Nie możemy powiedzieć, że jesteśmy tą informacją zaskoczeni. Adam Gyurcso mniej więcej od sierpnia wyglądał na kogoś, komu nagle przestał smakować paprykarz szczeciński, a polskie morze stało się zdecydowanie zbyt zimne. Dzisiaj kończy się męka Węgra na dnie tabeli ekstraklasy, choć sam przecież do takiego, a nie innego rezultatu Pogoni się mocno przyczynił. Gyurcso został wypożyczony na pół roku do Hajduka Split, choć szanse na to, że w barwach Portowców jeszcze zagra są chyba nawet mniejsze od nadziei szczecinian na awans do górnej ósemki.
Jeszcze przed tym sezonem mógł mieć realne nadzieje na grę w reprezentacji Węgier. Poprzednie rozgrywki były w jego wykonaniu całkiem udane, a już występ przeciwko Wiśle Kraków, gdy strzelił cztery gole mówił sam za siebie. “Biała Gwiazda” chyba dobrze zapamiętała sobie gracza z siódemką na plecach, gdyż w ostatnich dniach również mówiło się o jej zainteresowaniu usługami jeszcze do niedawna przebojowego zawodnika. W czerwcu Gyurcso wystąpił jednak w przegranym meczu Węgrów z Andorą, a później piłkarski kabaret zaczął odprawiać w Szczecinie.
Był jednym z symboli zaskakująco słabej rundy w wykonaniu Pogoni. Maciej Skorża długo ufał mu bezgranicznie i wystawiał niemal w każdym meczu od dechy do dechy. Węgier odpłacał się jednak kompletnym brakiem zaangażowania, nieudanymi zagraniami i frustrującym machaniem rękami. Dość powiedzieć, że w rundzie jesiennej jedyne dwie bramki, jakie udało mu się zdobyć padły z rzutów karnych, a na koncie asyst również znalazła się liczba dwa. Słabe statystyki jak na kogoś, kto był kreowany na największą gwiazdę ofensywną zespołu celującego w górną ósemkę tabeli.
Sytuacja Gyurcso stopniowo ulegała pogorszeniu po zmianie trenera. Kosta Runjaic wystawił go w pierwszym składzie tylko na dwa pierwsze mecze, a później najpierw posadził na ławce, aż w końcu odesłał na przedwczesny urlop. Węgier opuścił drużynę dwa spotkania przed zakończeniem rundy jesiennej i miał wrócić w styczniu, aby odbudowywać pozycję. Pod koniec roku został jednak wystawiony na listę transferową i wiadomo było, że jego dni w zespole spod znaku Gryfa są już policzone. Ostatecznie Gyurcso wzmocni Hajduka Split i trzeba przyznać, że mimo kiepskiej rundy zanotował ogromny sportowy awans. No bo jak inaczej określić przejście z ostatniej drużyny ligi polskiej do wicelidera chorwackiej ekstraklasy? Tam Węgier zmierzy się pewnie ze znacznie większą konkurencją i straci miano największej gwiazdy drużyny. Może jednak gra o wyższe cele niż utrzymanie w Polsce wyzwoli w nim pokłady ambicji dawno nie widziane przez szczecińskich kibiców? Fani zresztą jesienią nie szczędzili mu na trybunach uszczypliwości i zapewne nie będą dzisiaj rozpaczać nad stratą krnąbrnego skrzydłowego.
Hajduk również słynie z bardzo fanatycznych kibiców, więc jeśli Gyurcso będzie prezentował się tak jak jesienią, na obrażaniu z trybun może się nie skończyć. Na miejscu spotka m.in. innego Węgra napastnika Marko Futacsa, który w tym sezonie, głównie przez kontuzję kolana, zdobył zaledwie jedną bramkę. Do gry ma wrócić w marcu, więc razem z Gyurcso na pewno spędzą sporo czasu na rozmowach o tym, jak odbudować wysoką formę. A sama ekstraklasa też raczej wiele nie straci, bo oprócz pamiętnego meczu z Wisłą, zapamiętamy go raczej z nierównej formy i gwiazdorskich manier.
Fot. FotoPyk