Grigorij Rodczenkow na dopingu zna się jak nikt. Temat poznał z każdej strony – na studiach sam szprycował się czym popadnie, ale renoma przyszła dużo później. W XXI wieku stał się rozpoznawalny jako człowiek, który odpowiadał za zorganizowany system dopingu podczas igrzysk olimpijskich w Soczi. Efektowna “spowiedź” przed kamerami była jednak dopiero początkiem – teraz Rosjanin idzie za ciosem i zarzuca nieuczciwość innym.
Wyglądem przypomina trochę Marka Niedźwiedzkiego, choć zachowaniem znacznie bliżej mu chyba do Borata. Trudno uwierzyć, że ktoś taki mógł być jednym z demiurgów rosyjskiego system dopingowego. A wszystko wydało się zupełnym przypadkiem. Zaczęło się od pomysłu na film – Bryan Fogel chciał zrobić swoją wersję “Super Size Me”. Z tą tylko drobną różnicą, że zamiast śmieciowym jedzeniem planował nafaszerować się dopingiem. Cel wbrew pozorom był jednak poważniejszy – filmowiec chciał udowodnić, że można świadomie sięgać po niedozwolone wspomaganie i oszukiwać najnowocześniejsze testy.
Zainteresowanie sportem miał we krwi – od lat spełniał się jako kolarz. I to właśnie jeden z najtrudniejszych amatorskich wyścigów zainspirował go do zrealizowania pomysłu. Fogel bez sięgania po doping zdołał ukończyć Haute Route – „Tour De France dla amatorów” – na 14. miejscu. Chciał jednak poczuć na własnej skórze, jaką różnicę zrobi na tym poziomie nowoczesna farmakologia.
Tylko jak pociągnąć ten temat jeśli nie korzystało się wcześniej z dopingu? Fogel spróbował namówić na udział w projekcie jednego z tych “dobrych”. Don Caitlin – jeden z założycieli laboratorium UCLA i współtwórca pierwszy testów antydopingowych – słysząc niezwykłą propozycję tylko uśmiechnął się pod nosem. “Nie mogę pomóc, ale znam kogoś kto będzie się do tego świetnie nadawał” – powiedział i odesłał filmowca do dalekiej Rosji.
Choć Caitlin i Rodczenkow znali się od wielu dekad, to wciąż trudno tak naprawdę zrozumieć, dlaczego Rosjanin zgodził się na udział w szalonym projekcie. Szybko okazało się, że w temacie niedozwolonego wspomagania jest rzeczywiście prawdziwym ekspertem. Zaczął… na samym sobie, szprycując się podczas studiów. Z Fogelem kontaktował się tylko przez Skype’a, ale i tak był w stanie stworzyć dla niego niezwykłą kurację, która opierała się głównie na zastrzykach z testosteronu.
Kolarz-amator postępy widział gołym okiem – na treningach zaczął osiągać wyniki o 20 proc. lepsze niż przed rokiem “na czysto”. Choć miał być przygotowany na wyrywkowe testy podczas Haute Route, to… ani razu nie został wylosowany do kontroli! Regularnie zażywany doping nie przełożył się jednak na poprawę miejsca, choć zaważyły o tym czynniki losowe – udział w kraksie i problemy ze sprzętem.
Filmowy projekt Fogela pozostałby pewnie ciekawostką gdyby nie to, że w trakcie jego kręcenia wokół Rodczenkowa zaczęło robić się gorąco. W grudniu 2014 roku bombę odpaliła stacja ARD, która wyemitowała dokumentalny film pokazujący kulisy dopingu w Rosji. Julija Stiepanowa – zdyskwalifikowana w 2013 roku za stosowanie niedozwolonego wspomagania – ze szczegółami opowiadała o systemie “podmieniania” próbek moczu. W dokumencie widać jak medalistka ME otrzymuje od jednego z trenerów zakazany przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) steryd.
Według ustaleń dziennikarzy Rosjanie byli przygotowani na wszystko. Gdy testy Rosyjskie Agencji Antydopingowej (RUSADA) były pozytywne, to decydowało… nazwisko. Wielkie postacie mogły spać spokojnie, z kolei ci “mniejsi” byli raz na jakiś czasu przykładnie karani. Doping był głęboko zakorzeniony i zorganizowany systemowo – istniał jako ważna część procesu szkoleniowego.
„Nowy” film
Rodczenkow nagle znalazł się w centrum zainteresowania. W 2006 roku został dyrektorem laboratorium antydopingowego w Moskwie – z pewnością musiał widzieć i wiedzieć wiele. Fogel postanowił wykorzystać zaufanie zyskane u Rosjanina i został jego rzecznikiem. Zaprosił go do Stanów Zjednoczonych, gdzie nagrano “spowiedź” przed kamerami. I to właśnie szokujące zeznania Rodczenkowa nieoczekiwanie stały się osią filmu, który wypuścił Netflix. “Ikar” – bo tak go zatytułowano – uzupełnia poprzednie doniesienia dziennikarzy świadectwem jednego z reżyserów całego przedsięwzięcia.
Historia opowiedziana przez kontrowersyjnego medyka mrozi krew w żyłach. Według jego słów igrzyska w Soczi były jednym wielkim szwindlem. Gospodarze mieli stworzyć wielki system podmiany próbek moczu, a sam proceder gorliwie wspierali nawet agenci rosyjskich służb specjalnych (FSB), którzy dla niepoznaki byli zatrudniani jako… konserwatorzy budynku. Rodczenkow opowiada o celowo tworzonych dziurach w ścianie i monitoringu zaplanowanym tak, by zostawiać przestrzeń do nielegalnych działań.
– Ludzie cieszyli się z medali, a my cały czas podmienialiśmy próbki z moczem, bo wiedzieliśmy, że to się może zaraz skończyć – opowiadał Rosjanin. Według jego słów podmieniono nawet ponad 100 próbek! System miał sięgać samych szczytów władzy. Wszystkim miał sterować minister sportu Witali Mutko, który odpowiadał już przed samym Władimirem Putinem.
Zeznania Rodczenkowa potwierdził raport Richarda McLarena, który powstał na zlecenie Światowej Agencji Antydopingowej (WADA). Według jego ustaleń proceder ukrywania pozytywnych wyników testów miał dotyczyć przedstawicieli ponad 30 dyscyplin! Reperkusje były poważne – WADA rekomendowała MKOl wykluczenie z igrzysk w Rio… wszystkich rosyjskich sportowców. Ostatecznie polecieli tam tylko nieliczni.
Tak w skrócie wyglądał “stan gry” w momencie premiery “Ikara” latem 2017 roku. Sytuacja jest jednak rozwojowa – w grudniu 2017 roku MKOl zdecydował o wykluczeniu Rosjan z zimowych igrzysk w Pjongczangu. Mutko – jeden z głównych organizatorów piłkarskiego mundialu – został dożywotnio wykluczony z igrzysk. Podobny los spotkał także Jurija Nagornycha, jego następcę w ministerstwie sportu.
Londyn jak Soczi?
Rodczenkow w ostatniej chwili opuścił ojczyznę i do dziś boi się o swoje życie. Jest przekonany, że jeden z jego kolegów – który też działał na rzecz dopingowego systemu – został zamordowany przez rosyjskie służby. Teraz w USA jest chroniony jak uczestnik programu ochrony świadków. Od tej pory jego opinie trafiają do obiegu w wersji Fogela. Tak właśnie reżyser opowiedział niedawno o podejrzeniach lekarza pod adresem igrzysk w Londynie.
– To inna sytuacja niż w przypadku Soczi, gdzie Grigorij wszystko widział na własne oczy. Mimo to na podstawie pewnych nieregularności związanych z wynikami testów on jest w stanie ocenić, kto w 2012 roku sięgał po niedozwolone wspomaganie. Zwrócił moją uwagę na kilku ważnych brytyjskich atletów, ale nie mogę mówić o nazwiskach – przyznał Fogel w rozmowie z BBC.
Zarzuty Rodczenkowa dotyczyły też samych procedur. Nazwał igrzyska w Londynie “najgorzej zorganizowaną pod tym względem imprezą sportową jaką kiedykolwiek widział na własne oczy”. Co konkretnie miał na myśli? Przestarzały i niesprawny sprzęt oraz metodologię samych badań. Podejrzeniami miał podzielić się nie tylko z Fogelem, ale również z przedstawicielami WADA i MKOl.
Odpowiedź Brytyjczyków przyszła błyskawicznie. W oficjalnym komunikacie Brytyjska Agencja Antydopingowa (UKAD) odcięła się od zarzutów Rodczenkowa. Cały program olimpijskich testów miał zostać pozytywnie podsumowany, a same laboratoria “spełniają najwyższe standardy WADA i są regularnie sprawdzane”. Nie oznacza to jednak, że dopingu na igrzyskach w Londynie nie było – wręcz przeciwnie. Po latach – po serii ponownych badań – zdyskwalifikowano łącznie ponad 80 osób, odbierając w sumie 29 medali – z tego aż 13 z rąk… Rosjan.
Choć pod hasłem “najbrudniejszy bieg w historii” przytacza się finał stu metrów w Seulu z 1988 roku, to 24 lata później w Londynie doszło do równie bezprecedensowego wydarzenia. W biegu na 1500 metrów kobiet triumfowały Turczynki – Asli Cakir Alptekin przed Gamze Bulut. Obie zostały potem zdyskwalifikowane. W sumie po latach dopingowy epizod ma na koncie aż sześć z dziewięciu najszybszych wówczas kobiet świata. Dziesiąta na mecie Brytyjka Lisa Dobriskey nie ukrywała niesmaku i rozczarowania. “Nie wierzę, że startujemy na równych zasadach” – powiedziała na gorąco przed kamerami BBC.
Obie medalistki – już długo po igrzyskach – oskarżono o “doping krwi”, a w ich paszportach biologicznych wykryto wskazujące to anomalie. Dla Alptekin była to już druga wpadka, więc skazano ją na 8-letnią dyskwalifikację. Wcześniej zdążyła wyśrubować rekord życiowy do niebotycznego poziomu 3 minut i 56 sekund. Wszystkie jej wyniki unieważniono, a do tego odebrano medale zdobyte od 2010 roku. Turcy odwołali się od decyzji, a karę ostatecznie skrócono o połowę. Biegaczka zdążyła nawet wrócić do treningów i startów w 2017 roku, ale… znów została zdyskwalifikowana. Tym razem nawet nie wiadomo za co dokładnie – pewne jest tylko to, że kara jest dożywotnia.
Bulut po srebro sięgnęła po najlepszym sezonie w karierze. W jego trakcie poprawiła rekord życiowy… o 17 sekund! Miała wtedy zaledwie 20 lat. Po wnikliwej analizie zabrano jej wszystkie medale wywalczone w latach 2011-16. Do sportu będzie mogła wrócić w 2020 roku.
Co z Brytyjczykami?
Jednak Rodczenkow wcale nie miał na myśli takich przypadków. Najciekawsze jest co innego – nikt do tej pory tak otwarcie nie wskazywał na dopingowe powiązania… gospodarzy. Na liście przyłapanych na dopingu podczas igrzysk w Londynie znajdziemy dziesiątki reprezentantów Rosji, Turcji oraz Ukrainy, ale ani jednego Brytyjczyka. W Londynie sięgnęli w sumie po 29 złotych medali, 17 srebrnych i 19 brązowych, zajmując ostatecznie trzecie miejsce w klasyfikacji medalowej.
Po najwyższe laury sięgnęli w wówczas między innymi biegacz Mo Farah oraz pięściarz Anthony Joshua. Obaj są dziś twarzami brytyjskiego sportu, ale łączy ich też coś innego: stale muszą tłumaczyć się z dopingowych oskarżeń. Pierwszy przez wiele lat był związany z kontrowersyjnym trenerem Alberto Salazarem. W 2017 roku podejrzenie na Faraha rzucili… rosyjscy hakerzy. Dotarli do opinii głównego lekarza IAAF Pierre’a-Ivesa Garniera, który dwa lata wcześniej po anomaliach wykrytych w paszporcie biologicznym ocenił prawdopodobieństwo sięgania po doping jako “wysokie”. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach – Farah został oficjalnie oczyszczony z zarzutów i zaczął próbować sił w maratonach.
Joshua z kolei po olimpijskim złocie został utytułowanym zawodowcem. Z 20 walk wygrał wszystkie – i to przed czasem! Zebrał na koncie pasy federacji IBF I WBA oraz zdążył wysłać na emeryturę Władimira Kliczkę. 31 marca zmierzy się z czempionem WBO, Josephem Parkerem. Rywal przed pierwszą konferencją prasową nie przebierał w słowach…
– Jeśli ja jestem “królem ciastek”, to Joshua jest królem sterydów. Gdy jesteś tak wielki i umięśniony, to coś jest nie tak. Słyszałem różne pogłoski, ale widziałem go na własne oczy i to wystarczy do tego, by wyrobić sobie zdanie. Nie oskarżam go o doping, ale mówię, że to możliwe – stwierdził Nowozelandczyk przed przylotem do Anglii.
Takie słowa – niepoparte dowodami – to w boksie mimo wszystko rzadkość. W kontekście Joshuy pojawiają się jednak często – wcześniej nawiązywał do nich Tyson Fury, nazywając go “ciężarowcem i kulturystą”. Śladów wskazujących na doping jednak brak, a sam mistrz jest jednym z najczęściej sprawdzanych pod tym względem sportowców.
– Anthony jest testowany przez Brytyjską Agencję Antydopingową (UKAD) – to wyrywkowe testy obowiązujące 24h na dobę przez 365 dni w roku. Oprócz tego w momencie podpisania walki jesteśmy do dyspozycji WADA – na podobnych zasadach. Przez cały rok obowiązują też wprowadzone od niedawna wyrywkowe testy organizacji WBA, której Joshua jest mistrzem. Przed ostatnią walką w trakcie 12-tygodniowego obozu był sprawdzany 8 razy przez wszystkie te organizacje” – odpowiedział promotor mistrza Eddie Hearn.
– Nie muszę nic udowadniać. Fakty są jednoznaczne – jestem do dyspozycji testujących codziennie. I płacę za to dużo – stwierdził Joshua, który rocznie przeznacza na badania ponad 30 tysięcy funtów.
Nie wiadomo kogo dokładnie na myśli miał Rodczenkow, ale według słów Fogela miało chodzić właśnie o „grube ryby” brytyjskiego sportu. O wszystkich podejrzeniach i dowodach miały zostać powiadomione najważniejsze organizacje. Sam Rosjanin zapowiada, że ma jeszcze sporo ciekawych historii do opowiedzenia, a reżyser nie wyklucza stworzenia drugiej części „Ikara”. Wszyscy ewentualni podejrzani na razie mają na swoją obronę jedno – nigdy nie zostali złapani na dopingu. Tylko czy to zamyka sprawę? W Soczi przecież też były testy…
KACPER BARTOSIAK