych 57 zaledwie trzynastu jest starszych od pucharowej kariery Japończyka. Jeśli nie interesują was ich nazwiska, przeskoczcie do kolejnego akapitu. My jesteśmy zdania, że za takie osiągnięcia należy się wyróżnienie. Są to: Dimitrij Wasiljew, Sebastian Colloredo, Daiki Itō, Simon Ammann, Piotr Żyła (hehe), Vincent Decombes-Sevoie, Denis Korniłow, Taku Takeuchi, Manuel Fettner, Stefan Hula, Jernej Damjan, Andreas Stjernen i Kamil Stoch. Chylimy czoła, panowie. Pogratulujcie rodzicom.

W skrócie: jeśli słyszycie pytanie zaczynające się tak: „Najstarszym skoczkiem, który…”, to w ciemno zakładajcie, że to Kasai. Najprawdopodobniej traficie. A nawet jeśli nie, to wasze myślenie będzie jak najbardziej usprawiedliwione.

Kasai Wielki?

51548_G08_W01

Pod koniec tego roku Japończykowi wybije 30 lat kariery. To fenomenalne osiągnięcie, jednak po chwili zaczynamy się zastanawiać: czemu tego człowieka nie wymienia się wśród najlepszych w historii? Odpowiedź przychodzi szybko, wystarczy zajrzeć w listę jego osiągnięć. Owszem, w swojej kolekcji ma medale igrzysk olimpijskich, ale tylko jeden w konkurencji indywidualnej. Na siedem krążków z mistrzostw świata, aż pięć pochodzi z rywalizacji zespołowej. W Pucharze Świata dwukrotnie był na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej. Blisko wygranej był też w Turnieju Czterech Skoczni, ale dwa razy kończył na środkowym stopniu podium. Jedyne złote krążki? Turniej Nordycki i, przede wszystkim, mistrzostwa świata w lotach w roku 1992.

Problem w tym, że to patrzenie zerojedynkowe. Nie bierzemy tu pod uwagę zmiennych (uwaga, matematyczny termin, jego prawidłowego użycia nie jest pewien nawet autor), których w trakcie kariery Noriakiego było dużo. Nie będziemy was zanudzać – wystarczy spojrzeć na lata 90., gdy miał najwięcej możliwości. Innymi słowy: jego prime time.

Zaczynał skakać jeszcze starym stylem, z nartami prowadzonymi równolegle. Potem przerzucił się, wraz z resztą stawki na styl V, do którego szybko dobrze się dostosował, ale problemy przyszły w 1994 roku – wtedy przesunięto wiązania bliżej środka narty, co sprawiło, że Kasai zaczął mieć problemy. Wcześniej skakał, wychylając się bardzo do przodu, narty dawał często za głowę – nabawił się przez to nawet pseudonimu „Dumbo”. Można powiedzieć, że miał swoje za uszami. Po zmianach nie mógł już tak robić. Dodatkowo zbiegło się to z latami, w których nabawił się kilku poważnych kontuzji –  między innymi dwukrotnie złamał wtedy bark.

Dlatego jego wielkość, jak twierdzi Sebastian Szczęsny, trzeba mierzyć inaczej:

Bez dwóch zdań to jest wielka osobowość skoków narciarskich, to na pewno. Nie można mu odmówić osiągnięć: zwycięstw w zawodach PŚ czy miejsc na podium, których ma kilkadziesiąt. Nie był taką gwiazdą jak Jens Weisfflog, Matti Nykaenen, Adam Małysz czy Kamil Stoch, gdy mówimy o osiągnięciach, prawda? Kasai nie jest gwiazdą wynikową, ale na niego nikt chyba w ten sposób nie patrzy. To jest niesamowita osobowość. Myślę, że tak czy inaczej w tym hall of fame skoków ma swoje miejsce.

Zresztą, co by się nie działo – fani na całym świecie Noriakiego uwielbiają. Szanują go dziennikarze, rywale i młodzi skoczkowie. „Nigdy nie myślałam o tym, że jestem jedyną dziewczyną. Kiedy byłam młoda, nie było kobiet, które mogłyby być wzorem, więc patrzyłam na Kasaiego” mówiła Yūki Itō, japońska zawodniczka. Kasai jest na tyle lubiany, że w Polsce powstał rapowy utwór nazwany jego imieniem, a w Finlandii piosenkę „Mr. Noriaki Kasai” nagrał punk rockowy zespół Van Dammes. Swoją drogą, Finlandia to chyba jedyny kraj, gdzie punkowcy tworzą kawałki o skokach.

Rodzina

Znacie nas, lubimy sobie pożartować. Tu jednak z dowcipów rezygnujemy. Historia rodziny Noriakiego Kasaiego to nie temat do robienia sobie jaj. Ojciec? Odszedł, gdy Noriaki był mały. Przyszłą legendę skoków i jego dwie siostry wychowywała samotnie matka, Sachika.

Mniej więcej w tym samym czasie, w którym Noriaki dowiedział się, że pojedzie na drugie igrzyska w swoim życiu, Kumiko, jego młodsza o sześć lat siostra, otrzymała informację o poważnej chorobie, z którą będzie musiała walczyć. Mowa o niedokrwistości aplastycznej, która – zależnie do formy – może trwać krótko lub pozostać z „ofiarą” na dłuższy czas, w skrajnych przypadkach prowadząc do śmierci. To ostatnie mogło dotyczyć Kumiko.

Mogło, bo Noriaki był już wtedy uznanym skoczkiem, który był w stanie użyć swoich kontaktów i pieniędzy, by zapewnić jej leczenie z najwyższej półki. On sam wmówił sobie, że gdy zdobędzie złoty medal igrzysk, jego siostra wyzdrowieje. Z Lillehammer przywiózł jedynie srebro z konkursu drużynowego, ale wtedy i to wystarczyło.

Sęk w tym, że gdy Kumiko doszła do siebie, na rodzinę padł cień kolejnej tragedii. W pożarze rodzinnego domu, ciężkich poparzeń doznała matka Noriakiego. Przeżyła, ale tylko rok. „Ciągle mam łzy w oczach, czytając jej listy. Pisała, że z pewnością znów powrócę do światowej czołówki i dzięki mnie skoki odzyskają należną im rangę. Dlaczego wszystko wciąż sprzysięga się przeciwko mnie?” pytał po jej stracie Kasai, który w tym samym czasie zmagał się też z efektami kontuzji, o których wspominaliśmy wcześniej. Do dziś jeden z listów wozi ze sobą na wszystkie konkursy. Papier został zalaminowany, by cenna pamiątka się nie zniszczyła.

Rodzinne demony powróciły po Igrzyskach w Soczi. U Kumiko znów odezwała się choroba i tym razem to ona wygrała walkę. Siostra Noriakiego odeszła w styczniu 2016 roku, miała 38 lat. To niesamowite, ale zaledwie dwa dni później Japończyk wystąpił w mistrzostwach świata w lotach i… ustanowił nowy rekord Azji w długości skoku. Skakał z czarną opaską na ramieniu.

Sebastian Szczęsny:

Kasai potrafi to wszystko od siebie oddzielić. Siadając na belce startowej i startując w zawodach, poniekąd robi dla rodziny. Dla siebie, ale też dla rodziny. To jest facet, który potrafi się całkowicie wyłączyć, skoncentrować na zadaniu, które go czeka.

Jeśli w historii tej rodziny może istnieć szczęśliwe zakończenie, to brzmi ono zapewne tak: Noriaki godzi się z ojcem po wielu latach, w trakcie których nie utrzymywali kontaktu. Na początku 2016 roku, zaledwie dwa tygodnie po śmierci siostry, 43-letni skoczek zostaje ojcem po raz pierwszy w życiu. Córka jest zdrowa, podobnie jak jej matka. „Kiedy usłyszałem płacz dziecka, miałem łzy w oczach. To dla mnie bardzo emocjonalny czas” mówi mediom Kasai, który, w ten sam weekend, staje też na podium Pucharu Świata. Na swoim terenie, w Sapporo.

Bajka? Nie, to prawdziwe życie. Wiadomo, że ono tworzy najlepsze historie. Nawet jeśli wcześniej musi stworzyć te najgorsze.

Przyszłość

Na horyzoncie majaczą już igrzyska w Pjongczangu. Ósme w jego życiu, kolejny rekord. Do tej pory dzielił go z Albertem Diemczenką, rosyjskim saneczkarzem, ale ten wystąpić w Korei nie może. Nawet gdyby specjalnie wznowił dla tego celu karierę. Chyba nie musimy tłumaczyć dlaczego.

To też igrzyska specjalne, bo Kasai poniesie japońską flagę. Nie wiemy, czy słynna „klątwa chorążego” działa tylko w polskiej kadrze, ale szczerze życzymy japońskiemu skoczkowi, by okazało się, że u nich nie trzeba się jej obawiać. On sam chyba o niej nie słyszał: „Jestem bardzo szczęśliwy. Po Soczi pomyślałem, że na kolejnych igrzyskach byłoby miło nieść flagę. Jestem zaszczycony, że zostałem wybrany spośród tak wielu świetnych sportowców”.

Później następne lata na skoczni i odliczanie do kolejnych, chińskich, igrzysk. Do niedawna Japończyk twierdził, że to wtedy będzie chciał zakończyć swoją piękną karierę. Ale do walki o organizację takowych w roku 2026 włączyło się Sapporo. I nagle nic nie jest oczywiste. „Po czterdziestych urodzinach stwierdziłem, że skończę skakać, mając lat 50. Jednak teraz, gdy Sapporo ubiega się o organizację kolejnych igrzysk, muszę nieco zmienić te plany” mówił.

My w tej sytuacji możemy napisać jedyną słuszną rzecz: trzymamy kciuki za wygraną Sapporo. A później będziemy trzymać za Noriakiego.

SEBASTIAN WARZECHA

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
3
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

6 komentarzy

Loading...